Oszuści są coraz bardziej bezczelni. Udają, że mają dla nas pracę i piszą sami sobie dobre opinie
Na fałszywych blogach można znaleźć pozytywne opinie dotyczące serwisów w stylu Pobieraczka, które oferują pracę. Wszystko oczywiście jest fałszywe i służy temu, by naciągnąć jak najwięcej internautów.
W takim kraju jak Polska, gdzie mało kto grzeszy bogactwem, naciąganie internautów na nieistniejącą pracę dla niektórych stało się sposobem na życie. Dziennik Internautów przestrzegał już przed jednym serwisem w stylu Pobieraczka, wyciągającym pieniądze od osób szukających pracy, dziś ostrzega przed kolejnym.
Chcesz mieć pracę, będziesz mieć długi
Tego typu serwisy działają w ten sam sposób: zachęcają do rejestracji i podania swoich danych, udając, że chodzi tylko o "aplikowanie na stanowisko". "Praca" polega zazwyczaj na sporządzaniu prostych opisów – czy to seriali, czy programów komputerowych. Wynagrodzenia jednak nigdy nie zobaczycie, bo Waszemu nowemu szefowi coś się nie spodoba. A jeśli nie wywiążecie się ze swojego zobowiązania, zapłacicie karę w wysokości 660 zł. Trudno będzie od tego uciec, bo przecież sami podaliście dane oszustom.
Takich serwisów było już kilka – e-praca.vv.net.pl, WorkHome.pl, dodatkowapraca.com – a teraz doszedł do nich work.lll.net.pl. Wszystkie należą do tego samego "przedsiębiorcy", który pozostaje bezkarny, mimo że od miesięcy media donoszą o jego pomysłowości. Naciągacz nie tylko jest bezkarny, ale wręcz próbuje poszerzyć działalność.
Szukacie opinii gdzie indziej? Oto i one!
Ponieważ dziennikarze często radzą, żeby przed zarejestrowaniem się na nieznanej stronie poszukać opinii na jej temat w Internecie, właściciel pobieraczkowych serwisów naciągających na nieistniejącą pracę poszedł krok dalej. I pozakładał fałszywe blogi, wychwalające pod niebiosa "pracę u niego". Wszystkie te wpisy wyglądają podobnie: zawierają stockowe zdjęcia i pozytywne aż do przesady opinie osób, które nie mają zwyczaju przedstawiać się z imienia i nazwiska.
Przed czymś takim naprawdę niełatwo jest się obronić, zwłaszcza jeśli nie spędza się długich godzin w Sieci, tylko korzysta się z niej sporadycznie, na przykład w celu znalezienia pracy. To, że interes wciąż nie został zamknięty, oznacza, że są ludzie, którzy rzeczywiście dają się nabierać. Są też tacy, którzy płacą "kary umowne", zamiast zgłosić sprawę na policję.
Jak nie dać się naciągnąć? Sposób jest niestety tylko jeden: być bardziej ostrożnym. Uważnie sprawdzać nieznane witryny (sklepy, serwisy aukcyjne, serwisy z linkami do pirackich filmów itd.) domagające się od nas, byśmy podali im swoje dane. Czytać regulaminy, przeszukiwać wyniki wyszukiwania Google'a, przeglądać opinie na forach. Innej rady, niż uważać, uważać i jeszcze raz uważać, na razie nie ma. Bo o prawie, które by ukróciło tego typu praktyki, na razie w Polsce nie ma co marzyć.