Użytkownicy Facebooka sami się cenzurują. Czemu boimy się pisać to, co chcemy?
Zdarzało Wam się pisać post albo komentarz na Facebooku i w ostatniej chwili zrezygnować z jego wysłania? Nie jesteście sami, większość z nas tak ma. Jakie są przyczyny autocenzury? Czy faktycznie lepiej nie pisać w Sieci wszystkiego, co powiedzielibyśmy w wąskim gronie znajomych? Jakie mogą być skutki nieprzemyślanego wpisu?
18.04.2013 | aktual.: 10.03.2022 12:15
Zdarzało Wam się pisać post albo komentarz na Facebooku i w ostatniej chwili zrezygnować z jego wysłania? Nie jesteście sami, większość z nas tak ma. Jakie są przyczyny autocenzury? Czy faktycznie lepiej nie pisać w Sieci wszystkiego, co powiedzielibyśmy w wąskim gronie znajomych? Jakie mogą być skutki nieprzemyślanego wpisu?
Prawie każdemu z nas zdarzyło się zrezygnować z zamieszczenia jakiegoś wpisu czy komentarza na Facebooku. Wielu z nas zdarzyło się nie zrezygnować i chwilę potem pożałować tego, co się napisało.
Użytkowniku Facebooka, ocenzuruj się sam
Mashable przytacza wyniki badania, które w całości przeczytacie tutaj. Autorami są pracownik Facebooka, Adam Kramer, i doktorant Sauvik Das z Carnegie Mellon, którzy sprawdzili, jak wiele osób wpisuje przynajmniej 5 znaków na FB, a potem rezygnuje z ich wysłania. Przebadano zachowania aż 3,9 mln osób, co wydaje mi się liczbą wręcz nieprawdopodobną. Ale nie mogę nie wierzyć naukowcom.
Autorzy badania ukuli termin "last-minute self-censorship", czyli "autocenzura w ostatniej chwili". Ile osób zachowuje się w ten sposób? Dużo. Bardzo dużo. Większość. Aż jedna trzecia postów, które znalazły się na Facebooku, była poddana autocenzurze. 71% badanych cenzurowało w jakiś sposób swoje wypowiedzi – czy to posty, czy komentarze. Przeciętny cenzor zrobił to nie raz, ale wiele razy.
Wydawałoby się, że powinno być dokładnie na odwrót – jeśli mamy różnych znajomych, rośnie ryzyko, że komuś nie spodoba się to, co napisaliśmy. Powinniśmy więc bardziej uważać. Ale tak nie jest. W świecie Facebooka najbardziej zwracają uwagę na to, co piszą, mężczyźni, którzy boją się pokazać nieprzemyślaną wypowiedź innym mężczyznom.
Wizerunek nade wszystko
Dlaczego tak wielu z nas cenzuruje swoje wypowiedzi na Facebooku? Izabela Dziugieł, psycholog z Przystani Psychologicznej, wyjaśnia w rozmowie z Gadżetomanią, że powodów takiego zachowania może być kilka.
Faceci cenzurują się częściej
Pierwszym, pewnie naczelnym, będzie zarządzanie własnym wizerunkiem. Imperatywem jest prezentacja siebie w taki sposób, by podtrzymywać przez siebie kreowany wizerunek, który, jak wiadomo, może być dość daleki od prawdy. No ale wizerunek to wizerunek. Cokolwiek, co "odstaje" od obranego kierunku, będzie poprawiane, edytowane, po zastanowieniu.
Jeśli więc rezygnujemy z poinformowania facebookowych znajomych o szalonej nocy z kolegami, podczas której upiliśmy się do nieprzytomności, to pewnie dlatego, że mamy wśród znajomych rodziców albo szefa, albo kogoś innego, kto nie powinien o nas tego wiedzieć. Ogólnie większość z nas nie powie publicznie czegoś, co nadszarpnie nasz wizerunek.
A co jeśli ludziom się nie spodoba?
Innym powodem może być niska samoocena. "Jak wypadnę, jeśli to napiszę, co inni sobie o mnie pomyślą, czy to jest dobry komentarz, post, link?". Pytania mogą nie mieć końca. I pojawia się lęk, że może jednak to, co chcieliśmy przekazać, nie jest "fajne", może nie zbierzemy wcale "lajków".
Ale boimy się nie tylko tego, że nie jesteśmy fajni. Czasem obawiamy się, że to, co napisaliśmy, może być niezrozumiałe, więc edytujemy i edytujemy bez końca. Czasem kasujemy post ze strachu przed ostrą dyskusją, bo wydaje nam się, że to, co napisaliśmy, taką wywoła. Czasem boimy się po prostu, że kogoś urazimy.
Zdarza się, że rezygnujemy z zamieszczenia wpisu, bo przypominają nam się ostrzeżenia typu "nie melduj się na drugim końcu świata, kiedy zostawiłeś puste mieszkanie w Warszawie i masz tysiąc znajomych, których na oczy nie widziałeś". Ale to raczej wyjątki niż reguła – jak mówi mi psycholog Izabela Dziugieł, bardziej lubimy się chwalić.
Lepiej pomyśleć, niż żałować
Na świętej pamięci Pardonie popełniłam kiedyś krótki tekst o internetowych wpadkach polityków. Dla niektórych z nich nie najlepiej się one skończyły. Pozwolicie, że zacytuję sama siebie i przypomnę pewną historię z otoczenia Sikorskiego:
Maciej Zegarski, działacz PO z Bydgoszczy i asystent ministra Sikorskiego, podczas wizyty w Afganistanie postanowił ozdobić hełm, który miał na głowie. I założył na niego damskie majtki. Wyglądał na tyle interesująco, że koledzy zrobili mu zdjęcie. Które z jakiegoś powodu wylądowało na Facebooku.
Poseł PiS-u Zbigniew Girzyński zamieścił na FB nie do końca ubrane zdjęcie w nie końca oficjalnej pozie. Podobno był na wakacjach. Wiadomo, że człowiek na wakacjach zachowuje się inaczej niż w Sejmie, ale gdybym była politykiem PiS-u, nie chciałabym czytać pod swoimi zdjęciami na Fejsie, że "geje oszaleją".
Wpadki zaliczają politycy, celebryci i zwykli Kowalscy. Ostatnio takich historii jest jakby mniej, ale jeszcze parę lat temu niemal co kilka dni pojawiała się informacja, że ktoś zrobił coś niewłaściwego na Facebooku. Czasem były to historie zwykłych ludzi, którzy stracili pracę, bo ich facebookowe zachowania odbiegały od wizerunku, jaki był wymagany w pracy.
W lutym na przykład pojawiła się w mediach historia rosyjskiej stewardessy, która straciła pracę przez takie oto zdjęcie zamieszczone w serwisie Vkontakte (Rosjanie nie używają Facebooka, bo mają własny jego odpowiednik).
Dowodów na to, że lepiej uważać, co się pisze w Sieci, nie trzeba daleko szukać. Słowo "autocenzura" nie brzmi najlepiej, ale w tym przypadku nie oznacza niczego niewłaściwego. Czasem lepiej się ocenzurować, zanim się pożałuje.