Uciążliwe blokady to nie tylko gry i piractwo. Wbudowana karta SIM to koniec handlu używkami
Plotki o karcie e-SIM to nie tylko ciekawostka. Jeżeli pomysł okaże się prawdziwy, kupowanie i sprzedawanie używanych telefonów może być niemożliwe.
18.07.2015 | aktual.: 10.03.2022 10:11
E-SIM
Można zrozumieć intencje Apple i Samsunga - to przede wszystkim oni chcą się pozbyć tradycyjnych kart SIM i w ich miejsce wstawić wbudowaną e-SIM. Dla producentów ma to swoje zalety: mogą wprowadzić jeden format, a przy okazji zaoszczędzić na miejscu wewnątrz urządzenia.
Co to oznaczałoby dla nas? Przywiązanie telefonu do użytkownika. Jeden telefon = jedna karta SIM. Konrad Błaszczak wymienia jedną z niedogodności takiego rozwiązania:
Gdy byłem w Chinach, swój polski numer schowałem do szuflady, a sam kupiłem odpowiednik lokalnego operatora. Na początku okazało się, że wybrałem złą taryfę, więc po wykorzystaniu pozostałych środków kartę wyrzuciłem, a kupiłem sobie nową. Gdybym miał smartfona z e-SIM, nie byłoby to takie proste.
No właśnie - nie byłoby proste. W smartfonie z e-SIM nic nie byłoby proste. Nagle psuje ci się telefon? Chcesz się wymienić z dziewczyną? Masz okazję kupić inny sprzęt taniej i chcesz przenieść numer? Pewnie da się to rozwiązać, ale będzie to oznaczało konieczność wizyty w salonie.
Mam jednak wrażenie, że tu wcale nie chodzi o to, żeby było nam wygodniej - teoretycznie e-SIM daje nam ten komfort, że nie ma kilku kart SIM, które mogą nie pasować do naszego telefonu. To jednak pozorna zaleta, skoro wad jest więcej.
E-SIM to dla mnie nic innego jak “blokada używek”. Swego czasu plotkowano, że nowe konsole - czyli PlayStation 4 i Xbox One - nie będą pozwalały na odtwarzanie gier kupionych z drugiej ręki. Na szczęście to się nie sprawdziło.
Choć marna to pociecha, skoro na pececie coś takiego działa już od dawna - przypisujemy grę do konta Steam, co praktycznie uniemożliwia jej odsprzedaż. Trzeba pozbyć się całego konta, a raczej mało kto się na to decyduje. Podobnie funkcjonują inne pecetowe usługi.
Do tego dążą ci, którzy chcą wprowadzić wbudowane karty SIM. Komu będzie chciało się wystawiać używany telefon, skoro trzeba będzie “odłączyć” od niego swój numer, a następnie przypisać go do nowego sprzętu? Komu będzie chciało się szukać czegoś na własną rękę?
Koniec z handlem używkami!
Lepiej poczekać na nowy model od producenta albo na ofertę od operatora. Operatora, który przecież nie będzie chciał się nas szybko pozbyć. Dzięki e-SIM dostanie kolejne narzędzie trzymające nas na smyczy.
Nie mówiąc o jeszcze jednym czarnym scenariuszu - przepraszamy bardzo, ale musi pan wymienić telefon na nowy, w tym numer wygaśnie. Niemożliwe? Nie byłbym tego taki pewny.
Niewykluczone, że operatorzy pójdą nam na rękę i pozwolą rejestrować się za pomocą zwykłego wpisania loginu i hasła - wtedy wszystkie te uciążliwe bariery dałoby się ominąć. Obawiam się jednak, że powrócimy do czasów sim-lokców. Jeden sprzęt, jeden operator. Wiadomo, komu coś takiego się opłaca.
Prawo do wolności
Widać więc gołym okiem, że na tej nowości skorzystać ma przede wszystkim sprzedawca - operator lub sam producent telefonu. Dla klienta to dodatkowe utrudnienie. Na dodatek kolejny zamach na resztki prywatność. Dziś mogę kupić sobie kartę w kiosku, zachowując złudzenia o anonimowości. Trudno wyobrazić sobie, by przy przypisanej do mnie karty e-SIM było to możliwe.
Nie tak dawno Łukasz pisał, że sprzęt przestaje mieć znaczenie, ważniejsza jest usługa. Jak widać - nie wszędzie. Nie wszystkim opłaca się to, żeby pozwolić nam “uciec” od danego sprzętu.
Ale to przecież nasze, coraz bardziej zapomniane, prawo. Dlatego mam nadzieję, że pomysł na jedną, wbudowaną kartę e-SIM jednak nie przejdzie.