Zmiana czasu jest bez sensu. Skończmy z tym anachronizmem!
Zmiana czasu – jedna z najgłupszych czynności, jakie zostały nam narzucone przez rządy. Nasze elektroniczne gadżety bezmyślnie przestawią swoje zegary, a w tych mniej sprytnych zrobimy to ręcznie sami, gdy tylko budząc się stwierdzimy ze zdziwieniem, że jest wcześniej, niż się nam wydaje. Po co od lat wykonujemy tę bezsensowną czynność?
26.10.2013 | aktual.: 13.01.2022 10:21
Zmiana czasu – jedna z najgłupszych czynności, jakie zostały nam narzucone przez rządy. Nasze elektroniczne gadżety bezmyślnie przestawią swoje zegary, a w tych mniej sprytnych zrobimy to ręcznie sami, gdy tylko budząc się stwierdzimy ze zdziwieniem, że jest wcześniej, niż się nam wydaje. Po co od lat wykonujemy tę bezsensowną czynność?
Wojenne oszczędności
Choć pomysły, by zmieniać czas w zależności od pory roku pojawiały się już w XVII wieku, to po raz pierwszy zrobiono to niecałe sto lat temu. W 1916 roku, gdy miliony Europejczyków wyrzynały się w bezsensownych walkach o kawałek pokrytej lejami ziemi, Niemcy i Austro-Węgry wpadły na pomysł, by lepiej wykorzystać dłuższy dzień latem.
Postanowiono wówczas wygonić obywateli z łóżek o godzinę wcześniej – późną wiosną i latem nie ma znaczenia, czy wstaniemy o szóstej czy o piątej rano – i tak jest już jasno. Dzięki wcześniejszemu rozpoczęciu dnia, ludzie wcześniej szli do łóżek, a zatem krócej używali sztucznego oświetlenia, co dawało szansę na oszczędność surowców.
Na początku XX wieku takie założenie mogło mieć sens, choć niestety brakuje danych, które by potwierdzały jego słuszność. Mimo tego w kolejnych latach podobne rozwiązania zastosowano również w innych krajach, jak Wielka Brytania, Rosja czy Stany Zjednoczone. W Polsce po raz pierwszy zastosowano zmianę czasu w okresie międzywojennym. Po drugiej wojnie światowej zmiana obowiązywała tylko w niektórych latach, a od 1977 nieprzerwanie dwa razy w roku przestawiamy zegary.
Pozostałość minionej epoki
Problem w tym, że od 1916 roku, gdy zmianę zastosowano po raz pierwszy, minął już prawie wiek. Przez ten czas kobiety zyskały prawa wyborcze, Stany Zjednoczone zniosły segregację rasową, Chiny odzyskały swoją pozycję w światowej gospodarce, a najpopularniejszym imieniem w wielu europejskich miastach jest Mohammed.
Od 1916 roku zmieniło się niemal wszystko. Ale w kwestii zmiany czasu nadal bezmyślnie robimy to, co wymyślono w czasach, gdy elektryfikacja miała powodować, że kury przestaną znosić jajka, krowy dawać mleko, a od spojrzenia na żarówkę można oparszywieć.
Najciekawszy w tym wszystkim jest fakt, że współcześnie możemy już zmierzyć, czy zmiana czasu się opłaca. I wielokrotnie to robiliśmy, a świetnym poligonem doświadczalnym były m.in. Stany Zjednoczone, gdzie każdy stan regulował tę kwestię po swojemu, pozwalając sprawdzić, czy zmiana czasu daje jakieś oszczędności.
Iluzja oszczędności
Aby przedstawić sprawę uczciwie – czasem daje, a czasem nie. Niekiedy odnotowano minimalny spadek zużycia prądu, niekiedy odnotowano minimalny wzrost. Zmniejszała się liczba wypadków komunikacyjnych, zwiększała zawałów. Zmalało wieczorne zużycie prądu, bo krócej korzystano ze sztucznego oświetlenia, ale wzrosło zużycie w ciągu dnia, bo dłużej korzystano z klimatyzatorów.
Przykłady, zaobserwowane również poza Stanami Zjednoczonymi, np. w Australii, można mnożyć. Ale za każdym razem dojdziemy do podobnych wniosków: nie ma dowodów na to, że zmiana czasu jest korzystna.
Wyzwanie dla organizmu
Co więcej, o ile przestawienie zegarów nie jest zazwyczaj wielkim wyzwaniem, to nasz organizm nie jest mechanizmem, który można dowolnie regulować według urzędowego widzimisię. I zmiana czasu oznacza dla nas poważny problem. Dlaczego?
Jeśli prowadzimy w miarę regularny tryb życia, to zmiana czasu jest dla naszego organizmu niemałym problemem: podczas doby zmieniają się m.in. nasza temperatura i ciśnienie krwi. I choć objawy nie będą tak duże, jak np. po długiej podróży samolotem, to zmiana czasu sprawia, że zanim organizm przestawi się o godzinę, możemy np. bez powodu odczuwać chłód lub gorąco, a zamiast spokojnie zasnąć będziemy gotowi do działania.
Zmiana czasu powoduje także zakłócenia w wydzielaniu melatoniny i kortyzolu, hormonów odpowiedzialnych za regulację rytmu dobowego i poziom stresu, co przekłada się m.in. na jakość naszego wypoczynku i efektywność w ciągu dnia.
Skończmy z tym!
Czy jest szansa, by skończyć z tym anachronizmem? I z tym dziwacznym rozwiązaniem, za sprawą którego jadące w nocy pociągi około trzeciej zatrzymają się na najbliższej stacji, gdzie będą po prostu stać przez godzinę?
Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów przygotowało w tym roku petycję do premiera, w której postuluje zniesienie zmiany czasu. Co istotne, Polska nie byłaby w takiej decyzji osamotniona – zmiany czasu nie ma m.in. w Japonii i Islandii, zrezygnował z niej Egipt, a w 2011 roku prezydent Rosji stwierdził, że zmiana czasu powoduje u obywateli stres i choroby i po prostu ją zniósł. Obecnie stosuje się ją w około 70 krajach.
I choć nie wierzę, by tegoroczna petycja wpłynęła na stanowisko rządzących w kwestii zmiany czasu (bo obowiązują nas regulujące tę sprawę przepisy unijne), to mam zamiar ją podpisać. I wszystkie kolejne, zgodnie z przysłowiem, że kropla drąży skałę. Nie uda się w tym, to może w kolejnym roku. Albo w następnym. Oby jak najszybciej.