Lampa zasilana ... błotem
Jeśli patent opracowany przez Marieke Staps nie okaże się blefem, przestaniemy, być może, płacić za prąd zużywany w lampach. A jakże miałoby być inaczej, jeśli lampy, które wymyśliła ta pani, działają dzięki wilgotnemu błotku? "Elektrownię ziemną" może mieć każdy z nas - nawet na balkonie.
Jeśli patent opracowany przez Marieke Staps nie okaże się blefem, przestaniemy, być może, płacić za prąd zużywany w lampach. A jakże miałoby być inaczej, jeśli lampy, które wymyśliła ta pani, działają dzięki wilgotnemu błotku? "Elektrownię ziemną" może mieć każdy z nas - nawet na balkonie.
Grunt to wilgotne podłoże - w tym przypadku dosłownie. W podstawie lampy znajdują się baterie, w których jest błoto/gleba/glina. Wilgotne. Oraz miedź i cynk. Reakcje zachodzące między składnikami prowadzą do wytworzenia prądu elektrycznego, zdolnego zasilić świetlówkę LED, umieszczoną ponad bateriami.
Część robocza lampy nie wygląda urzekająco, ale ponoć działa - i to jest najważniejsze. Estetyka to już wyższy wymiar - co zresztą widać, kiedy tylko wzrok pomknie w kierunku właściwego źródła światła.
Czy lampa na błoto rzeczywiście działa, możecie wierzyć lub nie. Grunt, by mieć świadomość, że na tej planecie wciąż są ludzie, którzy koniecznie chcą zrobić coś z niczego. (No, prawie z niczego ;-).) I nawet im się to udaje.
Źródło: Dvice