Sonic: szybki jak błyskawica - recenzja. Niemożliwe, wyszła świetna adaptacja gry

Sonic: szybki jak błyskawica - recenzja. Niemożliwe, wyszła świetna adaptacja gry
Jakub Krawczyński

28.02.2020 16:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Do trzydziestu ośmiu razy sztuka. Tyle właśnie mieliśmy do tej pory aktorskich adaptacji gier wideo wyprodukowanych w Hollywood. Niemal wszystkie miały ze sobą jeden wspólny mianownik - były słabe. Wreszcie doczekaliśmy się wyjątku.

Teraz swoją premierę ma "Sonic. Szybki jak błyskawica", film o niebieskim jeżu, legendarnej maskotce firmy SEGA. Każdy już zdążył powiesić na nim psy ze względu na początkowy wygląd komputerowo wygenerowanej postaci. Ostatecznie jednak po wielu miesiącach przesunięć i poprawkach powstał film, który śmiem nazwać najlepszą ekranizacją materiału z gry wideo. Tak, lepszą nawet od skądinąd niezłego "Detektywa Pikachu".

Sonic. Szybki jak błyskawica (Sonic the Hedgehog) - Zwiastun PL (Official Trailer)

Klątwa pechowych adaptacji gier przełamana. Na dobre.

Film "Sonic. Szybki jak błyskawica" od samego początku wie dokładnie, czym chce być. Nie dość, że w ekspercki sposób uderza w nutkę nostalgii, choćby złotymi pierścieniami przy logo Paramount, a później przy pokazaniu planety Sonica, to jeszcze ma dobrze pokierowane główne wątki oraz wyraziste postaci.

Tak, owszem, miewa i odtwórcze momenty, jak choćby te, które małpują legendarną, spowolnioną scenę Quicksilvera z "X-Men: przeszłość która nadejdzie", ale w żadnym stopniu nie umniejsza to samemu filmowi.

Adaptacja "Sonica" ma fenomenalne tempo i świetną, familijną otoczkę, która działa, bo w zasadzie to dwie bardzo zgrabne opowieści w jednym. Po pierwsze, to historia przyjaznego stworka z nadnaturalnymi zdolnościami, któremu jest smutno bo ciągle żyje w ukryciu, a bardzo chciałby mieć przyjaciół.

Sonic i Tom próbują dobrze się bawić.
Sonic i Tom próbują dobrze się bawić.© Paramount Pictures

Po drugie, to także historia aspirującego gliniarza Toma Wachowskiego, któremu bardzo zależy na wybiciu się z malutkiej mieściny Green Hills do San Francisco, ale niekoniecznie rozumiejący, że to właśnie w jego rodzinnym mieście są ludzie, którzy go potrzebują i którym na nim zależy.

Te dwa główne wątki przeplatają się ze sobą, gdy nieoczekiwanie nasz niebieski futrzak z innej planety będzie musiał z Tomem współpracować, aby uciec przed złowieszczym Dr. Robotnikiem. Gra go w wybitnej formie Jim Carrey, który po prostu zdaje się mieć ubaw życia. Kradnie każdą scenę w której jest, a jego poziom upojenia samym sobą jest przezabawny.

Filmowy "Sonic" epatuje poczuciem humoru i przepełniony jest zabawnymi montażami. Ten film ma serce przez duże S, ale i jest niezwykle przyjemny od strony wizualnej, a nowy wygląd Sonica to strzał w dziesiątkę. Dzieło Jeffa Fowlera jest zarazem fenomenalnym hołdem dla samych gier wideo, takim który mógłby popełnić Spielberg w swojej szczytowej formie ze środka lat 80., ale nie ten, który nakręcił "Ready Player One".

Jim Carrey jako Dr. Robotnik
Jim Carrey jako Dr. Robotnik© Paramount Pictures

Warto na film wybrać się i to pomimo dubbingu, którego osobiście jestem największym przeciwnikiem na świecie, nawet w filmach animowanych czy familijnych. Nawet on nie był w stanie zabić tej kolosalnej dawki frajdy, jaką emanuje adaptacja gry wideo SEGI. Filmowy "Sonic" zarówno sprawdza się jako fan-serwis dla dorosłych graczy, jak i najwyższych lotów rozrywka rodzinna, taka, na którą możemy zabrać swoje pociechy.

Źródło artykułu:WP Gadżetomania