Do kogo należy Księżyc? Amerykanie chcą stworzyć tam własny park narodowy
Trzeba przyznać, że amerykańskim politykom nie brakuje fantazji. Gdy pomiędzy planowaniem kolejnej inwazji a spotkaniem w sprawie podsłuchiwania Europy zdarzy się im chwila wolnego, potrafią ją produktywnie wykorzystać. Przykładem może być dwójka demokratycznych kongresmenów, którzy postanowili stworzyć kolejny park narodowy. Na Księżycu.
11.07.2013 | aktual.: 10.03.2022 12:03
Trzeba przyznać, że amerykańskim politykom nie brakuje fantazji. Gdy pomiędzy planowaniem kolejnej inwazji a spotkaniem w sprawie podsłuchiwania Europy zdarzy się im chwila wolnego, potrafią ją produktywnie wykorzystać. Przykładem może być dwójka demokratycznych kongresmenów, którzy postanowili stworzyć kolejny park narodowy. Na Księżycu.
W 1967 roku kosmiczny wyścig pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim znalazł się w punkcie krytycznym. W czasie gdy oba kraje intensywnie pracowały nad załogowym lądowaniem na Księżycu (o radzieckim programie księżycowym przeczytacie w artykule „Wielcy przegrani [cz. 2]. Radziecki program księżycowy”), podpisano międzynarodowe porozumienie w sprawie dalszej eksploracji przestrzeni kosmicznej.
Dokument o nazwie Traktat o przestrzeni kosmicznej stwierdza między innymi, że obiekty w Kosmosie nie mogą być wykorzystane do działań militarnych. Wśród postanowień traktatu znajduje się również zapis o niezawłaszczalności przestrzeni kosmicznej i ciał niebieskich.
Ma on gwarantować, że eksploracja Kosmosu nie będzie przypominała epoki kolonialnej, kiedy to dotarcie Europejczyków do jakiegoś zakątka świata oznaczało, że zakątek ów stawał się własnością kraju, z którego wyruszyła ekspedycja.
Zasady do tej pory wydawały się jasne – Amerykanie wbijali w księżycowy regolit swoją flagę w imieniu całej ludzkości, a żadne państwo nie zyskiwało prawa do jakiegokolwiek ciała niebieskiego tylko dlatego, że dotarło do niego jako pierwsze.
Co prawda pojawiali się różni ekscentrycy i oszuści, którzy sprzedawali księżycowe działki, jednak trudno traktować ich roszczenia bardziej serio niż kampanię reklamową Frugo, dzięki której można było stać się właścicielem kawałka naszego naturalnego satelity.
Dwoje amerykańskich kongresmenów, Eddie Bernice Johnson i Donna Edwards, postanowiło jednak nie przejmować się starymi ustaleniami i przedstawiło propozycję, aby na Księżycu utworzyć amerykański park narodowy.
Park miałby obejmować tereny, na których lądowały kolejne misje Apollo, a jego celem byłoby zachowanie tych miejsc w nienaruszonym, od czasu amerykańskich misji, stanie.
Sama idea wydaje się całkiem sensowna. Amerykanie słusznie zakładają, że z czasem kosmiczna turystyka może rozwinąć się na tyle, że miejsce, gdzie Neil Armstrong wykonał mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości, stanie się kolejną atrakcją turystyczną.
Kluczowa pozostaje jednak kwestia, w jaki sposób ochronić te pozostałości pierwszych księżycowych misji przed dewastacją. Obecna propozycja, zakładająca utworzenie w miejscach lądowania amerykańskiego parku narodowego, brzmi – w świetle umów międzynarodowych – zabawnie, a zarazem arogancko.
Dużo ciekawszym i mniej kontrowersyjnym pomysłem towarzyszącym inicjatywie amerykańskich kongresmenów jest dopisanie miejsca lądowania Apollo 11 do listy światowego dziedzictwa UNESCO. Niebawem przekonamy się, co z tego wszystkiego wyniknie. Warto przy tym pamiętać, że cokolwiek w kwestii Księżyca postanowią amerykańscy politycy, może niebawem stracić na znaczeniu.
Do załogowej misji na naturalnego satelitę Ziemi przymierzają się przecież Chiny. Co więcej, wygląda na to, że w dającej się przewidzieć przyszłości będą jedynym krajem mającym chęć, środki i ambicje, by fizycznie zaakcentować swoją obecność na Srebrnym Globie. A wtedy ewentualne uznanie granic amerykańskiego parku narodowego będzie zależało wyłącznie od widzimisię jakiegoś taikonauty i jego dowódców w Pekinie.