Morskie Oko. Radny chce zrewolucjonizować transport turystów. Zamiast koni - hulajnogi

Morskie Oko. Radny chce zrewolucjonizować transport turystów. Zamiast koni - hulajnogi

Krakowski radny Łukasz Wantuch ze swoimi synami nad Morskim Okiem
Krakowski radny Łukasz Wantuch ze swoimi synami nad Morskim Okiem
Adam Bednarek
24.07.2019 16:02, aktualizacja: 09.03.2022 09:00

Tanie, ekologiczne, niezagrażające zwierzętom. Krakowski radny wpadł na pomysł, jak uprzyjemnić drogę na Morskie Oko, a przy tym rozwiązać problem, który od lat oburza Polaków. Technologia już jest - trzeba tylko przekonać do niej górali.

Kiedy w Google wpiszemy hasło "konie Morskie Oko", najpierw zobaczymy filmiki: "Turyści nie mają skrupułów", "Koń padł z przemęczenia". Od lat toczy się dyskusja - ważniejsza jest wygoda turystów czy zdrowie i bezpieczeństwo zwierząt?

Sposobem na ominięcie tego problemu miały być meleksy, jednak pomysł nie spotkał się z aprobatą zarówno górali, jak i turystów. Krakowski radny Łukasz Wantuch znalazł jednak inne rozwiązanie: niech turyści dojeżdżają na Morskie Oko elektrycznymi hulajnogami.

Pierwsze testy już się odbyły. Radny sprawdził możliwości hulajnogi wraz ze swoim synem. I to zarówno na odcinku od początku do Włosienicy (tam znajduje się koniec trasy dorożek konnych), jak i dalej do samego Morskiego Oka (to ok. 2 km dalej od Włosienicy). Udało się, a bateria na mecie wskazywała 58 proc. Ale na tym nie koniec badań.

W rozmowie z WP Technologie radny Łukasz Wantuch zapowiedział kolejne próby. W przyszłym tygodniu chce zrobić rajd: jego najmłodszy syn pojedzie na hulajnodze o mocy 250 W, starszy na 800 W, a on sam - 2000 W. Najmocniejszy pojazd został wypożyczony od specjalnej firmy. Ten "średni" radny skonstruował sam.

  • Jeśli przejazd się uda, będziemy mieli kolejny argument. Mamy w zasadzie wszystko, co jest gotowe do jazdy - mówi radny.
Obraz

Nawet przepisy nie muszą być przeszkodą. Choć po drogach publicznych można jechać hulajnogami o mocy do 250W - a Morskie Oko właśnie do takich tras należy - to jest szansa, aby dostosować regulacje do nowego pomysłu.

  • O tym, jaki charakter ma droga, decyduje rada gminy. A więc radni mogą zmienić przepisy i dopuścić mocniejsze hulajnogi - wyjaśnia Łukasz Wantuch.

Jako radny krakowski, Wantuch nie ma formalnego wpływu na to, co się dzieje w Zakopanem. Po prostu wpadł na pomysł, więc zaproponował rozwiązanie. Na sugestiach się nie kończy. Łukasz Wantuch poprosił w poniedziałek o spotkanie Tatrzański Park Narodowy, dorożkarzy i ludzi z gminy Zakopane. Póki co czeka na ich odpowiedź.

Na razie TPN odrzucał wszelkie propozycje pojawienia się elektrycznych hulajnóg na drodze do Morskiego Oka. "Park jest w tej sprawie na nie" - mówi w rozmowie z TVP Magdalena Zwijacz-Kozica z TPN.

Można spodziewać się, że niechętni będą sami dorożkarze - w końcu teoretycznie oznaczałoby to dla nich koniec interesu. Ale krakowski radny ma sposób na to, by dalej mogli zarabiać.

Morskie Oko tylko dla górali

  • Na Morskie Oko nie może wejść żadna zewnętrzna firma. Operatorami hulajnóg muszą być górale. Wtedy zobaczą w tym pieniądze i odpuszczą fasiągi. Przekonają się, że wciąż mogą zarabiać, a przy tym nie trzeba będzie męczyć koni. Szacuję, że jeśli na Morskie Oko wjechałyby hulajnogi, nagle liczba osób jeżdżących fasiągami spadłaby o 90 proc. - Wantuch przekonuje w rozmowie z nami.

Przejazd fasiągiem - czyli wozem, który ciągną konie - jest dla wielu turystów jedną z atrakcji podczas pobytu w górach. Rekompensatą za ich brak miałyby być niższe ceny. Wycieczka wozem kosztuje 50 zł, a za pokonanie trasy elektrycznym pojazdem turyści zapłaciliby dwa razy mniej. Na dodatek sama podróż trwa krócej - jazda z dołu nad Morskie Oko według szacunków zajęłaby ok. 20 minut. Czyli cztery razy szybciej niż wozem.

Sprawdziły się w mieście, będą w górach?
Sprawdziły się w mieście, będą w górach?

Radny ma nawet plan, jak cała usługa mogłaby zostać zrealizowana. Jedna osoba na dole wynajmuje pojazd, druga na górze zajmuje się jego odbiorem. Górale tylko liczą pieniądze, bo poza tym nie są do niczego potrzebni - hulajnogą steruje w końcu turysta.

  • Zakładając, że koszt hulajnogi to 3000 zł i zaledwie 5 cykli wypożyczenia dziennie, okazuje się, że koszt zakupu, razem z ładowarką, zwraca się krócej niż w ciągu miesiąca - wylicza radny.

Tyle że wozy mają inne zalety. Są przystosowane dla osób niepełnosprawnych, kontuzjowanych czy starszych - wystarczy wsiąść i dojechać na miejsce. Radny zdaje sobie z tego sprawę. Jego zdaniem w górach powinno jeździć się na zmodyfikowanych egzemplarzach. Miałyby siodełko, by mogli korzystać z nich także ci, dla których stanie przez 20 minut byłoby barierą.

A poza tym fasiągi pozostaną - dla rodziców z małymi dziećmi, seniorów, osób niepełnosprawnych i tych wszystkich, którzy wolą wjechać koniem. Będzie ich jednak mniej. I co najważniejsze: turyści w końcu dostaną prawo wyboru.

Przewoźnicy są chętni

Radny uważa, że zewnętrzne firmy nie powinny obsługiwać trasy na Morskie Oko. Przewoźnicy znani z ulic polskich miast przyklaskują jednak pomysłowi i przekonują, że byliby w stanie wyposażyć turystów w sprzęt.

  • Naszym zdaniem jest to bardzo dobry pomysł, który pozwoliłby odciążyć zwierzęta na tej trasie. Jesteśmy gotowi do rozmów, a zarazem wsparcia tego pomysłu i dostarczenia naszych e-hulajnóg nad Morskie Oko w każdym momencie - mówi w rozmowie z WP Tech Łukasz Gontarek, city manager hive w Warszawie.

Według hive ich hulajnogi spokojnie pokonałyby trasę na jednym ładowaniu - są w stanie przejechać nawet 45 km na jednej baterii. Przeszkodą nie byłyby też hamulce. - Modułowy system 2 hamulców bez problemu poradzi sobie z różnicą wzniesień pomiędzy Łysą Polaną a schroniskiem przy Morskim Oku - zapewnia Gontarek.

Morskie Oko Koń padł z przemęczenia

Również hulajnogi Xiaomi pod względem technicznym byłyby gotowe na takie wykorzystanie, bo podobnie jak sprzęt hive najnowszy model Xiaomi Mi Electric Scooter Pro może pokonać na jednym ładowaniu dystans 45 km.

  • Hulajnogi Xiaomi sprawdzają się w mieście, ale zapewne wymagane byłyby wcześniejsze testy w warunkach górskich. Dopiero po ich zakończeniu należałoby zdecydować w jakim stopniu byłaby to alternatywa dla innych środków transportu - brzmi stanowisko Xiaomi Polska przesłane redakcji.

Ekologiczna, tania i ratująca życie zwierząt, a przy tym nie zabierająca nikomu środków do życia alternatywa więc jest. Pozostaje pytanie, czy władze Tatrzańskiego Parku Narodowego, a także sami górale, będą chcieli z niej skorzystać.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)