Pozwy antypirackie – walka o sprawiedliwość czy cyniczny sposób zarabiania?
Już 200 tys. użytkowników sieci P2P zostało wskazanych przez właścicieli praw autorskich jako osoby łamiące prawo. Choć liczba oskarżonych piratów szybko rośnie, do tej pory zapadło bardzo mało wyroków. Jakie są przyczyny opieszałości w karaniu internautów?
09.08.2011 17:09
Już 200 tys. użytkowników sieci P2P zostało wskazanych przez właścicieli praw autorskich jako osoby łamiące prawo. Choć liczba oskarżonych piratów szybko rośnie, do tej pory zapadło bardzo mało wyroków. Jakie są przyczyny opieszałości w karaniu internautów?
Zwłokę w rozprawach sądowych można – na pozór – łatwo wytłumaczyć dużą liczbą pozwów, zapychających amerykańskie sądy. Wydaje się jednak, że wolne karanie osób oskarżonych o łamanie praw autorskich leży w interesie oskarżycieli. Jak to możliwe?
Choć pozwy sądowe jako metoda walki z piractwem zostały – w przypadku indywidualnych użytkowników – uznane za nieskuteczne, wytwórnie filmowe i firmy fonograficzne nie ustają w staraniach, by pozwać jak najwięcej internautów.
Paradoksalnie, celem takich działań nie jest doprowadzenie do procesu. Nawet w przypadku wygrania sprawy, co wcale nie jest oczywiste, może dojść do sytuacji, gdy skazany na dziesiątki tysięcy kary pirat po prostu nie będzie miał z czego jej zapłacić. Pozywająca firma nie odniesie zatem – poza satysfakcją z wygranej - żadnej korzyści.
Coraz większe zyski przynosi coś innego – pisma przedprocesowe, w których piraci otrzymują wspaniałomyślną ofertę: wycofanie pozwu w zamian za dobrowolne wpłacenie kilkuset dolarów. Wielu internautów, nie chcąc ryzykować procesu, zgadza się na takie warunki.
Zjawisko to wykorzystała brytyjska kancelaria Davenport Lyons która rozsyłała pisma z informacją o posiadaniu dowodów na łamanie prawa przez piratów. Pisma trafiały do przypadkowych osób, z których część rzeczywiście korzystała z sieci P2P i wolała zapłacić kilkaset funtów w zamian za uniknięcie procesu.
Choć oszuści z Davenport Lyons to przypadek ekstremalny, dobrze pokazuje mechanizm, z jakiego korzystają giganci przemysłu rozrywkowego.
Firmy z branży rozrywkowej doskonale wiedzą, że nie mogą liczyć na wielotysięczne odszkodowania, nawet gdy takie kwoty zostaną wskazane przez sąd w wyroku. Dlatego zadowalają się znacznie mniejszym, ale za to realnym zyskiem.
Choć nie bronię piratów, którzy przecież złamali prawo, warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki całą sytuację wykorzystuje branża rozrywkowa.
Można odnieść wrażenie, że autorom pozwów nie chodzi o sprawiedliwość, likwidację piractwa czy edukowanie społeczeństwa, ale że motywem ich działań jest coś bardziej prozaicznego – zysk za wszelką cenę.
Źródło: Dziennik Internautów