Oto jedyny kawałek świata, którego nikt nie chce. Bir Tawil i Królestwo Północnego Sudanu
Mogłoby się wydawać, że każdy kawałek lądów ma swojego właściciela. Okazuje się, że nie jest to prawda. Istnieje obszar, który jest bezpański. Co więcej, nie chce go żadne państwo. Jak to możliwe?
11.08.2019 | aktual.: 09.03.2022 09:00
Wszystkie lądy na Ziemi do kogoś należą. Wyjątkiem jest Antarktyda, nad którą pieczę sprawuje społeczność międzynarodowa. Poza nią jednak nie sposób trafić na miejsce, które nie miałoby już swojego właściciela.
Co prawda – w teorii – każdy może usypać sobie wyspę pośrodku oceanu, jednak w praktyce jest to niemal niemożliwe.
Nawet, gdy usypiemy sobie własny kawałek lądu, szybko może okazać się, że jakieś państwo rości sobie do niego pretensje. I w roli argumentu wyśle statek z wojskiem, jak miało to miejsce w przypadku micronation o nazwie Republika Minervy.
Kto wyznaczał granice w Afryce?
Tym bardziej dziwi fakt, że istnieje kawałek lądów, do którego nikt się nie przyznaje. Co więcej, jego przynależność nie budzi żadnych emocji – po prostu wszyscy zainteresowani zgodnie stwierdzają, że ten konkretny fragment naszej planety nie budzi ich zainteresowania i nie jest przedmiotem żadnego sportu.
Nic, tylko brać!
W praktyce nie jest to jednak takie proste. Wszystko zaczęło się od wyznaczenia granicy pomiędzy Egiptem i Sudanem. Gdy spojrzymy na mapę Europy, ujrzymy pofałdowane granice, które kształtowały się nieraz przez setki lat wojen, dyplomatycznych roszad, plebiscytów i układów.
Rzut oka na Afrykę przynosi odmienny widok – granice wielu państw w wielu miejscach wyznaczają linie proste. Jakby ktoś przyłożył do mapy linijkę i nakreślił linię graniczną, zupełnie nie oglądając się na zamieszkujących tamte tereny mieszkańców.
Tak właśnie było – wiele afrykańskich (i nie tylko) granic to pozostałość czasów kolonialnych, gdy zamorskie mocarstwa dzieliły świat między siebie za pomocą mapy i linijki.
Brytyjczycy dzielą Egipt i Sudan
Tak właśnie została wyznaczona granica między Egiptem i Sudanem, gdzie pod koniec XIX wieku karty rozdawali Brytyjczycy. W 1899 roku za linię graniczną uznano po prostu 22 równoleżnik. Na północ od niego jest Egipt, na południe – Sudan.
W 1902 roku Wielka Brytania dokonała jednak korekty wcześniejszego porozumienia, tworząc dwa wyjątki.
Jeden z nich to terytorium nad Morzem Czerwonym o nazwie Trójkąt Hala’ib, który Brytyjczycy uznali za przynależny Sudanowi. Drugim jest położone w głębi lądu Bir Tawil, które nowy podział przypisuje Egiptowi.
Problem zaczął się, gdy roszczenia do Trójkąta Hala’ib zaczęły wysuwać zarówno Egipt, jak i Sudan. Ten pierwszy powołuje się przy tym na ustalenia z 1899 roku, a drugi – na korektę z 1902. Jest się o co spierać, bo w Hala’ib znajdują się złoża ropy.
A Bir Tawil? O ten kawałek pustyni nie spiera się nikt, a oba potencjalnie zainteresowane państwa chętnie zrzekłyby się go n rzecz tego drugiego. Oczywiście pod warunkiem oficjalnego przejęcia Trójkąta Hala’ib.
Królestwo Północnego Sudanu
Dlaczego jednak kogokolwiek miałyby interesować długie raczej jałowe spory o kawałek niczego pośrodku niczego?
Wszystko za sprawą niezwykłej rocznicy. Bir Tawil objął bowiem w posiadanie pewien Amerykanin. Spełniając marzenia swojej córki, która bardzo chciała być królewną. Jeremiah Heaton pojechał do Egiptu, dotarł na sporny kawałek pustyni i wbił w wydmę flagę, proklamując powstanie nowego królestwa.
Ponieważ został w ten sposób królem, tym samym spełnił marzenia swojej 7-letniej wówczas córki. Dzisiaj przypada 5. rocznica tego wiekopomnego wydarzenia, dając tym samym świetną okazję, by o nim przypomnieć.
Choć Królestwo Północnego Sudanu istnieje już 5 lat, to w praktyce nie ma to żadnego znaczenia, bo nikt go nie uznaje. Nie przeszkadza to królowi w próbie stworzenia własnej kryptowaluty, która jest obecnie oferowana w przedsprzedaży. Na dodatek do Bir Tawil wysuwają roszczenia kolejni ekscentrycy - w ostatnich latach na niechcianym terenie proklamowano już Wielkie Księstwo Bir Tawil, Królestwo Dixit i Królestwo Bir Tawil.