Pierwszy robot zyskał samoświadomość? To nie Skynet, tylko teatrzyk dla gawiedzi
Tą historią parę dni temu żyły media: naukowiec prowadzący eksperymenty z robotami zadał im pytanie, po którym jedna z maszyn obwieściła światu ludzkim głosem świadomość swojego istnienia. A może było zupełnie inaczej?
21.07.2015 | aktual.: 21.07.2015 10:26
Robot Nao jak piesek AIBO
Krótki film i szczątkowy opis eksperymentu wystarczyły, by różne portale przeżyły prawdziwy wysyp artykułów o przełomie, jakim jest świadoma maszyna. Problem polega na tym, że to wszystko – w najlepszym wypadku – efekt życzeniowego myślenia. Albo, co chyba gorsze, celowej nadinterpretacji dziennikarzy i blogerów.
Zacznijmy od faktów. Profesor Selmer Bringsjord z nowojorskiego Ransselaer Polytechnic Institute prowadzi badania nad sztuczną inteligencją I świadomością, wykorzystując w tym celu francuskie roboty Nao.
To stosunkowo tanie (8 tys. dolarów) maszyny, wyposażone w procesor AMD Geode GX 500, 2 GB pamięci i moduł łączności Wi-Fi, a także układ odpowiedzialny za rozpoznawanie mowy. Wszystko to zamknięte jest w humanoidalnym ciele, z nogami, rękami i twarzą, wyrażającą emocje przy pomocy zmieniających kolor oczu.
Całość przypomina nieco bardziej zaawansowaną wersję słynnego, produkowanego przez Sony pieska AIBO, a roboty, służące często jako pomoc naukowa, używane są również do efektownych pokazów, rozgrywając np. mecz piłki nożnej.
Playing robot soccer with the humanoid NAO robots on Dutch Robocup 2013 Eindhoven Holland
Zagadka logiczna czy filozoficzna?
Te właśnie maszyny zostały użyte przez profesora Bringsjorda, który postanowił zadać im zagadkę, znaną w angielskiej wersji jako „The King's Wise Men”, a w Polsce przytaczaną jako „zagadka o mędrcach w czapkach” (to wersja nieco bardziej skomplikowana).
W pewnym kraju żyło bardzo wielu mędrców. Któregoś dnia groźny król postanowił przekonać się, czy rzeczywiście zasługują oni na to zaszczytne miano i zapowiedział, że czeka ich trudna próba. Zebrał mędrców w swej komnacie i przedstawił im poniższe zasady.
Następnego dnia przed południem zostaną oni ponownie zgromadzeni w tej samej komnacie i ustawieni jeden za drugim. Król każdemu włoży na głowę czarną lub białą czapkę, przy czym nie ma żadnego ograniczenia dotyczącego liczby nakryć głowy w danym kolorze. Każdy mędrzec widzieć będzie tylko czapki wszystkich stojących przed nim i zadaniem każdego będzie określić, jaką czapkę ma na własnej głowie.
W samo południe jeden z nich powinien zabrać głos, podając domniemany kolor swojej czapki. Minutę po nim powinien odezwać się kolejny, również wypowiadając słowo „czarna” lub „biała”. I tak dalej – mędrcy mają, oczywiście bez dodatkowego porozumiewania się, odzywać się pojedynczo, w jednominutowych odstępach, w dowolnej kolejności, ale każdy dokładnie raz. Złamanie którejkolwiek z tych zasad grozi natychmiastową śmiercią wszystkich mędrców. Kiedy już każdy zadeklaruje kolor swojej czapki, sprawdzian się zakończy. Wtedy król obwieści, kto odgadł poprawnie i rozkaże ściąć głowy pozostałym.
W przypadku robotów zamiast czapek czy kapeluszy zastosowano inny, uproszczony wariant tej zagadki. Prof. Bringsjord wyłączył głos dwóm z trzech robotów (dał im „pigułkę wyłączającą głos”) i zapytał, która z maszyn ma wyłączoną zdolność mówienia. Każdy z robotów usiłował odpowiedzieć „nie wiem”, ale głośno wyraził to tylko jeden (film w dalszej części artykułu), by po chwili stwierdzić, że może dowieść, że nie wyłączono mu mowy. Przebłysk geniuszu?
Antropomorficzny teatr
Gdy wzbogacimy eksperyment naukowy o antropomorficzną otoczkę, zaczynają działać nasze emocje. Zamiast komputera czy smartfonu, albo zielonej kostki z wlutowanymi kilkoma układami elektronicznymi widzimy bowiem przed sobą coś na nasz obraz i podobieństwo: prawie człowieka. To nic, że elektronicznego – łatwo możemy skojarzyć choćby ze współczesnym Pinokiem, który choć cały drewniany miał jednak umysł i osobowość prawdziwego chłopca.
Tę samą opowieść we współczesnej wersji zaserwował nam przed laty Steven Spielberg w bardzo dobrym filmie „A.I. Sztuczna inteligencja”. Haley Joel Osment jako robot o ciele chłopca wzruszał i rozczulał.
Roboty Nao robią mniej więcej to samo. Prof. Bringsjord mógł użyć do testów choćby trzech laptopów, trzech Raspberry Pi z kilkoma peryferiami czy choćby nawet trzech smartfonów. Użył humanoidalnych robotów, tworząc efektowny teatr. W ich przypadku łatwiej nam przyjąć, że to nie bezduszny algorytm, ale jakiś przebłysk geniuszu, iskierka człowieczeństwa tląca się w maszynie.
Zresztą zobaczcie sami – robot zamyśla się, wstaje, wyraża emocje. Prawie jak człowiek.
Za mało szczegółów
Tymczasem opis doświadczenia prowadzi do innych wniosków. Gdy już obedrzemy je z humanoidalnej otoczki, zobaczymy komputer, która potrafi rozpoznawać komendy głosowe, a przy tym określać pochodzenie dźwięku w sytuacji, gdy sam go wydaje. Tylko i aż. Być może jestem w błędzie, ale nie widzę tu niczego wychodzącego poza ramy prostego algorytmu. Może to właśnie jest kluczowe, bo na razie nie wiemy, w jaki sposób uczestniczące w eksperymencie roboty zostały zaprogramowane.
Chciałbym mocno podkreślić, że w żadnym wypadku nie deprecjonuję (zresztą jakie miałbym do tego kwalifikacje?) znaczenia badań profesora, który szczegółowo omówi swoje eksperymenty podczas zaplanowanej na przełom sierpnia i września konferencji RO-MAN.
Zwracam jedynie uwagę na to, że wystarczy kilka szczątkowych informacji i efektowny film, by media i różni blogerzy zaczęli bez żadnej refleksji snuć opowieści o świadomych maszynach.
Z drugiej strony warto zastanowić się, czym dokładnie jest świadomość i samoświadomość. I czy maszyna jest do niej zdolna? A może wystarczy, że będzie ją przekonująco udawać?