Chińscy hakerzy atakują konta dziennikarzy w Yahoo!
01.04.2010 16:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka miesięcy temu chińscy hakerzy zaatakowali konta pocztowe Gmail. Dało to początek głośnej aferze, w wyniku której Google postanowiło wycofać się z Chin. Firma ostatecznie zamknęła regionalną wersje wyszukiwarki i przestała cenzurować jej wyniki. Na tym jednak ataki się nie skończyły. Jak donosi agencja Reutera w ostatnich dniach miała miejsce ich kolejna fala. Tym razem celem były skrzynki dysydentów i dziennikarzy znajdujące się na Yahoo!.
Kilka miesięcy temu chińscy hakerzy zaatakowali konta pocztowe Gmail. Dało to początek głośnej aferze, w wyniku której Google postanowiło wycofać się z Chin. Firma ostatecznie zamknęła regionalną wersje wyszukiwarki i przestała cenzurować jej wyniki. Na tym jednak ataki się nie skończyły. Jak donosi agencja Reutera w ostatnich dniach miała miejsce ich kolejna fala. Tym razem celem były skrzynki dysydentów i dziennikarzy znajdujące się na Yahoo!.
Jedną z ofiar ataku był Kathleen McLaughlin, niezależny dziennikarz pracujący w Pekinie. Między 25, a 31 marca nie mógł on zalogować się na portalu. Prócz niego udeżono też na konta należące do członków Światowego Kongresu Ujgurów, czyli organizacji zrzeszającej przedstawicieli muzułmańskiej mniejszości etnicznej zamieszkującej prowincję Sinkiang. Kongres przez władze chińskie oskarżany jest o religijny i nacjonalistyczny fanatyzm, tendencje separatystyczne oraz terroryzm. Włamano się też do konta Andrewa Jacobsa, reportera New York Times pracującego w Chinach.
- Yahoo! potępia wszystkie cyberataki niezależnie od ich pochodzenia i pobudek – odpowiada na pytanie Reutera Dana Lengkeek, rzecznik prasowy firmy. – Jesteśmy zobowiązani chronić prywatność użytkowników i podejmiemy odpowiednie działania w wypadku wykrycia naruszeń.
Atak akurat na Yahoo! wydaje się dziwnym krokiem. Podobnie jak wcześniej Google firma godzi się bowiem na współpracę z władzami Chin. Co więcej była ona dla tych ostatnich dość owocna. Dzięki niej udało się na przykład wyśledzić i doprowadzić do skazania na 10 lat więzienia dziennikarza Shi Tao. Został on aresztowany w 2005 roku po tym, jak ujawnił w Internecie tajny dokument partyjny wydany z powodu 15 rocznicy masakry na Placu Tiananmen. Zawierał on pochodzące z Centralnego Departamentu Propagandy instrukcje, jak przedstawiać wydarzenie.
Pytanie brzmi, na jakie kroki zdecyduje się teraz Yahoo!? Będziemy świadkami kolejnych przepychanek z władzami uwieńczonych dramatycznym wyjściem z Chin, czy też korporacja postanowi nie rezygnować z tak atrakcyjnego rynku i pozostać uległą?