Z dużej chmury mały deszcz, czyli Google Glass okiem sceptyka

Google Glass - rewolucyjny gadżet, czy dzieło dobrego marketingu?
Google Glass - rewolucyjny gadżet, czy dzieło dobrego marketingu?
Łukasz Michalik

28.02.2013 09:30, aktual.: 10.03.2022 12:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Google Glass może świętować sukces. Jak na gadżet, którego nie ma jeszcze na rynku, wywołuje wyjątkowe zainteresowanie i ekscytację. Tylko czy rzeczywiście jest sens tak się napalać?

Google Glass może świętować sukces. Jak na gadżet, którego nie ma jeszcze na rynku, wywołuje wyjątkowe zainteresowanie i ekscytację. Tylko czy rzeczywiście jest sens tak się napalać?

Objawienie, czyli Google pokazuje okulary swojemu ludowi

Wszystko zaczęło się jak u Hitchcocka. Choć różne przecieki pojawiały się już wcześniej, dla entuzjastów gadżetów trzęsienie ziemi nastąpiło 4 kwietnia 2012 roku. Google pokazał wówczas film, będący mokrym snem wielbicieli technologii.

Oczywiście pisaliśmy o tym – informacja o nowości znalazła się w artykule „To nie science fiction, to bliska przyszłość. Google prezentuje swoje okulary [wideo]”. Gdyby ktoś spędził ostatnie miesiące w Guantanamo, dla przypomnienia:

Project Glass: One day...

Firmie z Mountain View trzeba oddać sprawiedliwość - film był świetnie zrobiony i działał na wyobraźnię. Był dokładnie taki, jaki być powinien: zachwycał, oczarowywał, pokazywał nowy, lepszy świat i kazał niecierpliwie czekać, aż filmowa wizja stanie się codziennością. Czyli – przynajmniej w kwestii dostępu do informacji – staniemy się skrzyżowaniem Robo Copa, Terminatora i R2D2.

Wiedza całego świata dostępna bezpośrednio przed oczami, w dodatku w ultranowoczesnej formie rzeczywistości rozszerzonej? Aż chciało się krzyknąć:

Obraz

Co prawda szybko powstała alternatywna wersja, bliższa realiom, do jakich od lat przyzwyczaja nas Google, ale głos malkontentów był raczej słabo słyszalny w gwarze pełnych zachwytu komentarzy. I byłbym niesprawiedliwy, gdybym to krytykował – sądząc po pierwszym filmie, naprawdę było się czym zachwycać.

Kamera na głowie

Udostępnione fotografie prezentowały dyskretny, gustowny gadżet, który nie tylko rozszerzał rzeczywistość, ale przy okazji wyglądał całkiem niegroźnie – można było spokojnie wyjść z nim po bułki bez obaw, że dwóch ogolonych na łyso panów zaczepi słowami „Która godzina, daj okulary”.

Trochę inne okulary
Trochę inne okulary

Po burzy wywołanej pierwszym filmem nastąpiła przejmująca cisza. Zagryzaliśmy wargi w oczekiwaniu na więcej, a Google nie rozpieszczał nas kolejnymi informacjami. Trochę entuzjazmu wzbudziło zdjęcie pokazujące, jak pracownik Google’a, Sebastian Thurn, bawi się ze swoim synem - było na nim widać obie ręce autora zdjęć, co według wielu komentujących było czymś niesłychanie wartym uwagi.

Kolejny film pokazujący możliwości Google Glass prezentował skoki na batucie, a następny skok ze spadochronem. Wyglądało to całkiem fajnie - zupełnie jak tysiące innych filmów nakręconych kamerami przymocowanymi do głów.

Glass Session: Madame & Bébé Gayno

Nieco lepszy był kolejny z udostępnionych przez Google'a filmów, który pokazywał, jak super być żoną pracownika Google’a. Dlaczego? Bo, jak można było zobaczyć, pani Laetitia Gayno już pod koniec czerwca 2012 roku mogła bawić się magicznymi okularami, nagrywać i fotografować nimi swoje dziecko. Pokazano wówczas kolejną istotną funkcję urządzenia, czyli obsługę hangoutów, co wyglądało naprawdę dobrze.

Zwątpienie

W kolejnych miesiącach pojawiło się nieco więcej materiałów – Larry Page zaprezentował się publicznie z okularami na nosie, modelki przeszły się z nimi po wybiegu, a nieistniejący w normalnym obrocie gadżet zdobył nawet nagrodę Best Inventions of the Year 2012.

DVF [through Google Glass]

Aż w końcu nadszedł luty 2013 i google'owski Mikołaj postanowił rozwiązać worek z prezentami - rozpoczęła się przedsprzedaż Google Glass. Wybrańcy z jedynie słusznego kraju mogli składać zamówienia, czy raczej rezerwacje na gadżet, wyceniony na 1500 dolarów.

Wraz z rozpoczęciem ujawniono docelowy (a może tylko aktualny?) wygląd okularów oraz opublikowano kolejny inspirujący film opowiadający o tym, jak fajnie mieć okulary Google'a. Problem w tym, że najnowsza reklama jest bardzo daleka od tego, co mogliśmy zobaczyć na pamiętnym pierwszym filmie.

I w tym momencie zwątpienie pojawiło się po raz drugi. Gdzie wzrok Terminatora? Gdzie wiedza o świecie? Gdzie mój podręczny asystent? Co gorsza, w zestawieniu z dostępnymi informacjami nawet ten najnowszy film wydaje się przekoloryzowany. Dlaczego?

Chłyt marketingowy

W tym miejscu chciałbym wtrącić ważną uwagę. W żadnym wypadku nie uzurpuję sobie wiedzy i umiejętności dorównujących inżynierom Google'a. Gdybym nimi dysponował, pracowałbym teraz w laboratorium Google X, a nie pisał te słowa. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że dotychczasowe materiały reklamowe to dość ordynarny szwindel.

Jak wiele pokazuje malutki ekran?
Jak wiele pokazuje malutki ekran?

Zacznijmy od wyglądu samych okularów. Ich szkła zasłaniające oczy to tylko opcjonalny dodatek. Za wyświetlanie obrazu odpowiada przezierny ekran wielkości paznokcia. Zróbcie teraz mały test - ustawcie sobie palec przed prawym okiem w miejscu, w którym znajduje się ekran Google Glass. I popatrzcie na niego.

Czy na takiej powierzchni da się wyświetlić interfejs, którym zachwycał nas pierwszy, naprawdę cudowny film? Czy, tak jak w reklamie, da się w ten sposób pokryć całe pole widzenia? Najprawdopodobniej nie (więcej na temat pola widzenia i wyświetlaczy przeziernych znajdziecie w tym miejscu), stąd wspaniałe możliwości Google Glass z pierwszego filmu w kolejnych żałośnie się skurczyły. Google, oddawaj pełnoekranowy interfejs i rzeczywistość rozszerzoną!

Wyświetlacz przezierny zawsze czytelny!

Nawet jeśli przyjmiemy, że pierwszy film był tylko chłytem marketingowym, ściągniętym przez Google'a od kabaretu Ani Mru Mru, to najnowszy film również wydaje się mocno przejaskrawiać możliwości urządzenia, choć zupełnie serio zastrzegam, że chciałbym się w tej kwestii bardzo mylić.

HUD w samolocie F-18
HUD w samolocie F-18

Zwróćcie uwagę na to, jak działają wyświetlacze przezierne, które muszą zapewnić widoczność danych w każdych warunkach - mówię tu o HUD-ach, stosowanych m.in. w samolotach. Nie bez przyczyny wyświetlają niezbyt szczegółowy obraz w kolorze zielonym, zapewniającym odpowiedni kontrast nawet na jasnym tle.

Tymczasem okulary Google'a wydają się hackować fizykę. Pełne nasycenie, doskonale widoczne kolory, żadnych problemów niezależnie od warunków. To nic, że patrzymy na przezroczysty, kolorowy obraz w pełnym słońcu. Na filmie reklamowym wygląda to świetnie, ale w takie cuda po prostu nie wierzę.

Kto widział interfejs?

Jest jeszcze jedna ważna kwestia - interfejs użytkownika. UI Google Glass pokazano dotychczas jedynie na filmach reklamowych, z których pierwszy prezentował niezwykle obiecujące urządzenie, a drugi sterowaną głosem kamerę i komunikator przymocowany do głowy. Też fajne, ale znacznie mniej niż na pierwszym filmie. Choć Google Glass trafiły już do testerów spoza firmy, to poza okrągłymi, dobrze brzmiącymi sloganami trudno o konkrety.

Co widzi Larry?
Co widzi Larry?

Jeszcze trudniej o zdjęcie interfejsu - wszystko, czym jesteśmy raczeni do tej pory, to albo filmy reklamowe, albo opowieści. Nie bez przyczyny w serwisach typu Wykop czy Reddit popularne są słowa „pics or didn't happen”. Bez przyłożenia kamery do drugiej, wewnętrznej strony Google Glass to, co testerzy noszą na swoich nosach, może być czymkolwiek - równie dobrze mogą nosić oprawkę ze świecącą diodą.

Nie oskarżam ich o to - stwierdzam jedynie fakt, że choć nie brakuje zdjęć różnych osób z okularami Google'a, to brakuje jakiegokolwiek potwierdzenia, że to urządzenie działało. I prezentacji, jak działało. W tej kwestii jestem niedowiarkiem i zamiast czytać o tym, co Joshua Topolsky sądzi o praktycznych aspektach gadżetu (tl;dr: jest prawie tak, jak na filmie reklamowym), wolałbym po prostu zobaczyć kilka sekund nagrania pokazującego działanie Google Glass.

Bez tego gadżet Google'a jest odpowiednikiem potwora z Loch Ness: ktoś widział, ktoś zrobił zdjęcia, ktoś opowiedział... Tylko nikt nie wie, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Niecierpliwie czekam, aż będzie to można zweryfikować.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania