Prawdziwi Polacy grają w Wiedźmina! [recenzja]
23.05.2011 14:20, aktual.: 14.01.2022 13:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Oto odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu! Geralt z Rivii kopał tyłki potworom na kartach opowiadań i siedmiu książek, a w 2001 roku doczekał się ekranizacji, która trzasnęła fanów po pyskach. Na szczęście podnieśli się oni po niej w 2007, by usiąść do komputerów. Teraz mamy rok 2011 i znów wracamy przed monitory. A wraz z nami seksowna sąsiadka, żul z dworca i rzeźnik z pobliskiego mięsnego. Cała Polska gra w Wiedźmina 2!
Oto odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu! Geralt z Rivii kopał tyłki potworom na kartach opowiadań i siedmiu książek, a w 2001 roku doczekał się ekranizacji, która trzasnęła fanów po pyskach. Na szczęście podnieśli się oni po niej w 2007, by usiąść do komputerów. Teraz mamy rok 2011 i znów wracamy przed monitory. A wraz z nami seksowna sąsiadka, żul z dworca i rzeźnik z pobliskiego mięsnego. Cała Polska gra w Wiedźmina 2!
Geralt na prezydenta
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów to nie gra wideo. Wiem, że wszyscy tak myślą, ale mylą się. To jest dobro narodowe, które powinno znaleźć się na unijnej liście produktów chronionych. Z oscypkiem i podhalańską bryndzą łączy go jedno - jest wyjątkowy. Ta wyjątkowość nie przejawia się wcale w smaku czy wyglądzie. Owszem, na maksymalnych detalach z wykorzystaniem czterech, dziesięciu, piętnastu czy ile tam macie rdzeni w procesorze, nowy "Wiedźmak" wygląda bosko. Ale nie o walory estetyczne chodzi. Geralt nie po to walczy od lat z potworami, żeby teraz zwracać uwagę tylko na jego szeroką szczękę i pokryte obleśnymi bliznami muskuły. Ten gość zawsze miał więcej oleju w głowie niż wszyscy chędożeni królowie razem wzięci. On wie, jak podbić rynek... Szczególnie jeśli stoi za nim skarbiec CD Projektu.
Twórcy drugiej części przygód komputerowego pogromcy kobiecych staników postawili wszystko na jedną kartę. Tym bardziej silną, im więcej kapusty wylewano na jej promocję. A im bliżej było do premiery tytułu, tym więcej pojawiło się promocji. Ostatnio widziałem Geralta i jego ziomków na okładkach tylu gazet, że powoli zacząłem podejrzewać, iż Wiedźmin kandyduje na prezydenta.
No we Wiedźmina to zagram, ale w ogóle tych gier to ja nie lubię
- powiedział jakiś pan w kolejce po bułki w lokalnej Biedronce, masując się po sumiastych wąsach językiem, jakby sama myśl o powrocie do domu i odpaleniu gry wywoływała u niego nagły odpływ krwi z głowy w dolne obszary ciała. I właśnie to jest wyjątkowe w tym tytule. Niejeden GRRRacz sztywniał na myśl o Painkillerze, całe rzesze zapaleńców dostawały wypieków, myśląc o Bulletstorm, ale dopiero Wiedźmin sprawił, że sprzedaż Viagry w Polsce spadła w ostatnich tygodniach o połowę.
CD Projekt wpakował w promocję swojej gry dziesiątki milionów złotych. W efekcie mamy pierwszą w historii naszego pięknego kraju masową histerię na punkcie gry wideo. Nie widziałem jeszcze kobiet zrzucających na ulicy staniki z okrzykiem "Weź mnie Geralcie!" na ustach, ale przypuszczam, że to tylko kwestia czasu. Wiedźmin pewnie niedługo pojawi się w Dzień Dobry TVN i będzie polecał jakiś ciekawy przepis na gulasz z wiwerny.
Czarodziejka Triss jest obecnie najbardziej pożądaną kobietą w Polsce i Pudelek już donosi o jej występie w Tańcu z Gwiazdami. Ostatni kuśnierze w Polsce nie wyrabiają się z produkcją skórzanych strojów, a kowale muszą tłumaczyć godzinami natrętnym klientom, że nie zajmują się produkcją magicznych medalionów. Michał Żebrowski musi się chować przed fankami trzy razy częściej niż dotychczas, bo nawet jeśli film i serial z jego udziałem były na poziomie musicalu z udziałem osób głuchoniemych, to i tak dwoma mieczami wywijał.
Przed moim blokiem jest plac zabaw, który wieczorami zamienia się w otwarty pub i szalety miejskie w jednym. Jednak za dnia, gdy potwory jeszcze odsypiają sześciopak za sześć złotych, bawią się na nim dzieci. Do tej pory głównie w berka. Niedługo zapewne w Wiedźmina i czarodziejkę Triss. Bo twórcom Wiedźmina 2: Zabójcy Królów udało się zrobić coś, czego nie pamiętają nawet najstarsi górale. Sprawili oni, że gra wideo stała się dla Polaka dumą narodową, o której chce mówić, musi znać i nie może ominąć. Pal licho nowy film Jerzego Hoffmana! Trzeba grać w Wiedźmina!
Chędożyć zmiany!
Oczywiście status największego playboya w Polsce sprawił, że Geraltowi trochę się we łbie poprzewracało. Jego rodzice z CD Projekct RED wmawiają nam od dawna, że druga część gry jest rewolucyjna, ma system walki opierający się na myśleniu, a nie głupim klikaniu, i że jest to taki skok jakościowy, jakby gracz przesiadł się ze śmierdzącej nawozem furmanki do klimatyzowanej kabiny Maybacha 57.
W praktyce okazuje się, że ten napompowany do granic wytrzymałości promocyjny balon zawiera sporą mieszankę marketingowego bełkotu. Wiedźmin 2 wcale nie jest tak rewolucyjny, jak się mówi. Mówiąc szczerze, jest bardzo podobny do pierwszej części. Oczywiście wygląda tak dobrze, że człowiek ma ochotę wyłupać sobie oczy zardzewiałą łyżeczką i przykleić je na stałe do stojaka skierowanego w stronę ekranu. Ale nasz nieokiełznany heros ma sporo problemów.
Geralt nie umie skakać, przez co wpada w tarapaty, jeśli znajdzie się między stołem a kilkoma krzesłami. Rzuca się z mieczem na smoka bez widocznego problemu z trzymaniem moczu, ale na pierwszych poziomach rozwoju ma kłopoty z powaleniem kilku wieśniaczych wojowników z zardzewiałymi mieczami. Wchodzi czasem w kombosy niemożliwe do zatrzymania, a gracz, patrząc na rozpędzoną animację, odlicza tylko sekundy do momentu, aż dostanie przez łeb.
Jest tu równie sporo pomysłów znanych fanom jedynki i książek. Są eliksiry, pułapki, magiczne znaki pomagające w walce i oczywiście osławione na cały świat konsekwencje wyborów, których Wiedźminowi mogą zazdrościć praktycznie wszystkie inne RPG-i. Tyle że to wszystko już było. Nie tak wypasione, zgadzam się, bo i robione za mniejszą kasę. Ale jednak było.
Drugi Wiedźmin jest podobny do starego, z tą różnicą, że wygląda tak, jakby przez pół roku żarł na śniadanie rosyjskie sterydy. Wszystko, począwszy od grafiki, przez dialogi i fabułę, a na walce i dodatkach do niej skończywszy, jest podrasowane i zintensyfikowane. Czasem aż do przesady, tak jak w przypadku wulgaryzmów. Cieszy dojrzałe podejście do tematu i nieunikanie ostrych słów rodem z dna wiadra ustawionego pod wychodkiem, ale momentami miałem wrażenie, że twórcy gry ścigali się sami ze sobą, aby wrzucić do gry jak najwięcej rynsztokowych zwrotów.
Na szczęście w większości przypadków ten przepych wyszedł tytułowi na dobre. Jak nie kochać gry, w której podczas pierwszych 10 minut słyszymy więcej "kurew" niż w całym Dragon Age II, i widzimy pierwsze, ale nie ostatnie gołe cycki?
- Chcę kupić zioła.
- Zioła?
- Zioła. Na własny użytek...
- mówi Geralt w jednym dialogu, a ja nie wiem, czy ocierać łzy radości czy bić brawo.
Nie grasz? Nie kochasz ojczyzny!
Amerykanie uwielbiają kłaść rękę na sercu i śpiewać do flagi. Trochę to teatralne, ale nikt, kto lubi swoją szczękę, nie powie Amerykaninowi w twarz, że ten nie kocha swojego kraju. Polak to inny rodzaj bestii, ale równie patriotyczny. Obecnie wygląda na to, że jeśli kocha się Polskę, to trzeba grać w Wiedźmina 2. I wcale nie dlatego, że to najlepsza gra w historii - to akurat nie prawda. Również nie z powodu obciachu na salonach, gdybyśmy wykazali się nieznajomością biografii najbardziej gorącego Polaka wśród Wiedźminów. Nie, nie. Tutaj chodzi o coś bardziej przyziemnego. Wiedźmin 2 to po prostu najgłośniejsza gra w historii naszego kraju. I dlatego wypada w nią zagrać, tak jak raz w życiu należy przeczytać Pana Tadeusza i posłuchać Dody. Nawet jeśli Adam nudzi, Dorota wyje, a Geralt wcale nie jest taki perfekcyjny, jak się mówi.