Zwykli gracze to mordercy kreatywności
Komentarz weterana branży o wtórności współczesnych gier wideo oraz dlaczego odpowiedzialność za to ponoszą również gracze.
19.11.2013 15:05
Po wielu latach z grupy koneserów śledzących nowinki przeszedłem do grona osób, dla których gry stanowią czystą rozrywkę i nie ma na nią zbyt wiele czasu. Wraz z tym zmieniły się bardzo oczekiwania względem nich. Musiałem przy tym z przykrością przyznać, że twórcy i wydawcy wiedzą, co robią, produkując sequele i nie przejmując się innowacyjnością swoich produktów” – pisze w swoim pierwszym felietonie dla Gadżetomanii Dariusz “Sir Haszak” Michalski.
Wywołany do tablicy przejrzałem, w co gram. Okazało się, że ostatnio na tapecie mam Civilization V, Total War: Rome 2, King’s Bounty: Wojownicy Północy oraz Football Managera 2014. Same sequele, w dodatku część drugiej świeżości. Zacząłem się nerwowo zastanawiać, dlaczego tak się dzieje.
Wtórność – dobra czy zła?
W czasach, gdy jeszcze nałogowo recenzowałem gry, miałem często zastrzeżenia do twórców i wydawców o wtórność ich produkcji. Po takim zupełnie przełomowym Dune II następował Warcraft, który był grą świetną, ale już nie tak innowacyjną.
Podobnie pierwsza część znakomitej strategii Shogun: Total War była udaną modyfikacją założeń wypracowanych przez wydaną 10 lat wcześniej grę Centurion: Total War, która bodaj jako pierwsza łączyła bitwy rozgrywane w czasie rzeczywistym z przesuwaniem jednostek po mapie strategicznej podzielonym na tury. Takich przykładów można znaleźć znacznie więcej.
Były także sequele hitu różniące się od poprzednich części zazwyczaj jakością grafiki i miejscem akcji, ale filozofia i mechanika gry pozostawały w dużej mierze niezmienione. Z takiej Dune II wypączkowała choćby seria Command & Conquer rozgrywająca się w różnych światach, ale polegająca w gruncie rzeczy na tym samym i zrealizowana w podobnej konwencji.
Wyłudzanie pieniędzy
A człowiek potrzebował wtedy wyzwań. Miał nadzieję, że każdy tytuł go czymś pozytywnie zaskoczy. Jeśli już nie ruszy z posad świata gier i nie stanie się zaczątkiem nowego gatunku, to przynajmniej zrewolucjonizuje jakiś istniejący. W ostateczności znacząco go zmodyfikuje.
Inaczej miałem wrażenie, że gra jest wulgarnym wyłudzaniem pieniędzy od graczy, których moim zadaniem było bronić przed takim naciąganiem. Niestety najczęściej na pocieszenie musiało wystarczyć to, że tytuł okazywał się ponadprzeciętnie grywalny i stanowił sumę dobrych, znanych rozwiązań inkrustowanych szczyptą nowinek. Sprawiały, że nie dało się go nazwać kompletnie wtórnym. W zależności od ilorazu jakości i wtórności wywoływało to u mnie gorące oburzenie lub tylko lekki niesmak. Do czasu.
Miłość do sequeli
Po wielu latach z grupy koneserów śledzących nowinki przeszedłem do grona osób, dla których gry stanowią czystą rozrywkę i nie ma na nią zbyt wiele czasu. Wraz z tym zmieniły się bardzo oczekiwania względem nich. Musiałem przy tym z przykrością przyznać, że twórcy i wydawcy wiedzą, co robią, produkując sequele i nie przejmując się innowacyjnością swoich produktów.
Parafrazując inżyniera Mamonia, stwierdzam, że mnie się podobają gry, które już widziałem. I to doskonale tłumaczy, dlaczego dziś grywam w sequele. Oczywiście nie przeczę, że mogłaby mi się spodobać i inna gra, ale świadomie nie wybieram tych innych, bo nie mam czasu na ich poznawanie. W sequelu mechanikę gry mam zazwyczaj opanowaną i mogę się skupić na akcji i taktyce. W ostateczności i z dużym bólem zaglądam do tutoriala, jeśli taki istnieje.
Kiedyś zaglądało się do papierowej instrukcji, co z jednej strony wymagało nieco czasu, ale z drugiej miało coś z magii. Teraz, w dobie elektronicznej dystrybucji i oszczędności, instrukcja w najlepszym wypadku stała się świstkiem papieru, którego wielkość zazwyczaj nie pozwala na wytarcie nosa. Instrukcje w pliku w ogóle do mnie nie przemawiają. Zatem staram się spędzić cały krótki czas wyłącznie na graniu, co przy nowych grach jest zazwyczaj niemożliwe.
Przede wszystkim: przyjemność z gry
Oczywiście nadal cenię kreatywność, ale jest ona na zupełnie innym poziomie. Przesunęli menu z prawa na lewo – świetnie! Poprawili wyszukiwanie drogi przez jednostki, by się tak głupio nie blokowały jak w poprzedniej części – znakomicie! Wprowadzili bitwy morskie, bo nie było. Ups. Na szczęście ich obsługa jest podobna do lądowych – rewelacyjnie! Nauka sprowadzona do minimum, przyjemność z gry – posunięta do maksimum.
Dlatego jeśli kiedyś będziecie grali w Civilization XX lub Football Managera 2040, z pewnością będzie to zasługą moją i milionów zwykłych graczy. Morderców KREATYWNOŚCI, którzy nie mają dość czasu, by trawić godziny na poznawaniu gier może znakomitych, ale zbyt nowatorskich.
Liczę na łagodny wyrok, Wysoki Sądzie.