Wyciskanie wszystkich soków z gier, czyli o konieczności zebrania każdej skrzynki
Gram sobie w Assassin’s Creed III już od parunastu godzin, a kupka wstydu leży i się ze mnie śmieje. Zamiast bowiem pchnąć fabułę do przodu, mój bohater wdrapuje się na wszystkie wysokie miejsca w każdej okolicy, odkrywając w ten sposób najróżniejsze ikonki na mapie, a tych jest w Assassinie milion. Dlaczego gram właśnie w ten sposób?
18.03.2013 | aktual.: 13.01.2022 12:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gram sobie w Assassin’s Creed III już od parunastu godzin, a kupka wstydu leży i się ze mnie śmieje. Zamiast bowiem pchnąć fabułę do przodu, mój bohater wdrapuje się na wszystkie wysokie miejsca w każdej okolicy, odkrywając w ten sposób najróżniejsze ikonki na mapie, a tych jest w Assassinie milion. Dlaczego gram właśnie w ten sposób?
Otwarty świat
Do każdej ikonki muszę pójść i załatwić związaną z nią sprawę. Te wszystkie mikromisje czy znajdźki zajmują mi taką masę czasu, że chwilowo zapomniałem, co właściwie miałem robić w głównym wątku fabularnym. Jestem w Nowym Jorku, tyle pamiętam.
Sam nie wiem czy lubię sandboxy, czy ich nie lubię. Zwykle irytuje mnie, gdy zaczynam zostawiać w jakiejś grze więcej niż dwanaście godzin (chyba, że to gra fabularna, tam czas płynie zupełnie inaczej), ale jakieś dwa lata temu totalnie mi się odmieniło i teraz w dziewięciu grach na dziesięć “czyszczę” wszystkie ikonki, skrzynki i misje poboczne, zanim ruszę dalej. Przy czym złość na to, że “gra jest za długa” w ogóle mi nie przechodzi.
Co ciekawe, FarCry 3 działał tak na mnie w tylko pierwszej połowie, a potem zaczął mnie męczyć, więc odpuściłem sobie większość misji pobocznych, skupiając się jedynie na wspinaniu na wieże radiowe oraz wyzwalaniu kolejnych posterunków. Każda z tych rzeczy stanowiła dla mnie osobną rozrywkę, więc sobie je miksowałem – ale nie z misjami wątku głównego, nie wiem czemu.
W związku z tym moje kolejne sesje wyglądały tak, że w jednej wyzwalałem pięć posterunków i wspinałem się na trzy wieże (a potem zieeeew, znudziłem się), a w drugiej włączałem mentalnie zupełnie inną grę i kończyłem dwie czy trzy misje wątku głównego.
Potrzeba zbierania punktów
W życiu codziennym nie mam żadnych skrzywień na punkcie przesadnego porządku. Nie przejmuje mnie to, gdy jedna płytka jest ułożona inaczej na podłodze w łazience, albo to, że lewy przedni kierunkowskaz mam do wymiany. W pracy działam zadaniowo i potrafię się skupić na jednej rzeczy. Rozpraszam się łatwo, ale równie łatwo się skupiam.
Wychodzi zatem na to, że w grach mój mózg stara się to wszystko odreagować, a ja “muszę złapać je wszystkie”. Dobrze, że nie dotarłem do etapu maniakalnego zdobywania wszystkich achievementów, ale czuję, że jakbym się w to wkręcił, to miesiącami grałbym w najgorsze crapy, byle mieć tylko 1000/1000.
A jak u Was? Zbieracie, olewacie, potraficie nad tym zapanować?
Jakub "Cubituss" Kowalski
Wpis pochodzi z blogu Zagraceni.pl. Republikacja za zgodą autora.