Trójca, czyli najlepsze trylogie [top]

Trójca, czyli najlepsze trylogie [top]

Trójca, czyli najlepsze trylogie [top]
Ireneusz Podsobiński
21.02.2010 11:00

Pisząc ostatnio o Powrocie do przyszłości 3, wpadłem na pomysł by przyjrzeć się filmowym trylogiom. Okazało się, że całkiem sporo tego, ale większość z nich nie zasługuje na wyróżnienie. Jeszcze więcej nie można już uznać za trylogie, bo producenci nie wytrzymali i dopisali ciąg dalszy. Z tego zbioru mniej lub bardziej ciekawych trzyczęściowych serii ledwo udało mi się znaleźć dziesiątkę najlepszych.

Pisząc ostatnio o Powrocie do przyszłości 3, wpadłem na pomysł by przyjrzeć się filmowym trylogiom. Okazało się, że całkiem sporo tego, ale większość z nich nie zasługuje na wyróżnienie. Jeszcze więcej nie można już uznać za trylogie, bo producenci nie wytrzymali i dopisali ciąg dalszy. Z tego zbioru mniej lub bardziej ciekawych trzyczęściowych serii ledwo udało mi się znaleźć dziesiątkę najlepszych.

  1. Naga broń (Naked Gun)

Leslie Nielsen za swoich najlepszych czasów, kiedy z powodzeniem wcielał się w porucznika Franka Drebina. Równocześnie jest to kwintesencja filmowych parodii, gdy nie dominował jeszcze szaletowy humor, a zabawnych pomysłów nie brakowało. Dzisiejsze ?Movie do stóp nie dorastają ówczesnym prześmiewczym komediom.

  1. Matrix

Nie jestem fanatykiem pierwszego Matrixa (mimo że bez wątpienia jest najlepszą częścią), dlatego z przyjemnością ogląda mi się trylogię rodzeństwa Wachowskich jako całość. Kawał dobrego, popcornowego kina z intertekstualnością wykorzystaną do granic możliwości. Dla jednych przerost formy nad treścią, dla innych solidna rozrywka.

  1. Martwe zło (Evil Dead)

Sam Raimi jakiego wszyscy kochają. Kultowa rola Bruce?a Campbella. Jeśli przyjąć ?przyszłościowe? zakończenie Armii ciemności jako to podstawowe, jest to równocześnie jeden z najciekawszych finałów wśród trylogii. Ale skoro Raimi/Campbell planują czwartą odsłonę, chyba biorą pod uwagę mało efektowną wersję ?sklepową?.

  1. Władca Pierścieni (Lord of the Rings)

Epickie dzieło Petera Jacksona poraża swoim rozmachem przede wszystkim od strony wizualnej. Osobiście uznaję tylko wersje rozszerzone, gdyż kinowe były momentami ubogie w wątki (szczególnie część trzecia). Mimo że to monumentalne dzieła zapiera dech w piersi, czasami czuć zastoje fabularne, które wywołują niepożądany efekt nudy. Paradoksalnie film widziałem już kilka razy i jeszcze wiele seansów przede mną, gdyż wykreowany przez filmowców świat Tolkiena wciąga niczym narkotyk.

  1. Ojciec chrzestny (The Godfather)

Mimo że nie jestem fanem kina gangsterskiego, trudno przejść obojętnie obok dzieła Francisa Forda Coppoli. Epicka opowieść o rodzinie Corleone to przede wszystkim popis aktorski. I chociażby dla tych kreacji warto sięgnąć po kultową już trylogię. Pewnie według wielu z Was Ojciec chrzestny powinien być na pierwszym miejscu, ale jednak część trzecia odstaje od swoich dwóch wyśmienitych poprzedników, zaniżając trochę poziom.

  1. Gwiezdne Wojny IV-VI (Star Wars)

Sentyment bynajmniej nie odgrywa tutaj wiodącej roli. Nie znam nikogo, kto by preferował nowe Gwiezdne Wojny. Stara trylogia miała niezapomniany klimat, który niestety w prequelach został przyćmiony przez przepych efektów specjalnych. Nie mówiąc już o braku charyzmatycznych postaci pokroju Hana Solo czy Lando Calrissiana.

  1. Trylogia Bourne?a (Tożsamość, Krucjata, Ultimatum)

Te filmy to jak jeden wielki zastrzyk adrenaliny, prawie 6-godzinna jazda bez trzymanki, bez chwili na oddech. Mimo że historia do odkrywczych nie należy (przez co w finale można poczuć lekki niedosyt), film nadrabia w idealnie skonstruowanej fabule, która trzyma widza w napięciu od początku do końca. To nowoczesne spojrzenie na klasyczne kino sensacyjne, w którym akcja była efektowna, ale nie efekciarska.

  1. Powrót do przyszłości (Back to the Future)

Marty McFly i doktor Emmett Brown to niezapomniany duet dostarczający od lat niesamowitych wrażeń. Równocześnie jest to jeden z najciekawszych filmów na temat podróżowania w czasie. Czy sensowny, to już kwestia na osobną dyskusję. Ważne, że w swoim uniwersum dopracowany w każdym szczególe i świetnie zgrywający się jako zamknięta całość. Co więcej, jest to jeden z tych ponadczasowych filmów, który nie potrzebuje remake?u i ku mojej uciesze (jak również zdziwieniu) nikt nie kwapi się na żaden reboot.

Uznane przeze mnie za trylogie:

Obcy 1-3 (Alien)

Serię Alien uznaję jako zamkniętą trylogię, a że ma na siłę dorobiony ogon to już inna sprawa. Obcy ? Przebudzenie jako sympatyczny film rozrywkowy sprawdza się całkiem nieźle, jednakże kompletnie niepotrzebnie kontynuuje wątek Ripley. Jej poświęcenie w trójce było piękną symboliczną sceną i tylko żądni krwi, tfu? pieniędzy, producenci musieli wycisnąć z serii i jej postaci jeszcze więcej.

Indiana Jones (Poszukiwacze zaginionej Arki, Świątynia Zagłady, Ostatnia krucjata)

Powrót do Indiany Jonesa po prawie 20-tu latach i chęć nakręcenia filmu w starym stylu z zakończeniem rodem z kina sci-fi było strzałem w stopę. Mimo że Królestwo Kryształowej Czaszki ogląda się względnie przyjemnie, finał pozostawia gorzki niesmak. U mnie na półce stoi ładnie wydana trylogia DVD i jakoś nie śpieszy mi się, by dołączyć do niej niepasujący ogon. Niektóre filmy po prostu nie powinno się ciągnąć, a Lucas i Spielberg mają plany na kolejne odsłony?

Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)