@pw1944 - najbardziej wstrząsający profil na Twitterze. Media społecznościowe i promowanie historii?
Profil @pw1944 na Twitterze z jednej strony jest potrzebny, bo w zwięzłej, współczesnej formie przypomina nam o losach Powstańców. Z drugiej jest tak mocny, że zacząłem się zastanawiać - czy to naprawdę dobre miejsce?
30.08.2014 | aktual.: 13.01.2022 10:08
Pamiętacie jeszcze o @pw1944? Ja zapomniałem, mimo że ten aktualizowany cały czas. Dodałem ten profil rok temu, w okolicach 1. sierpnia, kiedy ktoś rzucił na Twitterze: obserwujcie, bo warto.
Grupa pasjonatów dzień po dniu, a właściwie to nawet godzina po godzinie, “relacjonuje” Powstanie Warszawskie. Tak, jakby odbywało się teraz. Współczesna kartka z kalendarza:
Śródmieście. Walki toczą się o Dworzec Pocztowy na Żelaznej, fabrykę Bormanna oraz magazyny Hartwiga. Pozostają nadal nasze!
2 tys. kompletnie wyczerpanych powstańców walczy na Starówce. Brak lekarstw. Operacje tylko ratujące życie, bez znieczulenia.
W chwilach załamania ratujemy się gorzkim humorem: Alianci nie przysyłają pomocy, bo polskie bataliony walczą o "Paryże i Marsylie"
I tak dalej, i tak dalej. Kiedy odpalicie profil i zacznie czytać, wciągnięcie się. To pasjonująca relacja. Pisana żywym językiem. Wiarygodnym - jakby faktycznie to wszystko działo się teraz, dziś. Na dodatek podana we współczesnej formie - krótko, zwięźle, z obrazkami. Konkret, który mieści się w 140 znakach.
Wypieramy Szkopów ze szkoły przy Konwiktorskiej i pozycji przy Gdańskiej. O @pw144 zdążyłem zapomnieć i nagle widzę taki wpis. Jest pomiędzy dyskusją o meczu piłkarskim a zdjęciem śniadania. Występuje obok głupiego obrazka z gry i śmiesznego cytatu z “Przyjaciół”.
Coś tu nie pasuje. I nie chodzi oto, że na Twitterze nie ma patosu. oficjalnych przemówień, muzealnej atmosfery (a, niestety, Polska Walcząca pojawia się dość często, ale nie tam, gdzie trzeba).
Po prostu miałem wrażenie, że na Twitterze o takich rzeczach, o cierpieniu, o walce, raczej nie powinno się mówić. Nie w taki sposób, nie w formie pierwszoosobowej relacji.
Ze względu na szacunek do Powstańców
Ktoś wrzuca głupi żart, ktoś inny kogoś obraża, bo rozmawiają o polityce, ktoś się śmieje. A tu nagle poważna, prawdziwa relacja - na żywo z narodowej tragedii.
Zawsze chwaliłem i będę chwalić gry o Powstaniu (o ile są dobre i pokazują wydarzenie takim, jakim było), podobnie jak zabawki - to świetne narzędzie do nauki. Twitter niby takim narzędziem także jest. Szybko może przypomnieć znane fakty albo odkryć nieznane wcześniej wydarzenia.
Ale kiedy ważna, powstańcza akcja tylko mrugnęła mi na Twitterze, bo zaraz pojawiły się inne, współczesne “problemy”, zrozumiałem, że to swego rodzaju profanacja. Abstrahując od oceny Powstania, do samych Powstańców powinniśmy podchodzić z należytym szacunkiem.
A taka relacja, niby żywa, niby prawdziwa, niby pokazująca to, co dzieje się obok nas, kiedy jednak prawdziwej wojny nie ma i kiedy tego okrucieństwa nie potrafimy sobie wyobrazić, jest… niewłaściwa.
To tak, jakby na koncercie disco-polo dyskutować o Chopinie. Nie czas i nie miejsce
Stawianie nas w roli obserwatorów jest przesadą, tak samo jak wciskanie Powstańcom Twittera. Nie ma sensu teoretyzowanie, czy tamci młodzi ludzie, gdyby dysponowali podobną technologią co my, wrzucali wszystko do Internetu. Żyli w innych czasach, a jeśli już informowali o przebiegach walk, to w inny sposób i do inaczej nastawionych do tego ludzi.
O ile gry, filmy czy nawet zabawki jedynie pokazują nam Powstanie, tak taki pierwszoosobowy profil na Twitterze sugeruje nam, że to wszystko dzieje się teraz, że my też w tym uczestniczymy. A co my możemy o tym wiedzieć.
Obserwowanie Powstania pomiędzy jednym a drugim twittem to nie jest dobry pomysł. Dobrze, że mnóstwo osób stara się pokazać historię we współczesny sposób, ale zakładanie powstańcom Twittera to niekoniecznie najlepsze rozwiązanie. Takie tragiczne wydarzenie nie zawsze można dopasować do współczesności.