Spotify zabija rynek muzyczny? Martwcie się o nas, nie o artystów
Ilekroć słyszę, że Spotify szkodzi, zastanawiam się, czy muzycy są dla nas czy też może my jesteśmy dla muzyków.
25.03.2014 | aktual.: 25.03.2014 11:58
Nie tak dawno Spider's Web opisał przykład amerykańskiego zespołu, który „w całości składa się z ciszy. Jego członkowie poprosili własnych fanów o to, by słuchali ich zapętlonego albumu… w nocy”.
Po co? By zarobić, a przy okazji pokazać słabość modelu biznesowego. Bo podobno zespoły dostają bardzo mało pieniędzy za jedno odsłuchanie utworu – 0,007 dolara – więc Spotify jest złe i nieuczciwe.
Zostawmy ocenę sposobu ośmieszania Spotify – moim zdaniem to zwykłe oszustwo i nadużywanie. Jeżeli komuś zasady Spotify się nie podobają, to przecież przymusu do publikowania tam swoich utworów nie ma.
I właściwie na tym można by zakończyć dyskusję na temat tego, czy Spotify szkodzi rynkowi muzycznemu. Problem powraca dość często, wówczas pojawia się też sporo krytycznych komentarzy wymierzonych w cyfrową dystrybucję.
Klient musi być najważniejszy!
Tylko... dlaczego? To zastanawiające, że wszyscy troszczą się o dobro artystów, ale zapominają o sobie, czyli o konsumentach. Być może jestem nieczułym egoistą, ale chciałbym mieć tani i wygodny dostęp do muzyki. Spotify mi to zapewnia legalnie, więc wszystko jest w porządku.
A artyści? Oczywiście mogą się skarżyć, mogą też spakować swoje płyty i ze Spotify uciec. Droga wolna. Obrażanie się jest śmieszne, bo muzycy nie rozumieją prostej zasady. Brak Spotify nie spowodowałby, że wszyscy rzuciliby się na nowe płyty, kosztujące często nawet trzy razy więcej niż miesięczny abonament.
„No tak, ale większość zgarnia wydawca, tu kryje się całe zło” - odpowiedzą krytycy Spotify.Tylko czy to jest problem usługi czy może artystów, którzy podpisują niekorzystne umowy? Spotify to tak naprawdę najlepszy model biznesowy dla mnie, a artysta musi się do tego dostosować.
Wydawca jest zły? Zamienić na lepszego albo nawet zrezygnować. W dobie Internetu zespół może sam zadbać o promocję. Na przykład polska Luxtorpeda tak robi i wychodzi im to całkiem nieźle – nie potrzebują złego i pazernego szefa.
Oczywiście byłoby dobrze, gdyby muzycy zarabiali krocie, a muzyka była tania – wtedy wszyscy byliby zadowoleni. Tylko że o coś takiego trzeba zawalczyć, zamiast obwiniać nowe technologie i złe czasy. Tak działa rynek: dostosowujesz się, żyjesz.
Spotify może być dla kogoś złe, ale przecież nikt pod pistoletem w cyfrowym sklepie zespołów nie trzyma. Kilka znanych artystów tą drogą poszło, ale jakoś nie słyszy się, by na podobny ruch decydowali się pozostali.
A przecież drzwi cały czas pozostają otwarte. To zaskakujące, że do tego pazernego i nieuczciwego sprzedawcy większość jednak się garnie, prawda?
Swoją drogą zastanawiające jest to, że słychać narzekania na model biznesowy Spotify, a jednocześnie wielu dziwi się, że wciąż nie ma polskiej, ciekawej i taniej oferty VOD. To już aktorów i reżyserów można "oszukiwać"? Przecież taki abonament będzie kosztować mniej niż bilet do kina czy sama płyta DVD z filmem...