7 sposobów na utratę pracy z powodu serwisów społecznościowych
W Internecie nie jesteśmy anonimowi. Co więcej, Internet stał się miejscem nawiązywania i podtrzymywania osobistych, ale też służbowych kontaktów. W rezultacie pracodawca ma bardzo łatwy dostęp do tego, o czym rozmawiamy ze swoimi znajomymi, nawet całkiem prywatnie. A to czasami prosta droga do tego, żeby przestał mieć ochotę być naszym pracodawcą.
05.05.2012 23:00
W Internecie nie jesteśmy anonimowi. Co więcej, Internet stał się miejscem nawiązywania i podtrzymywania osobistych, ale też służbowych kontaktów. W rezultacie pracodawca ma bardzo łatwy dostęp do tego, o czym rozmawiamy ze swoimi znajomymi, nawet całkiem prywatnie. A to czasami prosta droga do tego, żeby przestał mieć ochotę być naszym pracodawcą.
Na Facebooku jest nawet osobna grupa skupiająca osoby, które straciły pracę właśnie ze względu na swoją aktywność w tym serwisie. To samo może się jednak stać w wyniku rzeczy pisanych w dowolnej innej społecznościówce. Jakie są najczęstsze powody, które skłaniają pracodawcę do poszukania sobie innego pracownika?
- Krytykowanie rozmowy kwalifikacyjnej
Można łatwo odpaść już w procesie rekrutacji, jeśli skusisz się na skrytykowanie sposobu przeprowadzenia rozmowy kwalifikacyjnej, czy też samej firmy i proponowanych przez nią warunków. Zwłaszcza, jeśli w trakcie samego spotkania twierdziłeś, że wręcz marzysz o takiej pracy.
- Udawanie chorego i chwalenie się tym, co faktycznie robiłeś
To już właściwie klasyka gatunku: pracownik idzie na chorobowe, a w serwisie społecznościowym zamieszcza zrobione w tym czasie zdjęcia z plaży, imprezy czy innej zdecydowanie nie wskazującej na jakiekolwiek dolegliwości sytuacji. Nie trzeba zresztą nawet wrzucać fotek - wystarczy "zameldować się" w pubie za pomocą Foursquare czy podobnego serwisu.
- Krytykowanie warunków pracy
W biurze brakuje ciągle papieru do drukarki, zebrania są nudne i niczego nie wnoszą, a szef ciągle się czepia? Być może masz rację, ale raczej nie komentuj tego wszystkiego online. Szef być może zareagowałby spokojnie na rozmowę w cztery oczy, ale na pewno nie na publikowanie takich spraw w Internecie.
- Ciągłe narzekanie na nudę w pracy
Twoje zadania są mało ciekawe, kończysz je szybciej i nie bardzo wiesz, co robić w wolnym czasie? A może po prostu odkładasz je "na później" i zajmujesz się prywatnymi rozmowami i przeglądaniem stron WWW? Cóż, jest to dla pracodawcy silna sugestia, że nie jesteś odpowiednim człowiekiem na to stanowisko i czas zatrudnić kogoś, kto podejdzie do swojej pracy poważnie.
- Zbyt intymne lub kontrowersyjne wyznania online
Jakiś czas temu dosyć słynna w Internecie stała się sprawa dziewczyny, która została zwolniona, ponieważ na prywatnym, anonimowym blogu opisywała z detalami swoje życie erotyczne. Na porządku dziennym są też, zwłaszcza w krajach zachodnich i w USA, zwolnienia z powodu rasistowskich czy seksistowskich wypowiedzi. Warto trochę przystopować.
- Krytykowanie lub oczernianie klientów firmy
Tak naprawdę płaci ci klient - to właśnie jego pieniądze idą na wypłaty dla pracowników firmy. Jeśli krytykujesz w Internecie klientów, sposób prowadzenia przez nich przedsiębiorstwa czy produkty i usługi jakie oferują, automatycznie przestajesz być wiarygodny, a szef ma całkowite prawo stracić do ciebie zaufanie.
- Obgadywanie szefa, przełożonych, kolegów z pracy
Jasne, każdy ma na koncie jakieś "występki", życie biurowe siłą rzeczy przeplata się z prywatnym. Powstrzymywanie się od plotkowania na ten temat w Sieci jest jednak bardzo dobrym pomysłem. Niektóre sytuacje mogą być zabawne, inne poruszające - ale osoby, których to dotyczy, niekoniecznie mają ochotę czytać o sobie na twoim Twitterze czy tablicy na Facebooku.
Niestety, nie jesteśmy w stanie uniknąć znalezienia naszych wypowiedzi przez kogoś z firmy. Warto oczywiście unikać dodawania do znajomych osób, z którymi jesteśmy związani zawodowo - ale trzeba mieć świadomość, że wszystko, co zamieścimy, może zostać skopiowane i wysłane dowolnej osobie. Także szefowi.
Dlatego pewne rzeczy lepiej jednak zachować dla siebie.