Pokój furii? Moje wyznanie: mam go prawie na co dzień
Tak, zdarza mi się źle traktować moje elektroniczne sprzęty i gadżety. Wiem, że nie jestem sam.
W Łodzi powstał “pokój furii”. Tak, dobrze domyślacie się zasad: wchodzi się do pomieszczenia i niszczy wszystko, co się w nim znajduje. Szklanki, meble, krzesła, fotele, ale też stare monitory czy wielkie telewizory. Pół godziny demolki kosztuje 150 zł. Właściciele pierwszego tego typu miejsca w Polsce urządzenia dostają od łodzian. Zamiast kurzyć się w piwnicy, niepotrzebny grat może zostać rozwalony przez jakiegoś nerwusa.
Zniszcz stary monitor
Na początku zrobiło mi się trochę… przykro. Idealny dopisek do mojego tekstu o tym, jak kończą stare, niepotrzebne sprzęty. Kiedyś monitor był obiektem westchnień. Odkładało się pieniądze, by po miesiącach oszczędzania spełnić marzenie. Z czasem technologia się rozwinęła, więc monitor przykryła warstwa kurzu. A dziś? Dziś dawne marzenie zostało roztrzaskane przez nerwusa. Jest w tym coś smutnego.
A przynajmniej powinno być.
Zanim zdążyłem uronić łzę nad demolowanym sprzętem, przypomniałem sobie, że… no cóż, że taki mini pokój furii założyłem już dawno temu.
Jestem nerwusem. Denerwuję się szybko, po chwili mi przechodzi, ale zanim złość minie zdarzy mi się uderzyć myszką o biurko. Kiedyś gdy stary pecet się zawieszał, nie mogłem się powstrzymać i “szturchałem” go nogą.
Ha, ale kto tak nie robił? Przecież wielu uważa - ba, wie z doświadczenia! - że porządne pacnięcie w sprzęt elektroniczny potrafi go naprawić. Nie próbowaliście? Nie wierzę!
Uderz i napraw
Gdy mam nowe urządzenie, to chucham i dmucham. Nie chcę żeby się zepsuło, nie chcę żeby nawet delikatnie się zabrudziło. Ale szybko mi przechodzi. W końcu sprzęt to sprzęt. Jak się zepsuje, to można go naprawić albo wymienić na inny, lepszy model. Dlatego kiedy telefon się zatnie, bywa, że stukam w ekran jak szalony. Po co? Sam nie wiem. Ale tak robię. Mini pokój furii.
Na pewno nie jestem jedyny. Nie tak dawno jeden z grających w FIFĘ zniszczył swojego pada, bo nie strzelił karnego w ostatniej minucie. Żeby było jeszcze śmieszniej, za całą tę sytuację obwinił… prawdziwego piłkarza. Ten zareagował niezwykle pozytywnie i odkupił zepsuty sprzęt. Widzicie - warto być furiatem!
Pewnie psychologowie powiedzą co innego. Pewnie będą mieć rację - czasami sam wolałbym mniej nerwowo podchodzić do mojej klawiatury, myszki czy pada. Ale z drugiej strony w takim podejściu jest jakiś plus.
Zmuszamy twórców do tworzenia solidnych rzeczy. Dajemy zarabiać producentom tworzącym wytrzymałe obudowy. Teoretycznie takie telefony stworzone są po to, żeby nie zarysował je byle upadek - dla ludzi pracujących w różnych warunkach to bardzo ważne:
Ale pewnie do ich produkcji "przyczynili się" zwykli nerwowi ludzie. Którym zdarza się uderzyć myszką za mocno albo w chwili gniewu za mocno ścisnąć telefon. Tacy już jesteśmy. Po prostu.
Dlatego często wkurzam się (myszko, uciekaj!), gdy ludzie mówią, że dzisiejsze sprzęty robione są tak, by zepsuć się po upływie gwarancji. Zapomina się, że zmienił się sposób w jaki korzystamy z urządzeń. Czas używania. Sam fakt, że sprzęty przestały być super drogie sprawia, że inaczej do nich podchodzimy. Ma to też swoje gorsze strony, bo przez to szybciej stają się ofiarami. Bywa i tak.
Z drugiej strony twórcy takich sprzętów są na to gotowi. My, nerwowi, mamy alternatywy. Możemy kupić sobie gumową klawiaturę, która tak szybko się nie rozleci. Możemy mieć niezniszczalny telefon, który przetrwa rzut w ścianę. Niedługo powstaną mocniejsze, solidniejsze ekrany i obudowy. Kto wie, może dzięki nerwowym wasze sprzęty psują się rzadziej!
Przyznaję się, źle traktuje niektóre sprzęty. Wy też macie z tym problem? Ile myszek, klawiatur, padów, a nawet komputerów zniszczyliście? Bądźmy szczerzy, wyrzućcie to z siebie!