Takiego roku jeszcze nie było - Polacy rządzą w świecie gier
16.11.2014 10:34, aktual.: 10.03.2022 10:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podsumowanie roku w listopadzie zawsze jest ryzykowne, ale trudno się powstrzymać, gdy widzi się, z jakim entuzjazmem przyjmowane są polskie gry. Ostatnio szczególnie głośno jest o This War of Mine.
Wiedzieliśmy, że 2014 rok będzie bardzo dobry dla branży gier. Ale z innych powodów - mieliśmy dostać Wiedźmina 3: Dziki Gon oraz Dying Light od Techlandu. Ich premiery przesunięto, ale my nie zostaliśmy sierotami. Zwykle dumni mogliśmy być z jednej, góra dwóch gier. Teraz polskie gry zalewają świat.
This War of Mine - inne spojrzenie na wojnę
This War of Mine pojawiło się w piątek, dokładnie o godzinie 19:00. Od tego czasu już zdążyło wskoczyć na steamową listę bestsellerów, ustępując jedynie kolekcji Far Cry, a wyprzedzając m.in. Call of Duty: Advanced Warfare, Far Cry 4 czy Assassin’s Creed: Unity.
Teoretycznie nie mógł to być komercyjny hit, bo choć mówimy o grze o wojnie, to wcale nie gramy superżołnierzem z przyszłości. Wręcz przeciwnie - wcielamy się w cywila, który po prostu chce przeżyć. Nastrojowa, minimalistyczna oprawa graficzna i specyficzny klimat przyciągnęły jednak do gry. Warto było - w tej chwili średnia ocen wynosi 80/100.
This War of Mine pokazuje jeszcze jedną ciekawą rzecz. Nie musisz robić efektownych, wybuchowych zwiastunów, żeby zwrócić na siebie uwagę. Ekipa 11bit Studios postawiła na klimat:
This War of Mine gameplay trailer - THE THINGS THAT TAKE US BACK
Premierowy zwiastun wcale nie skupiał się na grze, a na człowieku, który był jedną z inspiracji dla twórców:
This War of Mine Launch Trailer - The Survivor
Można robić mądre, odważne gry, które okazują się sukcesem. Fajnie, że taki przykład dali właśnie Polacy.
Wcześniej głośno było Zaginięciu Ethana Cartera. Tutaj też mamy do czynienia i z “artystycznym” sukcesem (średnia ocen to 82/100) i komercyjnym. Po miesiącu od premiery grę kupiło 60 tysięcy graczy. To bardzo dobry wynik, bo “firma może być spokojna o najbliższe kilka lat działalności”. I już powoli zaczyna pracę nad kolejnym projektem. A wcześniej wyda Ethana na PlayStation 4 - i to może być kolejny sukces polskiego studia.
Polacy świetnie radzą sobie na rynku gier niezależnych, całkiem nieźle idzie im także w rywalizacji z grami wysokobudżetowymi. I choć CD Projekt RED i Techland w tym roku nie wydały swoich największych hitów, to dzielnie reprezentuje nas CI Games.
Lords of the Fallen - najdroższa polska gra
Ich Lords of the Fallen to jak do tej pory najdroższa produkcja studia i najdroższa polska gra tego roku - budżet wynosił 42 mln złotych, z czego 10 pochłonął sam marketing. Zgoda, erpeg miał parę niedociąnięć, ale to wciąż bardzo dobry tytuł - najlepszy w dorobku CI Games.
A pamiętajmy, że jest to studio, które zaczynało od gier sprzedawanych w kiosku. Budżet wydanego w 2010 roku Sniper: Ghost Warrior wynosił 3 mln zł, po czterech latach firma robi gry za ponad 40 mln. Widać postęp, prawda? Lords of the Fallen idealnie wpisuje się w rekordowy 2014 rok.
Nie wolno zapominać o mniejszych sukcesach. Mousecraft pojawił się na PlayStation 4, PlayStation 3, PlayStation Vita i pececie. Sprzedał się w liczbie 15 tysięcy egzemplarzy - niby średnio, ale to także pozwala polskiej ekipie skupić się na dalszych projektach. Warlocks, projekt dwójki programistów, zdobył pieniądze na Kickstarterze, a Top Hat dostał się na Steam. To gry robione przez pasjonatów, młodych Polaków, które także są zauważane na świecie. Sukces!
A przecież i o “nieobecnych” jest głośno. Wiedźmin 3 wraz Dying Light pojawiają się na branżowych imprezach, a nawet konferencjach. Pisma zamieszczają te dwie polskie gry w zestawieniach “najbardziej oczekiwanych gier”. Ciągle o polskich firmach jest głośno.
Jest dobrze, ale… dlaczego?
Ciśnie się na usta takie pytanie, prawda? Jak to się stało, że, właściwie nagle, w Polsce powstaje tyle gier, które osiągają sukces na całym świecie. Mamy jakiś ukryty dar? Wreszcie są możliwości, udogodnienia?
No właśnie nie. I to jest piękne. To wyszło tak samo z siebie, branża gier w Polsce żyje swoim życiem. Ma problemy, które nie są obce innym przedsiębiorstwom czy małym firmom, ale też nikt im się nie wtrąca, nie narzuca, nie stawia ulitmatum w stylu: “damy ci pieniądze, jak zrobisz grę o tym i o tym”. Albo: “będzie forsa, ale skasujesz to”.
Nie ma żadnego “związku twórców gier”, który troszczy się o ich prawa. Oni sami doskonale dają sobie radę! Tylko trzeba ich zostawić samych sobie, na tyle, na ile to jest możliwe.
To piękna, czysta, naturalna niezależność. I porównując ją z innymi branżami rozrywkowymi, chyba niespotykana w Polsce.
Dlatego, przyznam szczerze, trochę z niepokojem patrzę na ostatnie działania wielu miast, które wyciągają rękę do twórców. Będą im pomagać, zapewniać dotacje, udostępniać politechniki i uniwersytety.
Pozostaje jeszcze ostatnia składowa Łódzkiego Centrum Gier, czyli Gameinkubator Capital. Fundusz ten pozwoli na sfinansowanie najciekawszych projektów w ramach Łódzkiego Centrum Gier, choć nie tylko – jak czytamy w notce prasowej, drzwi mogą być otwarte dla każdego.
Pewnie ma to swoje dobre strony, ale jak zwykle każdy kij ma dwa końce. Mam wrażenie, że to przyciągnie tych gorszych, którzy w naturalnych warunkach nie daliby sobie rady. A tak, mając fundusze z miasta czy też Unii, zrealizują projekt.
To moje czarnowidztwo, więc na razie cieszmy się tym, co jest. I wydaje mi się, że gry to dobry sposób, by zamknąć usta tym, którzy twierdzą, że Polska nie jest miejscem dla osób kreatywnych. Z chęcią zobaczyłbym krótki spot z najlepszymi polskimi grami, ich ocenami i opiniamii. I krótkie podsumowanie: “Polska? Da się!”.
Mamy kolejny powód do dumy. Polskie gry.