Od zera do burzliwego bohatera - czy nieSławny: inFamous 2 popieści nas prądem?

Od zera do burzliwego bohatera - czy nieSławny: inFamous 2 popieści nas prądem?

fot. avlxyz via flickr.com
fot. avlxyz via flickr.com
Mateusz Gajewski
23.06.2011 11:22, aktualizacja: 14.01.2022 13:13

Cole MacGrath był jak każdy z nas. Jadał bułki z chlebem, pił tanie piwko z Biedronki i lubił oglądać mecze Barcelony. Niestety sytuacja finansowa zmusiła go do rozpoczęcia pracy kuriera. Pewnego dnia w paczce znalazła się Kula Promieni, która sprzedała mu potężnego klapsa w pupę. Facet zdobył mega moce, stał się jak Superman i Batman. Wszystko byłoby ok gdyby nie pewien fakt, który odróżnia go od wspomnianych herosów – Cole potrafi być zły, bardzo zły.

Cole MacGrath był jak każdy z nas. Jadał bułki z chlebem, pił tanie piwko z Biedronki i lubił oglądać mecze Barcelony. Niestety sytuacja finansowa zmusiła go do rozpoczęcia pracy kuriera. Pewnego dnia w paczce znalazła się Kula Promieni, która sprzedała mu potężnego klapsa w pupę. Facet zdobył mega moce, stał się jak Superman i Batman. Wszystko byłoby ok gdyby nie pewien fakt, który odróżnia go od wspomnianych herosów – Cole potrafi być zły, bardzo zły.

Nie pamięta wół, jak cielęciem był...

Ile to już razy twórcy gier podawali nam na talerzu znany, oklepany i niesmaczny schemat typu: wcielasz się w rolę herosa i musisz uratować świat. Jejku rety, może i to nawet fajne, no ale ile razy można przeżuwać to samo. W pewnym momencie każdy trafia do punktu, w którym wie jak smakują wszystkie gry z gatunku „superhero”. Na szczęście Sucker Punch – studio odpowiedzialne za inFamous 2 pokazało, jak powinno się robić gry o bohaterach.

Zadanie nadrzędne może i wygląda nieco blado, ale za to sposoby jego realizacji są przepełnione kolorami. Jeśli ktoś ma dość gier, w których zadaniem gracza jest uratować świat, a przy okazji pomóc prawie połowie populacji w spełnieniu ich marzeń, snów i najdziwniejszych dewiacji seksualnych to inFamous 2 jest zdecydowanie dla niego. Tutaj to gracz decyduje, którą drogą pójdzie – Luke, tfu! Cole – wkroczysz na jasną czy ciemną ścieżkę mocy? Oczywiście długo się nie zastanawiając postanowiłem zostać tym złym. Wszakże nic nie rajcuje bardziej z rana od możliwości przyjarania komuś kupra za pomocą pioruna wystrzelonego z ręki (ej, bez skojarzeń!).

W Tobie jest siła, moc i zniszczenie!

Do tego dochodzą granaty, standardowe strzały „z ręki” oraz najnowsza nowość (tak nowa, że samo słowo „nowość” tutaj nie wystarcza): AMP. Jest to coś w stylu broni białej, którą można smagać wszystkie otaczające gracza jednostki wroga. To jednak nie koniec atrakcji – ciosy łączy się w kombosy, a siłę Ampa można zwiększać za pomocą dostępnego w grze systemu levelowania. W efekcie gracz dostaje ciekawe akcje, a kamera (prowadzona ręką twórców gry) dokładnie wie, w których momentach należy zwolnić akcję robiąc odpowiedni najazd. W ruchu wygląda to o wiele lepiej niż można by to opisać. Wypada się przekonać osobiście.

fot. pittaya via flickr.com
fot. pittaya via flickr.com

Sama historia, jaką opowiada gra, może i nie mogłaby konkurować z epopejami narodowymi Henryka Sienkiewicza, ale co najważniejsze poprowadzona jest spójnie i stanowi znakomity dodatek do dania głównego. Szef kuchni przygotował bowiem smakowity, opieczony w złocistą panierkę otwarty świat, który jest na wyciągnięcie ręki. Gra nie prowadzi gracza po sznurku, dzięki czemu to on sam decyduje, czy w danej chwili ma ochotę skopać komuś dupę w misji głównej, czy też może przypali jakiemuś śmiałkowi jądra za to, iż zadręcza go na ulicy swoją grą na saksofonie lub też dlatego, iż ucieka z jednym (jakże cennym dla osoby gracza) odłamkiem z wybuchu. Gra pozwala się nią bawić, niczym mysz z kotem, pies z dzieckiem i skąpo ubrana dziewczyna w stroju pielęgniarki wygłodniałemu klientowi. No, ten tego, jakoś tak. W każdym bądź razie hasełko „róbta co chceta” idealnie opisuje stan rzeczy jaki zastaniecie po dotarciu do New Marais.

Nowe i lepsze

fot. Atli Harðarson via flickr.com
fot. Atli Harðarson via flickr.com

Jeśli ktoś ma za sobą pozytywne doświadczenia z pierwszą częścią gry inFamous, a przy tym udało mu się wyjść ze wszystkiego z całymi palcami, to nie muszę chyba go namawiać do sięgnięcia po dwójkę. Gra otrzymała wiele usprawnień względem pierwowzoru, nie trzeba już na przykład powtarzać scen schodzenia do podziemi w celu uruchomienia prądu w poszczególnych dzielnicach miasta (zamiast tego strzelamy pociskami Tesli!). Graficznie i muzycznie jest wręcz wzorowo. Wszystkie efekty wystrzałów, latających wokoło głowy iskier nie tylko widać, ale także znakomicie słychać dzięki przestrzennemu dźwiękowi. Świsty, gwizdy i trzaski poruszą każdym i zostaną w głowie na dłużej. Momentami inFamous 2 lubi zwolnić, ale pojedyncze chrupnięcia są rekompensowane za sprawą gigawatów miodu, które Cole MacGrath wypuszcza z ekranu w naszą stronę.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)