Obrona planetarna. Jak bronić się przed meteorytami?

Obrona planetarna. Jak bronić się przed meteorytami?

Bruce Willis nas uratuje?
Bruce Willis nas uratuje?
Łukasz Michalik
16.02.2013 14:00, aktualizacja: 13.01.2022 12:36

Deszcz meteorytów, jaki spadł na Czelabińsk, choć był widowiskowy i spowodował powierzchowne uszkodzenia wielu budynków, był stosunkowo niegroźny. Trudno wyobrazić sobie jak wyglądałoby miasto, gdyby skalny odłamek nie rozpadł się w atmosferze, ale całym impetem uderzył w Ziemię. Czy i jak możemy bronić się przed takimi zagrożeniami?

Deszcz meteorytów, jaki spadł na Czelabińsk, choć był widowiskowy i spowodował powierzchowne uszkodzenia wielu budynków, był stosunkowo niegroźny. Trudno wyobrazić sobie jak wyglądałoby miasto, gdyby skalny odłamek nie rozpadł się w atmosferze, ale całym impetem uderzył w Ziemię. Czy i jak możemy bronić się przed takimi zagrożeniami?

Kolizje są nieuniknione

Statystyka jest nieubłagana. Meteoryty uderzały, uderzają i – jeśli Ziemianie nie zaczną temu przeciwdziałać – będą uderzały w Ziemię. Średnio co około 10 tys. lat uderza obiekt o średnicy rzędu 100 metrów – to wystarczająco dużo, by spowodować kataklizm, jakiego nasza cywilizacja do tej pory nie doświadczyła, jak np. zniszczenie jakiejś metropolii, regionu lub spowodowanie gigantycznego tsunami.

Oczywiście uśrednione dane nie pozwalają stwierdzić, kiedy dokładnie możemy spodziewać się zagrożenia – równie dobrze Ziemię mogą czekać dziesiątki tysięcy lat bez upadku większego meteorytu, jak i uderzenia kilku dużych obiektów w jednym stuleciu. Na szczęście na razie nic takiego się jednak nie zapowiada.

Pewnym pocieszeniem może być fakt, że obiekty, które mogłyby spowodować zagrożenie w skali całego globu, muszą być dość duże, a zatem łatwiejsze do wykrycia. Astronomowie od dawna przeczesują Kosmos w poszukiwaniu takich zagrożeń.

Ryzyko zderzenia i skala Torino

NASA od dawna zajmuje się obserwacją i katalogowaniem obviektów kosmicznych. Do tej pory wykryto niemal 10 tys. tzw. NEO (Near-Earth Object), co nie znaczy, że każdy z nich stanowi choćby czysto teoretyczne zagrożenie – niektóre są np. obiektem zainteresowań jako cel przyszłej eksploracji.

Te, które stanowią - choćby czysto teoretyczne - zagrożenie, należą do kategorii PHO (Potentially Hazardous Object). Są to obiekty, które przecinają orbitę Ziemi, w pewnym momencie mogą znaleźć się bliżej, niż ok. 7,5 mln kilometrów od naszej planety i mają co najmniej 150 metrów średnicy. Uderzenie takiego PHO oznacza bowiem nie tylko np. zagładę jakiegoś miasta, ale również zniszczenie wielkich obszarów czy np. zmiany klimatyczne.

Prawdopodobieństwo zderzenia z Ziemią jest określane za pomocą 11-stopniowej skali Torino, gdzie 0 oznacza zerowe prawdopodobieństwo kolizji lub obiekty tak małe, że ulegają całkowitemu spaleniu w atmosferze.

Strona NEO.JPL.NASA.gov/risk z wykazem zaobserwowanych obiektów
Strona NEO.JPL.NASA.gov/risk z wykazem zaobserwowanych obiektów

Końcowe trzy punkty skali Torino oznaczają, że zderzenie jest pewne, a zarazem stopniują zagrożenie – od lokalnych zniszczeń i tsunami (numer 8) po ostatni punkt, oznaczony numerem 10, czyli zniszczenia globalne, zmiany klimatyczne i ryzyko zagłady cywilizacji. Co istotne, skala Torino określa prawdopodobieństwo w perspektywie 100 lat, a obecnie na opublikowanej przez NASA liście NEO tylko jeden z wykrytych obiektów uzyskał stopień 1.

Wszystkie pozostałe zostały oznaczone stopniem 0. W dotychczasowej historii obserwacji tylko jeden raz, w 2004 roku zdarzyło się, że 250-metrowa asteroida otrzymała stopień 4 (powyżej 1 proc. prawdopodobieństwa kolizji, możliwość regionalnych zniszczeń), jednak po dokładniejszych obserwacjach zagrożenie okazało się znacznie mniejsze – ocenę zmieniono na 2, a następnie na 0.

Obrona planetarna - brzmi dobrze, ale nie istnieje

Poza obserwacjami astronomicznymi, pozwalającymi na wykrywanie i katalogowanie potencjalnie niebezpiecznych obiektów, jeszcze w 2011 roku NASA rozpoczęła wdrażanie programu All-sky Fireball Network. Jego celem jest stworzenie sieci kamer, śledzących niebo i wykrywających meteoryty. Choć głównym celem programu jest ochrona przed zagrożeniami statków kosmicznych, to daje zarazem szansę na nieco wcześniejsze wykrywanie zagrożeń, związanych z meteorytami.

Kluczowe jest bowiem nie ostrzeliwanie nadlatujących meteorytów rakietami (taka wersja wypadków w Czelabińsku funkcjonowała nawet przez krótki czas w niektórych mediach), ale wykrycie ich na tyle wcześnie, by był czas na mniej inwazyjne i ryzykowne przeciwdziałanie - np. zmianę trajektorii na długo przed tym, gdy obiekt zagrozi Ziemi.

Oczywiście, jak przystało na decydentów, od których obywatele oczekują jakiejś reakcji, rosyjskie władze już zdążyły zadeklarować chęć budowy systemu obrony planetarnej, a wicepremier Dmitrij Rogozin wezwał Stany Zjednoczone do współpracy. Problem w tym, że na razie jest to zwykłe stroszenie piórek.

Życie to nie film - na razie jestesmy bezbronni

Bo bronić Ziemię przed meteorytami można, ale w filmach i literaturze SF. Wszystkie pomysły, zakładające zmianę trajektorii planetoid, korekcję grawitacyjną, kinetyczną czy ostrzelanie zagrożenia głowicami nuklearnymi są o tyle efektowne, co w tej chwili niewykonalne. Z drugiej strony rozwój technologiczny w teorii pozwala na stworzenie odpowiednich narzędzi i – jak w jednym z wywiadów zauważył komentujący całą sprawę dr Wojciech Borczyk z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu:

(… ) stworzenie systemu ochrony przed potencjalnie kolizyjnymi obiektami kosmicznymi w przyszłości raczej nas nie ominie.

No właśnie – w przyszłości. Najlepszym podsumowaniem naszych aktualnych możliwości wydają się słowa pułkownika rezerwy,  prezesa Polskiego Towarzystwa Astronautycznego , dr inż. Macieja Mroczkowskiego:

Problemy obrony planetarnej Ziemi są nierozwiązane. Ludzie zajmują się różnymi dziwnymi rzeczami, ale nikt nie docenia tego zagrożenia, w związku z tym nie przeznacza się na to żadnych znaczących funduszy. Nie idą na to ani środki finansowe, ani techniczne. Nie zbudowano systemu wczesnego ostrzegania.

O systemie obrony planetarnej dużo się mówi, gdy coś spadnie i narobi szkód. Gdy sprawa przestanie interesować media, temat znika, interesując przede wszystkim futurologów, astronomów i wielbicieli fantastyki naukowej. I tak do następnego razu. Bo tego, że następny raz będzie, możemy być pewni.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)