Świat według Google’a: inne mapy dla Rosjan, inne dla Polaków
Pamiętacie niedawne kontrowersje związane z oznaczeniem przynależności Krymu na mapach widocznych w Wikipedii? Minęło trochę czasu i choć większość państw nie uznaje przyłączenia półwyspu do Rosji, Google wydaje się nie mieć w tej kwestii wątpliwości.
14.04.2014 | aktual.: 15.04.2014 09:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zmiany wprowadzane przez różne serwisy z internetowymi mapami mogą budzić kontrowersje. Czy i kiedy zmieniać na mapach przebieg granic, aby dopasować je do stanu faktycznego? Co jest dla kartografów ważniejsze: rzeczywistość czy opinia społeczności międzynarodowej, która w większości nie uznała wprowadzonych siłą zmian?
Wygląda na to, że w Internecie nie ma miejsca na takie rozterki. Zmiany na mapach są wprowadzane na bieżąco, bez oczekiwania na ustalenia polityków, którzy muszą dogadać się w sprawie nowych granic.
Jeszcze 19 marca swoje internetowe mapy zmodyfikował National Geographic, potwierdzając, że Krym nie należy już do Ukrainy. Mniej stanowcza była Wikipedia, a raczej jej rosyjskojęzyczni użytkownicy. Początkowo pojawiła się tam mapa Rosji rozszerzonej o Krym, zmieniona następnie na wielki znak zapytania i ostatecznie na oznaczenie Krymu nieco innym odcieniem, zwracającym uwagę na sporny status półwyspu.
Zmiany wprowadziły również serwisy oferujące mapy świata online, jak Yandex i Google. Problem polega na tym, że Google chyba nie może się zdecydować, jak wygląda świat. Albo jak pokazać go swoim użytkownikom.
Jeśli skorzystamy z map Google’a jako polski użytkownik, to zobaczymy, że Krym nie należy już do Ukrainy. Google podkreśla jednak sporny status półwyspu, zaznaczając granicę linią przerywaną. Wszystko wydaje się zatem w porządku.
Problem zaczyna się, gdy skorzystamy z rosyjskiej wersji map Google’a. W tym przypadku nie ma miejsca na żadne subtelności. Krym jest oddzielony od Ukrainy nie linią przerywaną, ale jednoznaczną krechą symbolizującą granice państwa. Google przedstawia zatem inny świat rosyjskojęzycznym internautom, a inny całej reszcie. Który jest prawdziwy?
Wygląda na to, że firma z Mountain View działa w myśl zasady: Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. I chyba nie jest to do końca uczciwe wobec użytkowników.