Facebook zastępuje rodzicom szkolne wywiadówki. Nic dziwnego, że dzieciaki uciekają!
25.09.2014 13:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Za naszych czasów najbardziej przerażającym wydarzeniem szkolnym było spotkanie nauczyciela z rodzicami. Teraz dzieci patrzą z przerażeniem, kiedy mama i tata wchodzą na Fejsa.
Nie, to nie żaden głupi żart. "Gazeta Wyborcza" sprawdziła, jak jest w szkołach na Górnym Śląsku. Okazuje się, że wykorzystywanie Facebooka do kontaktów pomiędzy nauczycielami i rodzicami w zasadzie staje się normą. Choć brzmi to dziwnie, takie rozmowy potrafią być całkiem efektywne.
Nie chodzą na wywiadówki, ale zapraszają do znajomych
Dla dzieci to może być zaskoczeniem, ale rodzice też specjalnie nie kochają chodzić na wywiadówki. To żadna przyjemność, siedzieć ponownie w szkolnej ławce i słuchać w obecności tuzina innych osób, że nasz syn ciągnie koleżankę za włosy, a córka maluje na lekcjach paznokcie. Lepiej już pogadać z nauczycielem w inny sposób.
Śląscy nauczyciele, z którymi rozmawiała "Gazeta Wyborcza" mówią, że na wywiadówkach wszyscy pojawiają się tylko na początku. Potem frekwencja spada, ale zaczynają się kontakty przez Internet. Rodzice zapraszają nauczycieli do grona facebookowych znajomych, a ci nie bardzo wiedzą, co robić, bo i odrzucić niezręcznie, i przyjąć też.
Są dyrektorzy, którzy na to zezwalają i bardzo to sobie chwalą, bo serwisy społecznościowe to teraz naturalny kanał komunikacji. Naturalny i efektywny. Widzimy, że na Facebooku pojawiła się nowa wiadomość, od razu klikamy. A ponieważ osoba po drugiej stronie dostaje od razu informację, że wiadomość przeczytaliśmy, głupio nie odpisać. Czy chcemy tego czy nie, rozmowa zostaje nawiązana.
Facebook, dzienniki elektroniczne. Rodzice teraz wiedzą wszystko
Ale są też i tacy dyrektorzy szkół, którzy nie życzą sobie, aby rodzice kontaktowali się z nauczycielami przy użyciu tak nieoficjalnego kanału jak Facebook. W liceum im. Słowackiego w Chorzowie funkcjonuje dziennik elektroniczny. Każdy rodzic dostaje własne konto z kodami dostępu – i jeśli tylko skorzysta, wie o poczynaniach swojego dziecka wszystko. Niczego nie da się ukryć, jak w jakimś "Big Brotherze".
Niezależnie od tego, czy szkoły wybierają kanały bardziej czy mniej oficjalne, Internet zaczyna już w pewnym stopniu zastępować wywiadówki. Jedni nie chodzą, bo pracują do późna, inni uważają, że to strata czasu. A konto na Facebooku czy w dzienniku elektronicznym może mieć każdy.
Trudno jednak się dziwić, że młodzież woli od Facebooka wszystko inne. To miejsce opanowane przez rodziców i nauczycieli, którzy na dodatek zaczynają się ze sobą kontaktować.