GRRRecenzja - So Blonde: Blondynka w opałach

GRRRecenzja - So Blonde: Blondynka w opałach

GRRRecenzja - So Blonde: Blondynka w opałach
Szymon Adamus
29.06.2008 12:00

Przygodówki point-and-click to dziwny gatunek. Odstają od trendów, w jakich rozwijają się nowoczesne gry, a mimo to przyciągają jak magnes. Może to ten powiew wspomnień z czasów pierwszego Broken Sworda, czy serii Monkey Island sprawia, że takie gry jak So Blonde: Blondynka w opałach naprawdę bawią. Nawet jeśli nie są doskonałe...

point-and-click to dziwny gatunek. Odstają od trendów, w jakich rozwijają się nowoczesne gry, a mimo to przyciągają jak magnes. Może to ten powiew wspomnień z czasów pierwszego Broken Sworda, czy serii Monkey Island sprawia, że takie gry jak So Blonde: Blondynka w opałach naprawdę bawią. Nawet jeśli nie są doskonałe...

Zagubiona

Steve Ince, człowiek dzięki któremu swego czasu zagrywaliśmy się w Broken Sword czy Beneath a Steel Sky, wziął się za kolejna produkcję. Tym razem z kolorem blond w tle.

Niestety fabuła gry nie jest wielce odkrywcza. Ot, słodka Sunny Blonde wylatuje za burtę statku wycieczkowego i dopływa do wcale nie tak bezludnej wyspy. Na miejscu spotyka piratów, magię Voodoo, dziwne, futrzane zwierzaki, a nawet samego króla rock and rolla. Nie może zabraknąć tu wątków miłosnych, walki (głównie słownej) i czarnych charakterów o tandetnych ksywkach w stylu Jednooki.

Jest... miło

Główna bohaterka jest zresztą jakby synonimem całej tej gry. Ładna i zabawna, ale trochę naiwna. Blondynka w opałach ma zapewnić około 20 godzin gry i wywiązuje się z tej obietnicy. Przez ten czas nie ma chwili byśmy nie zwrócili uwagi na ładne tło, świetnie animowaną Sunny (a także innych bohaterów) czy rozkładające na łopatki dialogi. To bardzo dobrze, bo poza tym gra nie oferuje wiele więcej. Jest w miarę prosta (jeśli z czymś będziecie mieli problem, bez strachu, pojawiły się już pierwsze poradniki) i przyjemna dla oka (znakomicie narysowane scenerie i dobrze wmontowane w nie elementy trójwymiarowe). Jest po prostu miła. Grając w So Blonde ma się wrażenie, że twórcy bardzo starali się by zrobić tytuł, który spodoba się wszystkim. Może nie rzuci na kolana i nie przejdzie do historii jako najlepsza przygodówka, ale zapewni odrobinę relaksu i zgarnie przyzwoite noty w recenzjach.

Obraz

Podświetlanie przedmiotów i miejsc, z którymi można wejść w interakcję jest przydatne, ale czasem informacji na ekranie jest za dużo

Weźmy chociażby mini gierki, które pojawiają się od czasu do czasu. Przed premierą było o to sporo krzyku, bo kto to widział, by do rasowej gry przygodowej dodawać dużo elementów zręcznościowych. Nie żeby łowienie klucza na wędkę czy łapanie wody do kokosa (w stylu czarno białej gierki sprzed lat, w której wilk łapał kurze jajka – pamiętacie to cudo?) było szczególnie trudne. Niemniej to element, który mógł zniechęcić graczy szukających w przygodówkach wyłącznie zagadek. Co więc zrobili twórcy? Dodali możliwość automatycznego wygrywania w tych elementach.

Obraz

Przez chwilę kolega w niebieskiej bandanie myślał, że ma szanse z Sunny... ale tylko przez chwilę

Tak więc, nie spodziewajcie się, że twórcy gry So Blonde: Blondynka w opałach podjęli w trakcie produkcji jakiekolwiek ryzyko. Nie ma tu żadnych kontrowersyjnych rozwiązań. Wszystko jest odmierzone w takich proporcjach, by przyjemnie przejść tytuł od początku do końca. Nawet jeśli czasem będziecie zgrzytać zębami, bo nie wpadniecie na pomysł, by drabinkę linową połączyć ze zdolnościami łasicy...

Złamane tipsy

Kilka elementów gry niestety twórcom się nie udało. Po pierwsze są to loadingi. Podczas gry wielokrotnie przyjdzie wam biegać z lokacji do lokacji szukając inspiracji do dalszego działania. Nie zdziwcie się, jeśli po takim joggingu będziecie mieli trochę mniej włosów na głowie. Od obserwowanego co chwilę ekranu wczytywania można dostać kręćka. Szczególnie, że dotyczy on nawet małych, mniej istotnych miejsc, a obrazków, które urozmaicają czas potrzebny na ich doczytanie jest stanowczo za mało.

[swf]http://patrz.pl/player.partner.18.swf?id=352617&r=5&o=352617&w=18&color1=000000&color2=ffffff&color3=dc0e04,425,349,8,ffffff[/swf]

Równie niewiele jest w grze muzyki. Na szczęście w przypadku oprawy audio gra broni się polonizacją. Ta wyszła rewelacyjnie! Wybór znanej z licznych seriali, 26-letniej Anety Zając do roli głównej bohaterki był znakomita decyzją. Co więcej aktorka miała do dyspozycji materiał, z którym mogła pracować. Dowcipy są ciekawie przetłumaczone, dialogi czasem potrafią znużyć, ale generalnie przyciągają uwagę. No i jest zabawnie. Czasem trochę za bardzo infantylnie, ale ogólne wrażenie i tak jest pozytywne.

[swf]http://patrz.pl/player.partner.18.swf?id=352620&r=5&o=352620&w=18&color1=000000&color2=ffffff&color3=dc0e04,425,349,8,ffffff[/swf]

Szkoda, że twórcom nie udało się wnieść podobnej jakości do przerywników filmowych. Gameplay jest przerywany komiksowymi planszami z dodatkowymi, animowanymi elementami. Wygląda to nawet ładnie - rysunki są znakomite i pasują stylistyką do całości. Niemniej i tak miałem wrażenie, że ktoś tu po prostu ciął koszty.

Powiało... wspomnieniami

Powiew wspomnień, jaki wnosi So Blonde jest wyraźnie odczuwalny i nie mogę powiedzieć, żeby było to nieprzyjemne. Gra przywodzi na myśl stare czasy, gdy z niepraktycznych dyskietek odpalało się cudownie kolorowe przygodówki wskaż i kliknij, tylko po to, by po kilku godzinach wariować ze złości nie mając pomysłu na rozwiązanie jakiejś zagadki. Pamiętacie jeszcze drukowane w prasie opisy? Dzisiaj gra się trochę inaczej, a gatunek przygodówek point-and-click nie jest aż tak doceniany przez producentów, jakby chcieli tego fani. Tym bardziej cieszy fakt, że za niecałe 60 złotych można kupić grę zrobioną w starym, dobrym stylu, o oprawie na tyle atrakcyjnej by czuć, że jest to coś świeżego.

Żadna blondynka nie jest idealna, ale możemy być pewni, że w każdych opałach da sobie radę. Trzeba jej tylko trochę pomóc...

Obraz
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)