Zmarli muzycy nadal grają. W Polsce to egzotyka. W Las Vegas Jackson występuje na zawołanie
Reakcje na hologramowe koncerty Whitney Houston są w dużej części negatywne. Dla komentujących wirtualny występ nieżyjącej artystki to profanacja i patologia. Wydaje mi się jednak, że branża muzyczna bardzo często przesadza bardziej z żyjącymi legendami.
07.03.2020 18:29
Na Europie się nie skończy. 3 kwietnia hologram Whitney Houston zagra koncert w Mińsku, będący ostatnim na Starym Kontynencie. Odpocznie kilka dni, by od 14 do 24 kwietnia występować w Las Vegas. Ci, którzy nie mogą zobaczyć przedstawienia na żywo, muszą zadowolić się nagraniami na YouTube. Pod filmikiem z imprez toczą się gorące dyskusje.
Dla wielu komentujących hologramowe występy są smutne, złe, przerażające lub dziwne. Nie brakuje osób, którym się to podoba, ale gdyby na podstawie wpisów pod nagraniem należałoby wydać werdykt, ocena byłaby raczej negatywna. Hologram to swego rodzaju profanacja.
Whitney Houston nie jest pierwszą nieżywą artystką, którą hologram z powrotem ściągnął na scenę. Za pomocą technologii udało się zorganizować występ 2Paca czy Michaela Jacksona.
2PAC HOLOGRAM | LIVE Coachella | RARE | | High Quality | | HD |
Zresztą show z komputerowym wizerunkiem gwiazdy popu jest w Las Vegas czymś normalnym:
Hologram Segment - Michael Jackson ONE Cirque Du Soleil
Również Maria Callas doczekała się kolejnej trasy koncertowej, mimo że zmarła w 1977 roku.
Maria Callas en concert – The Hologram Tour
Branża muzyczna nie jest pierwszą, która wskrzesza zmarłych artystów. W kolejnych częściach "Szybkich i wściekłych" pojawił się zmarły Paul Walker. Po 65 latach od śmierci na wielki ekran powróci James Dean. Ci, którzy jeszcze żyją, ale daleko im do dawnej formy, dzięki nowym technologiom mogą liczyć na odmłodzenie - jak Robert De Niro w "Irlandczyku".
Zabawa w boga i przywracanie zmarłych do życia, czyniąc ich prawdziwie nieśmiertelnymi, może budzić wątpliwości natury moralnej - szczególnie, że całe przedsięwzięcie motywowane jest zyskiem. Ale oprócz takich rozterek pojawiają się głosy, że osoby, które chodzą na występy z udziałem hologramów, wydają niemałe pieniądze na śmieszną namiastkę prawdziwego koncertu. Nikt i nic nie dorówna emocjom jakie gwarantuje żywy artysta. Stąd występy z wykorzystaniem technologii to patologia.
Jeśli nawet, to na pewno nie większa niż to, co dzieje się obecnie w branży muzycznej. Mając do wyboru hologram, a koncert podstarzałej gwiazdki, grającej piosenki sprzed 40 lat, chyba wybrałbym tę pierwszą opcję.
RATM: powrót legendy czy żerowanie na sentymencie?
Latem w Polsce wystąpi Rage Against The Machine. Ceny biletów zaczynają się od 330 zł, organizatorem jest koncertowy moloch, a wejściówki jako pierwsi mogli kupić klienci… banku. Niby w branży to nic nowego, ale symbolika w tym przypadku robi wrażenie. Oto skrajnie antykapitalistyczny zespół, dla wielu w swoim przekazie radykalny, goli swoich fanów z dużych pieniędzy. A pierwszeństwo mają ci, którzy mogą pochwalić się odpowiednią kartą płatniczą. Ironia losu.
Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, więc nie ma sensu aż tak RATM wyszydzać. Większym problemem może być to, że mówimy o zespole, który od 20 lat nie wydał nowej płyty, więc tak naprawdę fani chcą słuchać piosenek sprzed przeszło dwóch dekad.
Rage Against The Machine - Killing In the Name (Official Music Video)
Nie wiem, czy Zack de la Rocha będzie tak samo wkurzony jak na debiucie, czy może jeszcze bardziej, ale powrót zespołu to powrót do przeszłości, który może się nie udać. Istnieje prawdopodobieństwo, że jednak nie będzie tak, jak kiedyś. Kupuje się nie tylko wstęp na występ artystów, ale też odświeżenie własnych wspomnień.
Podobną namiastką są występy tribute bandów. Są kapele, które specjalizują się w udawaniu wielkich zespołów lub przerabiają ich utwory na wersje symfoniczne. Oczywiście jeśli komuś to się podoba nic mi do tego. Ale dlaczego zarzuca się hologramowym występom sztuczność i nieprawdziwość, jakby nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że to jednak nie jest prawdziwy idol?
Akurat pod tym względem hologramy są brutalnie szczere. Chodzi po prostu o zabawę - trudno liczyć, że technologia zastąpi kogoś, kto nie żyje. To odtworzenie emocji. Tak, wiemy, że to nie to samo, ale nie przeszkadza nam się z tego cieszyć.
Tymczasem koncerty legend czy tribute bandów - choć przecież również chodzi w nich głównie o pieniądze - zawierają w sobie mniejszą lub większą nutę fałszu. Wpisane jest w nie udawanie, że można myśleć tak samo, śpiewać tak samo i grać tak samo jak 20, 30, 40 czy nawet 50 lat temu. To ja jednak wolę uczciwe postawienie sprawy niż ukryte żerowanie na sentymencie i obietnica czegoś, co jest niemożliwe do powtórzenia - jak ma to miejsce w przypadku koncertów żywych legend.