Monitor ultrapanoramiczny – dlaczego proporcje 21:9 są epickie i Kowalski (ze)chce je mieć?
W myśl zasady „nie widziałem, nie znam się, więc się wypowiem” krytykantów ultrapanoramicznych monitorów nie brakuje. Padają różne argumenty godzące tak w praktyczność, jak i opłacalność zakupu monitora 21:9. Sęk w tym, że większość z internetowych dogmatów wyssano z brudnego palca i nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością. Monitory ultrapanoramiczne to przyszłość i prędzej czy później Kowalski po nie sięgnie. Dlaczego?
Fakt nr 1 - monitor 21:9 jest idealny do filmów
Pierwszy, koronny argument zwolenników ultraszerokich monitorów: brak czarnych pasów podczas oglądania filmów. Większość pełnometrażowych produkcji jest kręcona właśnie w formacie 21:9. Ba, znaczny odsetek klipów dostępnych w serwisach takich jak YouTube również. A wideo wszelakiej maści większość ogląda dość często, więc… jaki jest sens kupować typowy panoramiczny ekran 16:9, który po włączeniu filmu zamieni się w wyświetlacz o kilka cali mniejszy, marnotrawiąc sporą część powierzchni na projekcję czerni (albo i jeszcze bardziej denerwującej szarości, biorąc pod uwagę jakość dostępnych na rynku paneli)? Krótko mówiąc, idealnym i przyszłościowym wyborem dla kinomaniaka jest właśnie monitor ultrapanoramiczny o proporcjach 21:9.
Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że nadal sporo filmów, zwłaszcza tych starszych, jest dostępnych w innych formatach. Wówczas oglądanie ich na monitorze ultrapanoramicznym będzie się wiązało z koniecznością podziwiania pasów po lewej i prawej stronie obrazu. Ktoś powie, że zamieniamy jedne pasy na drugie. Fakt, zgadza się. Tyle tylko, że takie sytuacje będą zdarzać się coraz rzadziej, a monitora zazwyczaj nie kupuje się na miesiąc czy dwa, tylko na lata. Dlatego też nie mam wątpliwości, że osoby wykorzystujące monitor głównie do oglądania filmów powinny poważnie zastanowić się nad wariantem ultrapanoramicznym, który pozwoli optymalnie wykorzystać obszar roboczy i nie będzie irytował poziomymi pasami.
Fakt nr 2 - monitor 21:9 jest idealny do pracy
Często spotykam się ze stwierdzeniem, że monitor ultrapanoramiczny jest dobry tylko dla grafika. Czyżby? Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że podczas tworzenia gigapanoram, panoram 360 stopni czy wirtualnych wycieczek szeroki wyświetlacz może być atutem. Ale na pewno nie tylko graficy skorzystają z możliwości, jakie daje monitor 21:9. Możliwość podzielenia obszaru roboczego na 2, 3, a nawet 4 mniejsze płaszczyzny doceni wiele, jeśli nie większość osób pracujących. I nie mówię tu o jakichś specyficznych grupach docelowych. Więcej miejsca w poziomie przydaje się zarówno podczas prac typowo biurowych (dokumenty, prezentacje, research), jak i w zastosowaniach profesjonalnych (np. podczas tworzenia oprogramowania czy projektowania).
Monitor 21:9 ułatwia pracę z wieloma aplikacjami jednocześnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by obok przeglądarki internetowej mieć uruchomionego Worda i jeszcze dorzucić wąski pasek z komunikatorem. Albo z jednej strony mieć otwarte IDE, a z drugiej aplikację do zarządzania bazą danych. Owszem, da się to zrobić i na ekranie 16:9. Tyle tylko, że wówczas praca nie ma nic wspólnego z komfortem. A przecież nie o to chodzi, by udowadniać komuś, że się da, i zwyczajnie się męczyć. Monitor ultrapanoramiczny zwyczajnie zwiększa produktywność i wspiera wielozadaniowość, ponieważ nie zmusza do żonglowania oknami czy korzystania z kilku pulpitów. Pod względem wygody pracy mogą z nim konkurować jedynie rozwiązania wielomonitorowe.
Te ostatnie mają jednak kilka wad. Po pierwsze komputer musi mieć dwa wyjścia wideo, a w firmach, które nie wymieniają sprzętu co sezon, to może być problem. Po drugie dwa monitory zajmują więcej miejsca na biurku niż jeden, a tego miejsca często właśnie brakuje. Po trzecie każdy monitor ma ramkę, która w sumie może trochę przeszkadzać. Inwestując w monitor 21:9, zyskujemy obszar roboczy dwóch monitorów, ale bez wspomnianej przegrody. W zasadzie na tę chwilę najpoważniejszym argumentem przemawiającym za zakupem dwóch monitorów zamiast jednego ultrapanoramicznego jest… cena. Dwa przyzwoite monitory 16:9, a nawet 16:10 w większości przypadków będą tańsze niż jeden ultrapanoramiczny. A zwykle to właśnie cena ma decydujące znaczenie.
Fakt nr 3 - monitor 21:9 jest dobry do grania
Większa przestrzeń robocza to atut nie tylko podczas pracy z wieloma aplikacjami, ale także podczas grania. Widzimy więcej, co w niektórych sytuacjach może oznaczać być albo nie być. Tyle tylko, że o ile na kilku monitorach da się komfortowo pracować, o tyle grać już niekoniecznie. Konfiguracje wielomonitorowe mają jedną zasadniczą wadę: ramki. Wyobrażacie sobie pracę z edytorem tekstu lub programem graficznym rozciągniętym na dwa monitory, z przegrodą w centrum przestrzeni roboczej? Ja nie. I nie znam gracza, który mając możliwość pozbycia się ramek oddzielających dwa monitory, by z niej nie skorzystał. Podczas rozgrywki pionowa przegroda, nawet bardzo wąska, po prostu razi i irytuje (denerwuje, przeszkadza etc.).
Dell U2913WM game examples with 21:9 and 16:9 aspect ratios
A wszystkie w miarę świeże gry, zarówno wysoko-, jak i niskobudżetowe produkcje, bez problemu radzą sobie z ultrapanoramicznymi monitorami. Granie na wielu monitorach nie jest nowością, a to, czy 2560 x 1080 pikseli będzie generowane na jeden czy dwa wyświetlacze, nie ma większego znaczenia. A jeśli jakiś tytuł nie obsługuje rozdzielczości monitora 21:9, to w większości przypadków też nie będzie problemu – producenci tego typu wyświetlaczy zazwyczaj udostępniają opcję pozwalającą na wymuszenie proporcji 16:9. Zdecydowanie bardziej uciążliwy niż nietypowa (na razie) liczba linii w poziomie może być tzw. input lag, który w monitorach 21:9 bywa dość wysoki. Nie jest to jednak reguła, bo wiele standardowych już ekranów panoramicznych również nie nadaje się do grania właśnie z tego powodu.
Monitory ultrapanoramiczne – oferta wyświetlaczy 21:9 w polskich sklepach
Osoby idące z duchem czasu, które zamierzają kupić monitor 21:9, mają do wyboru całkiem sporo modeli. W sklepach dostępne są modele takich producentów, jak AOC, Asus, Dell, LG, NEC czy Philips. Większość z nich jest wyposażona w porządne matryce LCD-IPS o przekątnej 25” lub 29” i rozdzielczości 2560 x 1080 pikseli, które zapewniają szerokie kąty widzenia, dobrze nasycone kolory i wysoki kontrast. Mają one podświetlenie LED i najczęściej bardzo wąskie ramki. Niestety, ich ceny nie zachęcają do zakupu. Najtańsze 25-calowe monitory ultrapanoramiczne kosztują ok. 1150 zł (25-calowy LG 25UM65-P). Większe, z matrycami o przekątnych 29”, są wyceniane na co najmniej 1500-1600 zł zł (AOC Q2963PM, LG 29EA73-P). Zwykle jednak trzeba liczyć się z wydatkiem 1700-2000 zł, a nawet większym (NEC MultiSync EA294WMi jest wyceniany na blisko 2300 zł).
Tanio więc na pewno nie jest. Za ok. 2000 zł można bez problemu kupić np. dwa monitory Dell U2412M (24”, 16:10, 1920 x 1200, E-IPS), które zapewnią osobom pracującym jeszcze wyższy komfort pracy i znacznie większą przestrzeń roboczą niż podobnie wyceniany Dell U2913WM. A jeśli się uprzeć, można zestaw złożony z dwóch typowych (16:9, Full HD) monitorów IPS złożyć nawet za mniej niż 1500 zł, co w przypadku sprzętu służącego głównie do pracy stawia pod znakiem zapytania opłacalność inwestycji w monitor ultrapanoramiczny. W tym momencie przeważyć mogą jedynie argumenty w postaci braku miejsca lub wyjścia na drugi monitor. Zapaleni gracze i kinomaniacy z grubszymi portfelami raczej nie będą mieli wątpliwości.
Oczywiście wraz ze spadkiem cen wybór będzie coraz prostszy. Tyle tylko, że zanim ceny monitorów ultrapanoramicznych zejdą do rozsądnego poziomu, rynek zapewne będą szturmować wyświetlacze 4K, które zapewnią jeszcze więcej przestrzeni roboczej zarówno w poziomie, jak i w pionie. I dylematy powrócą… Tymczasem ja wiem jedno: kto raz spróbuje monitora 21:9, nie będzie chciał wrócić do poprzednich proporcji. Do wygody i możliwości bardzo łatwo się przyzwyczaić.