Ucieczka od wolności, czyli jak stałem się obrońcą porno w Internecie
Strzały, które uważny słuchacz mógł usłyszeć w połowie czerwca, nie zwiastowały tym razem rozlewu krwi. To strzelały korki od szampana otwieranego na imprezach obrońców moralności. Okazja do świętowania była nie byle jaka: Wielka Brytania zdecydowała się na wprowadzenie cenzury obyczajowej i wyplenienie z Sieci wszetecznej pornografii. A może nie chodzi o moralność, ale o władzę i kontrolę?
Strzały, które uważny słuchacz mógł usłyszeć w połowie czerwca, nie zwiastowały tym razem rozlewu krwi. To strzelały korki od szampana otwieranego na imprezach obrońców moralności. Okazja do świętowania była nie byle jaka: Wielka Brytania zdecydowała się na wprowadzenie cenzury obyczajowej i wyplenienie z Sieci wszetecznej pornografii. A może nie chodzi o moralność, ale o władzę i kontrolę?
Pornografia, demiurg nowych technologii
Przemysł pornograficzny to potężny biznes, który przez dziesięciolecia wyznaczał kierunki rozwoju wielu przydatnych technologii. Sztandarowym przykładem jego potęgi mogą być losy dwóch nośników wideo, kaset VHS i Betamax.
O ile tę pierwszą kojarzą – coraz częściej tylko z opowiadań – niemal wszyscy, to Betamax pozostaje ciekawostką znaną pasjonatom technologii i wąskiej grupie specjalistów, którzy zetknęli się z nim w swojej pracy. A przecież nie musiało tak być, a Betamax oferował więcej niż VHS. Dlaczego zatem przegrał?
Lista powodów jest długa, jednak jednym z istotnych była decyzja, by na nośnikach Betamax nie rozprowadzać filmów dla dorosłych. Efekt okazał się łatwy do przewidzenia – pornosy na kasetach VHS miały niemały udział w ekspansji magnetowidów i popularyzacji tego formatu, a o Betamaksie słuch zaginął.
W kolejnych latach branża dla dorosłych nadal wyznaczała trendy. To właśnie internetowa pornografia przyczyniła się do rozwoju płatności online, strumieniowania wideo czy upowszechnienia filmów i klipów przeznaczonych dla telefonów komórkowych.
Branża porno najcenniejszym sojusznikiem
Przemysł pornograficzny utrzymał swoje znaczenie również w latach późniejszych. Pamiętacie ostatnią wojnę formatów? HD-DVD i Blu-ray starły się w morderczym pojedynku, mając za sobą największe firmy technologiczne świata. Każdy z formatów miał swoje atuty, każdy był krokiem naprzód, każdy kusił nową jakością.
I właśnie wtedy, w 2006 roku, gdy jeszcze nic nie było przesądzone, Ron Wagner z E! Entertainment stwierdził:
Wybraliśmy Blu-ray. W branży od dłuższego czasu mówi się, że to będzie lepsze rozwiązanie.
Na efekty nie trzeba było długo czekać – rezygnacja przemysłu porno z HD-DVD zrobiła wyłom w bastionie tego formatu, który zaczął tracić wsparcie. W 2008 roku gwóźdź do jego trumny wbiła wytwórnia Warner Bros, ogłaszając zaprzestanie wydawania swoich filmów na tym nośniku.
Promującej swój standard Toshibie nie pozostało nic innego, jak skapitulować. Dwa lata po tym jak branża porno wybrała Blu-raya, HD-DVD był już martwy.
Wróg i przyjaciel
Internet przez długie lata żył z przemysłem porno w technologicznej symbiozie. Branża dla dorosłych stymulowała rozwój technologii, a Sieć zapewniła jej bezpieczną przystań i możliwość zarabiania. Ta sielanka nie mogła jednak trwać w nieskończoność.
Historia uczy, że najgroźniejszymi wrogami są byli sojusznicy. Tak było i tym razem – Internet początkowo dał branży porno drugą młodość, by z czasem wpędzić pornograficzny mainstream w poważne tarapaty.
W 2009 roku podczas gali AVN Awards potwierdził to szef studia Digital Playground, Ali Davoudian, znany powszechnie jako Ali Joone, który komentując dołek, w jakim znalazła się branża, powiedział:
Pierwszy szereg technologicznej awangardy
Jakby tego było mało, w cieniu grzecznych prezentacji trwają intensywne przygotowania do zagospodarowania kolejnej nowinki technologicznej. Nową jakość w branży mają zapewnić okulary Oculus Rift, a prace nad seksem w wirtualnej rzeczywistości prowadzi m.in. firma Sinful Robot.
Technologia jest jednak bronią obosieczną. Może pomóc, ale może też zaszkodzić. To drugie – niezależnie od branży – staje się znacznie bardziej prawdopodobne, gdy za jakąś kwestię biorą się najbardziej niekompetentni i zdemoralizowani ludzie na planecie, czyli politycy.
Strażnicy cudzej moralności
Tak właśnie stało się w Wielkiej Brytanii z pornografią. Politycy, których skandale obyczajowe co jakiś czas wypływają na światło dzienne, na potrzeby opinii publicznej kreują się zazwyczaj na niezłomnych obrońców moralności, od których amisze mogliby się uczyć pruderii i powściągliwości.
Tym razem brytyjski premier, David Cameron, postanowił zatroszczyć się o poparcie Unii Matek w najbliższych wyborach. W odpowiedzi na apel jej szefa, Rega Bailey, zapowiedział wprowadzenie w dostępnym na Wyspach Internecie antypornograficznej cenzury.
Cała akcja nie byłaby możliwa bez współdziałania telekomów, ale te ochoczo przystały na taką propozycję. Co istotne, przymiarki do wprowadzenia filtru trwały na Wyspach od lat. Jeszcze w 2010 roku toryska, pani Claire Perry ogłosiła:
W kolejce po dzienną porcję porno
Porzucona pół roku temu propozycja ponownie odżyła. I tym razem – jeśli wierzyć Claire Perry, pełniącej funkcję doradczyni premiera Camerona – zostanie doprowadzona do finału.
Internetowa pornografia ma zostać w Wielkiej Brytanii zablokowana do końca tego roku, a blokada – dzięki współpracy z dostawcami dostępu do Sieci – ma działać zgodnie z zasadą opt in. Oznacza to, że każdy, niezależnie od chęci i poglądów, domyślnie będzie korzystał z Internetu bez pornografii.
Amatorzy rozrywki spod znaku XXX nie zostaną jej jednak pozbawieni – po weryfikacji będą mogli wyłączyć blokadę. Ta będzie jednak co kilka godzin ponownie aktywowana, zmuszając wielbiciela internetowego porno do ponownego wyrażenia chęci oglądania zablokowanych materiałów. Wspomniała o tym pani Perry:
Urzędnik wie lepiej
I słusznie – nie bez przyczyny branża dla dorosłych nazywa się właśnie tak, a nie inaczej. Problem leży jednak zupełnie gdzie indziej, a internetowe porno jest jedynie pretekstem, by zastanowić się nad pewnym - moim zdaniem - bardzo niepokojącym zjawiskiem.
Niezależnie od tego, czy blokowanie treści będzie odbywało się dzięki jakiemuś rozpoznającemu goliznę algorytmowi, będzie działać dzięki czarnym i białym listom adresów czy jeszcze w jakiś inny sposób, ostatecznie wszystko sprowadza się do faktu, że ktoś będzie decydował o tym, jakie treści zobaczy ktoś inny.
Choć z pewnością zostanie to nazwane inaczej, w praktyce będzie oznaczało powołanie cenzora. A raczej – znając skłonność kasty urzędniczej do udowadniania, że jest niezbędna – całej rzeszy cenzorów. I w tym właśnie miejscu pojawia się fundamentalne pytanie o granice wolności.
Sprzedam wolność za spokój. Tanio!
Czym jest wolność? Apostoł Paweł z Tarsu twierdził:
Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść.
Trudno o bardziej trafne przedstawienie postawy wolnego człowieka, który może dokonywać własnych wyborów, ale zarazem ponosi ich konsekwencje - negatywne skutki uwielbienia dla sieciowej pornografii opisuje m.in. artykuł „Czy jesteś uzależnionym od przyjemności półgłówkiem?”. Dla niektórych jest to jednak ciężar nie do zniesienia, co trafnie podsumował Erich Fromm, pisząc w „Ucieczce od wolności”:
Przerażona jednostka szuka czegoś albo kogoś, do kogo mogłaby się przywiązać, niezdolna jest już dłużej być swoim własnym, indywidualnym „ja”, desperacko usiłuje pozbyć się go i poczuć znowu bezpieczna, zrzuciwszy to brzmię (…).
Po co w artykule o planowanej blokadzie pornografii przywołuję Pawła z Tarsu i niemieckiego filozofa? Nie chodzi tu o efektowne cytaty, ale o podkreślenie faktu, że brytyjski rząd chce zdjąć z barków swoich obywateli nieco odpowiedzialności, wyręczając ich np. w nadzorze nad tym, co robią ich dzieci. Można przypuszczać, że jego śladem pójdą z czasem rządy innych krajów.
Problem w tym, że wraz z odpowiedzialnością zabiera również odrobinę wolności. Każdy musi odpowiedzieć sobie sam, czy to dobra transakcja. I ile podobnych można zaakceptować, zanim osiągniemy granice, po przekroczeniu których nasza odpowiedź nie będzie już miała żadnego znaczenia.