Przewidzieć przyszłość - trudna sztuka!
Futurologów można podzielić z grubsza na dwie grupy. Do pierwszej zaliczają się "futurolodzy ostrożni", którzy wybiegają swymi przepowiedniami setki lat w przyszłość. Pozwala im to uniknąć kompromitacji związanych z nietrafnością prognoz. Grupka druga to "futurolodzy hardcorowi" - ci próbują wieszczyć, jak będzie wyglądał świat w kolejnych latach.
Futurologów można podzielić z grubsza na dwie grupy. Do pierwszej zaliczają się "futurolodzy ostrożni", którzy wybiegają swymi przepowiedniami setki lat w przyszłość. Pozwala im to uniknąć kompromitacji związanych z nietrafnością prognoz. Grupka druga to "futurolodzy hardcorowi" - ci próbują wieszczyć, jak będzie wyglądał świat w kolejnych latach.
Takich było mnóstwo i miażdżącej większości z nich przepowiednie się nie sprawdziły. Pozwolę sobie przedstawić kilku z nich.
Najbardziej znanym futurologiem ostatnich lat jest zdecydowanie Francis Fukuyama. Jego zła sława zaczęła się od opublikowanego w 1989 roku eseju "Koniec historii". Fukuyama utrzymywał, że w pewnym sensie historia kończy się wraz z upadkiem komunizmu. Jakie to proste, prawda? Wszystkie kraje świata przyjmują liberalną demokrację i już nic nie burzy szczęśliwego rozwoju ludzkości.
Globalizacja następująca po upadku komunizmu miała spowodować, że ludzie na całym świecie będą wyznawać te same wartości, mieć podobny gust i podejście do życia. Innymi słowy, coś w rodzaju jednomyślnej utopii. Jak jednak pokazały kolejne lata, komunizm w wielu rejonach świata trzyma się dość mocno, a liberalna demokracja przechodzi kryzys. Pojawili się islamscy fanatycy, którym nie po drodze ani z liberalną demokracją, ani przepowiedniami Fukuyamy.
Gdybania Fukuyamy to i tak nic w porównaniu z hurraoptymizmem radzieckich futurologów, działających aktywnie w latach 50. i 60. XX wieku. Pierwsze loty w kosmos i rozwój programu gwiezdnego pozwoliły popuścić wodze wyobraźni, ta zaś poniosła "gdybaczy" z ZSRR bardzo, bardzo daleko. Wszyscy przewidywali upadek kapitalizmu i triumf komunizmu - to jednak najmniejszy z popełnionych przez nich błędów.
Największe dotyczyły podboju kosmosu i ingerencji w ciało człowieka. Wedle prognoz z tamtych lat w roku 2000 mieliśmy mieć już bazy na Księżycu, planetach Układu Słonecznego i ich satelitach, żyć co najmniej 200 lat i latać na masowe wycieczki orbitalne. Nie zabrakło również wizji podwodnych miast oraz ludzkości żyjącej w szczęściu bez konieczności posiadania pieniędzy. No cóż, wszystko przed nami, ale z pewnością nie w najbliższym czasie.
Jakby w odpowiedzi na radzieckie pomysły Herman Kahn i Anthony J. Wiener wydali w 1967 roku książkę "The Year 2000". Pracowali w Hudson Institute i w prognozowaniu przyszłości pomagali im fachowcy z różnych dziedzin. Efekt? Czasem dość zaskakujący. Przyznacie chyba, że dziwne jest, iż uczeni z USA przewidywali dominację gospodarczą Układu Warszawskiego! Ich zdaniem u progu XXI wieku świat miał być wciąż podzielony na dwa obozy, ale miały się one do siebie powoli zbliżać - komunizm miał przejmować co lepsze rozwiązania kapitalizmu, a kapitalizm komunizmu.
Pojawiły się prognozy związane z powszechnym wprowadzeniem platform latających, kolonizacją i eksploatacją Księżyca (jak widać myślano o tym po obu stronach żelaznej kurtyny), a także zastosowanie energii atomowej do różnych celów. Jednym z zastosowań miały być kontrolowane wybuchy podziemne służące górnictwu. Być może doczekamy się tego jeszcze w tym stuleciu, jednak póki co na takie rozwiązania jeszcze za wcześnie.
Nietrafna futurologia to temat rzeka. Istnieje specjalny blog, na którym gromadzone są takie materiały futurologiczne z różnych okresów historii - począwszy od starych dokumentów, skończywszy na współczesnych reklamach TV pokazujących przyszłościowe wynalazki. Ten blog nazywa się PaleoFuture i jest prawdziwą kopalnią skarbów dla wszystkich zainteresowanych tematem futurologii. Polecam serdecznie - materiałów jest na długie godziny oglądania.