Geniusze nie istnieją. To najlepszy czas, żeby na scenę wkroczyła sztuczna inteligencja?

Geniusze nie istnieją. To najlepszy czas, żeby na scenę wkroczyła sztuczna inteligencja?

Geniusze nie istnieją. To najlepszy czas, żeby na scenę wkroczyła sztuczna inteligencja?
Adam Bednarek
20.06.2020 12:42, aktualizacja: 08.03.2022 15:21

Na scenie hologram artysty, z głośników muzyka, którą skomponował komputer. Oto rzeczywistość, do której może doprowadzić pandemia? W obecnych warunkach kreatywność jest ograniczona, więc tworzy się olbrzymia luka dla sztucznej inteligencji.

Wielkie kinowe sieci otworzą się 3 lipca. Na papierze trwa odmrażanie kultury, ale o tym, że do dawnej normalności daleko, najlepiej świadczy przykład kin studyjnych. Mniejsze sale mogły otworzyć się wcześniej, ale na ekran wcale nie wjechały nowości. Bo i jak, skoro premiery zostały przesunięte. I tak może być przez długi czas, bo przecież plany zdjęciowe w trakcie pandemii miały przerwę.

Koncerty? Jeśli już, to tylko w samochodach - jak w przypadku festiwalu organizowanego przez TVP. Chociaż w dobie przymusowej izolacji kręcono seriale o kwarantannie, powstawały nawet książki, to wielu artystów miało problem, by normalnie pracować. Nie można było chodzić na próby, nie można było się spotykać, a przecież to podstawa twórczości reportażystów czy dziennikarzy śledczych.

Geniusze... nie istnieją?

"Mamy nieprzyjemny zwyczaj romantyzowania kreatywnych geniuszy" - pisze Marcus du Sautoy, autor książki "Kod kreatywności. Sztuka i innowacja w epoce sztucznej inteligencji". Samotny artysta, tworzący w ciągłej izolacji, to powszechny mit, ale nie do końca prawdziwy. Sautoy cytuje Briana Eno, który przypominał o znaczeniu sceny - wspólnoty, która inspirowała, pobudzała inteligencję i kreatywność.

I coś w tym jest. W końcu kiedy myślimy o artystach, przyjdą nam do głowy wielcy samotnicy, ale też dusze towarzystwa, spotykające się w kawiarniach, barach i restauracjach.

Praca kreatywna – podobnie jak praca naukowa – powinna uchodzić za wysiłek zbiorowy, dążenie jednostki do dania wyrazu wielu głosom, pragnienie syntezy, eksploracji i analizy

Pandemia to zaburzyła. A skoro ludzka kreatywność oparta jest w dużej mierze na wspólnocie, która w ostatnich miesiącach zbierać mogła się co najwyżej w trakcie wideo rozmów, to może na scenę powinna wkroczyć sztuczna inteligencja? SI nie musi rozmawiać, nie musi myśleć, nie musi odpoczywać. Może tworzyć non stop. Może to ona wypełni lukę po twórczości żywych artystów?

Człowiek czy komputer? Nie wiadomo

"Kod kreatywności" pokazuje, że przynajmniej pod względem technologicznym jest to możliwe. Wprawdzie sztuczna inteligencja nie jest do końca w pełni twórcza i oryginalna, ale jak do tej pory świetnie radziła sobie z odtwarzaniem dzieł wybitnych artystów. Algorytmy były w stanie wyróżnić charakterystyczne motywy w kompozycjach Bacha czy Chopina, by "podrobić" je na tyle skutecznie, że publiczność nie radziła sobie ze wskazaniem, kto skomponował utwór - geniusz czy komputer.

Jeszcze dalej poszedł algorytm, który wykorzystał zespół Sigur Rós. Ich piosenka "Óveður" doczekała się dwudziestoczterogodzinnej wersji, która jednak nigdy się nie powtarza. Co więcej - zachowuje dźwięki oryginalnego, pięciominutowego nagrania.

Fragment książki "Kod kreatywności"

Stworzenie dwudziestoczterogodzinnej, niepowtarzającej się ścieżki dźwiękowej dla żywego kompozytora byłoby trudne i czasochłonne. Program napisany przez Griersona wykorzystuje narzędzia probabilistyczne do generowania ścieżek dźwiękowych w reakcji na dowolne obrazy towarzyszące. Niedawno Grierson stworzył jeszcze dłuższą wersję tego utworu – może być odtwarzana bez końca i nigdy się nie powtórzy. Gdy Massive Attack i Sigur Rós nie będą już istnieć, algorytmy te w dalszym ciągu pozwolą nam słuchać nowych wersji ich piosenek tak długo, jak tylko zechcemy.

W dobie pandemii i innych kryzysów, które zmuszają do przymusowej izolacji, takie rozwiązanie byłoby na wagę złota. Nie możemy słuchać nowych utworów, ale komputer sam je tworzy na podstawie tego, co lubimy. Pójdźmy dalej: algorytm analizuje nastrój, pogodę, porę roku i wszystko miksuje tak, by pasowało do humoru. Piękne?

Prywatyzacja sztuki

Taka prywatyzacja sztuki byłaby gwoździem do trumny ludzkości. Już przecież jesteśmy świadkami prywatyzacji stresu, o czym pisał Mark Fisher. To właśnie dlatego tak modne są siłownie, zajęcia jogi czy nawet sesje z psychoterapeutami.

[Fisher] Zauważa, że obecnie pomija się wpływ systemu na zdrowie psychiczne ludzi. Za to uznaje się choroby jako indywidualny problem chemiczno-biologiczny. Mówiąc krótko — cierpisz, bo w twojej głowie coś jest nie tak

Prywatna ścieżka dźwiękowa byłaby więc pasującym elementem układanki. I dlatego takie pomysły są według mnie niezwykle groźne. Rola wspólnego przeżywania sztuki jest przecież kluczowa. To dlatego Włosi wychodzili na balkony, by razem pośpiewać i poczuć, że znowu są razem jako społeczność.

To dlatego komentarze na YouTube pod depresyjnymi piosenkami pełne są wpisów dodających otuchy. Nawet jeśli się smucimy, to razem, mając przeświadczenie, że może być na świecie więcej osób, które czują podobnie.

Obraz

Zauważmy, że to przeświadczenie już odbiera nam playlisty, generowane "wyłącznie dla ciebie". Jakbyśmy byli jedynymi osobami, które będą przeżywać twórczość danych artystów.

Dobrych rzeczy jest za mało

Na szczęście autor "Kodu kreatywności" nie zapomina o odbiorcy i pisze, że "rola słuchacza, widza i czytelnika w tworzeniu dzieła sztuki jest często niedoceniana". Być może algorytmy próbują zrobić z nas wielkich indywidualistów, którzy chcą dostawać pod nos to, co lubią, ale potrzeba masowego przeżywania jest większa. O czym świadczy fakt, że kiedy jako pierwsze otworzyły się kina samochodowe, wielu Polaków ruszyło pod telebimy.

Obraz

Ratuje nas coś jeszcze - wyjątkowość artystów. Uczenie maszynowe wymaga przerobienia milionów, jeśli nie miliardów, materiałów. Właśnie tak uczy się sztuczna inteligencja, w czym niejednokrotnie sami jej pomagamy. Ale chorałów Bacha, kompozycji Chopina czy nawet płyt Morrisseya nie jest tak dużo, jak zdjęć bananów. "Dobrych rzeczy jest po prostu za mało, aby maszyny mogły się nauczyć je replikować" - zauważa Marcus du Sautoy.

Komputer - twórczy kolega

Co nie znaczy, że rola sztucznej inteligencji w sztuce będzie marginalna. Ciekawym przykładem był algorytm "Kontynuator".

Algorytm otrzymał nazwę Kontynuator, gdyż kontynuuje grę w stylu osoby, która dostarczyła mu danych treningowych. Po każdej nucie Kontynuator oblicza, dokąd iść dalej, na podstawie tego, co właśnie zagrał oraz jakie nuty mają według danych treningowych największe prawdopodobieństwo. Następnie rzuca kośćmi i dokonuje wyboru. W innej wersji algorytmu, nazwanej przez Pacheta trybem współpracy (w opozycji do trybu pytanie–odpowiedź), człowiek gra melodię, a Kontynuator odgaduje za pomocą rachunku prawdopodobieństwa najlepszy akord do zagrania, jakby czynił to akompaniujący człowiek.
  • System podsuwa mi pomysły, które mógłbym rozwinąć, ale prawdopodobnie zajęłoby mi to wiele lat. Wyprzedził mnie o całe lata, lecz wszystko, co gra, jest niewątpliwie moje - zauważył jeden z muzyków.

Rolą sztucznej inteligencji w sztuce może być więc pokonywanie barier i burzenie ścian. Maszyny nie zastąpią nas w kreatywności i myśleniu. Wręcz przeciwnie: sprawią, że będziemy bardziej się rozwijać.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego warto wykorzystywać sztuczną inteligencję w sztuce. By zrozumieć, jak działają algorytmy, jak próbują rozgryźć człowieka i w jaki sposób to robią.

"Współczesne zastosowania algorytmów są często niewidoczne i ukryte" - zauważa autor "Kodu kreatywności". Widzimy to nie tylko na przykładzie wielkich facebookowych afer, ale też niedawnej kłótni związanej z piosenką Kazika. Użycie sztuki do wizualizacji działania algorytmów może nam w bardziej świadomy sposób poznać algorytmy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)