Cenzura Internetu jako sposób na terrorystów? Nie, nie i jeszcze raz nie!
Francuskie służby będą mogły blokować bez wyroku sądu strony internetowe, jeśli uznają, że zawierają one treści związane z terroryzmem albo pedofilią. To naprawdę zła wiadomość, która dowodzi, że politycy ciągle nie rozumieją, jak działa Internet, i w imię "wyższych celów" gotowi są pozbawić nas podstawowych wolności.
Francja już od dawna planowała cenzurowanie stron internetowych, które zawierają treści związane z terroryzmem albo pedofilią. To nic nowego. Nowością jest szybkie tempo, w jakim wprowadzono nowe prawo. Gdyby nie styczniowy atak na redakcję "Charlie Hebdo" w Paryżu, prawdopodobnie nikt takiej decyzji by jeszcze nie podjął. Jeszcze - albo i nigdy.
Francja będzie blokować strony bez wyroku sądowego
Ale ponieważ do ataku doszło, prezydent Francois Hollande i premier Manuel Valls podpisali dekret nr 2015-125, zgodnie z którym francuskie służby będą mogły żądać od dostawców Internetu blokowania stron, zawierających niebezpieczne treści, związane z terroryzmem albo pedofilią. Procedura blokowania wygląda przerażająco, bo po pierwsze całkowicie omija drogą sądową, a po drugie jest błyskawiczna - dostawca ma dostać tylko 24 godziny na zablokowanie strony. Internauta, który wejdzie na taką zablokowaną stronę, zobaczy informację o blokadzie.
Właściciele stron internetowych nie będą całkowicie pozbawieni praw, bo od każdej decyzji będą mogli się odwołać, a dodatkowo co kwartał zablokowane strony mają być sprawdzane pod kątem niewłaściwych treści. Jeśli odpowiedni urzędnik uzna, że wszystko już jest w porządku, blokada zostanie zdjęta.
Politycy jak zwykle nic nie rozumieją z Internetu
To wszystko oznacza, że Francja będzie cenzurować Internet, pozbawiając swoich obywateli wolności. Na dodatek trudno sobie wyobrazić, że to absurdalne prawo będzie rzeczywiście skuteczne. Tak to już jest w Internecie, że jeśli znika jedna strona, na jej miejsce powstają kolejne. Wystarczy przyjrzeć się uważniej losom The Pirate Bay. A osoby, które mają coś do ukrycia, raczej nie wypowiadają się otwartym tekstem na forach internetowych, tylko szukają bezpieczniejszych sposobów komunikacji.
W przeciwieństwie do francuskich polityków wie to premier Wielkiej Brytanii David Cameron, który chciał zakazać wszelkich środków komunikacji w Internecie, sprawiających, że służby po jakimś czasie nie są w stanie odczytać przesłanych wiadomości. Czyli na przykład Snapchata albo WhatsApp.
Do tych wszystkich absurdów dochodzi zwyczajne pogwałcenie wolności obywatelskich. "Ten środek daje tylko poczucie iluzji, że państwo działa na rzecz naszego bezpieczeństwa, podczas gdy naprawdę posuwa się ono krok dalej w podważaniu praw podstawowych w Internecie" – powiedział Felix Tréguer z grupy obywatelskiej La Quadrature du Net, która zamierza walczyć o zniesienie dekretu. Rzeczywiście, łatwo sobie wyobrazić, że ucierpią na tym nie tyle terroryści i pedofile, co osoby publikujące treści, które zwyczajnie nie podobają się władzom.
Wątpię, żeby dzięki nowemu dekretowi udało się zapobiec jakiemukolwiek atakowi, natomiast jak najbardziej potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której bez wyroku sądu zablokowana zostanie strona w stylu WikiLeaks. I jej właściciel nie będzie mógł nic z tym zrobić.