Triumf technologii: sparaliżowany kierowca pojedzie w wyścigu Indy 500
Ograniczenia narzucane nam przez ciało stopniowo tracą na znaczeniu. Dobitnym tego przykładem jest udział sparaliżowanego kierowcy w wielkim święcie motoryzacji - wyścigach Indianapolis 500. Jakie rozwiązania sprawiają, że mimo paraliżu Sam Schmidt może kierować samochodem?
20.05.2014 | aktual.: 21.05.2014 12:15
Sam Schmidt - w pogoni za marzeniami
Sam Schmidt był w latach 90. wschodzącą gwiazdą wyścigów Indy Racing League. Niestety, podczas przygotowań do sezonu 2000 Sam uległ groźnemu wypadkowi, rozbijając samochód na torze Walt Disney World Speedway.
Wypadek przekreślił dobrze zapowiadającą się karierę. Sam spędził pięć tygodni pod respiratorem i choć lekarze zdołali uratować mu życie, to obrażenia spowodowały tetraplegię, czyli paraliż czterokończynowy.
Mimo tragedii Sam się nie poddał i w 2000 roku założył Sam Schmidt Paralysis Foundation - organizację zajmującą się badaniami nad paraliżem i możliwościami jego leczenia. Nie porzucił przy tym marzeń o sporcie samochodowym i w tym roku weźmie udział w jednej z najbardziej prestiżowych, a przy tym bardzo wymagającej imprezie - wyścigach Indy 500.
Jest to morderczy wyścig na dystansie 500 mil, czyli ponad 800 kilometrów, co odpowiada 200 okrążeniom toru Indianapolis Motor Speedway. Tradycje Indy 500 sięgają 1911 roku. W przeciwieństwie do większości innych wyścigów zwycięzca nie otrzymuje na podium szampana, ale butelkę mleka.
Najważniejsza jest głowa
W takiej właśnie imprezie weźmie udział człowiek sparaliżowany od szyi w dół. Jak to możliwe? Marzenia Sama o powrocie do wyścigów urzeczywistniły się za sprawą współpracy kilku firm, jak Falci Adaptive Motorsports, Ball Aerospace, Schmidt Petersen Motorsports i ośrodka badawczego US Air Force Research Lab. Ich wspólny wysiłek zaowocował stworzeniem pojazdu o nazwie SAM Project. Jest to modyfikacja Chevroleta Corvette Stingray, który został przebudowany tak, aby Sam Schmidt mimo swoich ograniczeń mógł nim kierować.
Sterowanie samochodem odbywa się dzięki ruchom głowy wykrywanym za pomocą umieszczonych w kabinie kamer. Precyzję tego rozwiązania zwiększa ulokowana na głowie kierowcy czapka ze znacznikami. Sparaliżowany kierowca może w ten sposób przyspieszać, hamować i skręcać. Wsparciem dla niego jest system bezpieczeństwa działający z wykorzystaniem danych GPS, który zadba o to, by samochód utrzymywał dystans od otaczających tor barier.
Dodatkowym zabezpieczeniem jest siedzący obok człowiek, który ma do dyspozycji kierownicę, gaz i hamulec i może wkroczyć do akcji w przypadku pojawienia się jakichś problemów. Sam ma już za sobą testy tego rozwiązania - podczas jazdy udało mu się osiągnąć prędkość 97 mil na godzinę (ponad 156 km/h).
Technologia wygrywa z ograniczeniami
Warto w tym miejscu podkreślić, że Sam Schmidt weźmie udział w imprezie sportowej, ale nie w samym wyścigu - jego przejazd odbędzie się przed rozpoczęciem właściwej rywalizacji. Na razie rozwiązania pozwalające sparaliżowanemu kierowcy na sterowanie samochodem nie są jeszcze wystarczająco zaawansowane, by bez niepotrzebnego ryzyka dopuścić go do jazdy wśród walczących o każdy ułamek sekundy innych aut.
Jednak sam fakt udziału Sama w tej imprezie pokazuje, jak technologia pozwala przezwyciężyć ograniczenia. Być może już niebawem w sporcie samochodowym pojawią się kontrowersje podobne do tych, które w lekkiej atletyce spowodował Oscar Pistorius: czy i w jakim zakresie można stosować rozwiązania zastępujące niedoskonałe ciało człowieka jakąś maszyną?
W artykule wykorzystałem informacje z serwisów Indy Star, Autoblog i Sports Illustrated.