SteelSeries Siberia Elite – spełnienie marzeń wymagających graczy? [test]
Po 4 latach od premiery headsetu Siberia V2 duński producent zdecydował się na zaprezentowanie światu nowej generacji słuchawek. Model Siberia Elite, adresowany do wymagających (i na pewno dość zamożnych) graczy, ma być ucieleśnieniem ich marzeń. Producent obiecuje lepszy komfort i wyższą jakość dźwięku, solidniejsze wykonanie i kusi odświeżonym designem. Warto ulec?
08.02.2014 12:16
TL;DR
Najnowsza odsłona słuchawek SteelSeries Siberia rozbudziła apetyty graczy. Odświeżono design, zastosowano przetworniki nowej generacji i wprowadzono sporo pomniejszych zmian. Szkoda tylko, że nie wszystkie wyszły konstrukcji na dobre. Konstrukcja jest bardziej solidna i oferuje lepsze brzmienie, ale komfort użytkowania wyraźnie spadł, a cena wzrosła do poziomu, który dla wielu będzie zbyt wysoki.
SteelSeries Siberia Elite obciążają budżet znacznie bardziej niż starsze modele. Zamawiając je w sklepie producenta trzeba uszczuplić konto aż o 836 zł. Oczywiście wystarczy chwila by znaleźć korzystniejsze oferty i kupić headset nawet o 200 zł taniej, ale w mojej ocenie i tak jest drogo. Ale jak widać taki teraz trend, by na legendach zarabiać (ot, np. następca kultowego routera WiFi Linksys WRT54GL, WRT1900AC, został wyceniony na skromne 300 euro). Pytanie zatem, czy aby na pewno warto wydać na Elite’y blisko 700 zł, jeśli za 1/3 ich ceny można bez problemu kupić V2? A może lepiej rozejrzeć się za innymi słuchawkami?
Jakość wykonania i komfort użytkowania
Headset SteelSeries Siberia Elite od pierwszych chwil sprawia wrażenie masywnego i solidnego. I rzeczywiście taki jest. Wykonany w całości ze stali pałąk bez wątpienia jest w stanie wiele znieść. System automatycznej regulacji również w końcu nie wydaje się delikatny i podatny na uszkodzenia. Do tego dochodzi charakterystyczny, płaski kabel z wymiennymi końcówkami (użytkownik ma do dyspozycji złącze micro USB, 4-stykowe do urządzeń mobilnych i standardowe, 2-wtyczkowe, do komputerów), który oprócz tego, że się nie plącze, to jeszcze zdaje się zdecydowanie bardziej wytrzymały niż ten zastosowany w modelu V2.
Krótko mówiąc, solidność wykonania stoi na wysokim poziomie, na jakość materiałów (stal, skóra, porządne jakościowo tworzywa sztuczne) też nikt nie powinien narzekać. Niestety, headset SteelSeries Siberia Elite znacznie przytył, nie tylko optycznie. O ile Siberie V2 były jednymi z lżejszych słuchawek (228 g), o tyle Elite’y to zdecydowanie ich przeciwieństwo. Ważąc aż 370 gram (bez przewodu) deklasują nawet Krakeny Razera (305 g), których uciskanie do tej pory pamiętam. Na szczęście Duńczycy postarali się nieco bardziej, dzięki czemu mimo pokaźnej wagi headsetu da się używać. Nie oznacza to jednak, że komfort jest elitarny, jak można by tego oczekiwać.
Od razu po założeniu słuchawek daje się odczuć dość silny nacisk na górną część czaszki. Nowy mechanizm automatycznej regulacji znacznie mocniej sprężynuje, przez co nie jest już taki „nieinwazyjny” jak ten w Siberiach V2. Jestem w stanie zrozumieć, że niemal 2-krotnie większa masa konstrukcji wymuszała dokonanie pewnych korekt, ale tutaj ktoś ewidentnie przegiął. Na szczęście po pewnym czasie (ok. 30-60 minut) nacisk na kość ciemieniową przestaje się odczuwać i jest już całkiem dobrze. Niestety, tylko do czasu. Po kilku godzinach pracy lub grania ma się ochotę od słuchawek SteelSeries Siberia Elite po prostu odpocząć i z ulgą się je zdejmuje.
Stalowy pałąk ma swoje zalety, ale ma też i wady. W tym przypadku siła docisku jest jednak zbyt duża. I to nie tylko dla mnie, posiadacza dość dużego baniaka. Osoby obdarzone przez naturę mniej pojemnymi mózgownicami, które poprosiłem o feedback po całodziennym użytkowaniu, podzielają moje zdanie. Nie znalazłem nikogo, kto po spędzeniu jednego dnia z najnowszymi Siberiami, chciałaby je pożyczyć ode mnie jeszcze raz. Ja, po grubo ponad 100 godzinach testów, też już nie mam wątpliwości, że nie są to słuchawki dla mnie. To nie jest mój zły dzień, po prostu nie jestem fanem wgniatania małżowin usznych w czaszkę, a po 6-7 godzinach mam ochotę te ostatnie oderwać, bo bolą i tyle.
Wielkie jak poduszki, piankowe, pokryte skórą (pewnie eko, ale jednak) nauszniki dobrze tłumią odgłosy otoczenia i nie grzeją zanadto, ale są nieco zbyt miękkie. W efekcie przestrzeń dzieląca ucho użytkownika od maskownicy, w wyniku silnego docisku pałąka, jest po pewnym czasie zbyt mała i efekt jest taki, że SteelSeries Siberia Elite nie nadają się na całonocne LAN party. Reasumując, jakość wykonania i solidność stoją na wysokim poziomie, i są zdecydowanie lepsze niż w przypadku poprzedniej generacji słuchawek Siberia. Komfort użytkowania jednak wyraźnie spadł, co w kontekście wysokiej ceny odczuwa się znacznie bardziej.
Dodatki, bez których nie byłoby tak samo
Słuchawki SteelSeries Siberia Elite wnoszą w posagu wiele fajnych i ciekawych rozwiązań, które zdecydowanie przypadły mi do gustu. Na przykład pozbyto się w końcu z kabla pilota, którego i tak nigdy nie mogłem znaleźć, gdy naprawdę był potrzebny (a i którego trwałość pozostawiała nieco do życzenia) i zintegrowano elementy sterujące głośnością i mikrofonem w muszlach. W rezultacie aby zmienić poziom natężenia dźwięku wystarczy przekręcić obwódkę w prawej czaszy, a by włączyć lub wyłączyć mikrofon w lewej. Rozwiązanie megawygodne i genialne w swej prostocie. Oby takich więcej (u innych producentów również).
Jest też bajer w postaci podświetlenia, którym można sterować z poziomu oprogramowania SteelSeries Engine 3.0 (dostępna paleta RGB i kilka trybów działania, m.in. oddychający i ColorShift). Co dla wielu najważniejsze – dodawana jest w komplecie karta dźwiękowa 7.1 na USB. Może nie oferuje ona tyle funkcji co np. Asus Xonar Phoebus, ale jest naprawdę przyzwoitej jakości. Użytkownik może w oprogramowaniu SS Engine uaktywnić tryb dźwięku przestrzennego (Dolby ProLogic IIx), skorzystać z 10-kanałowego equalizera (nie zabrakło predefiniowanych ustawień), włączyć redukcję szumów otoczenia dla mikrofonu czy aktywować opcję pozwalającą na usłyszenie samego siebie (i to z regulacją głośności).
Do tego dochodzi możliwość stworzenia profili z ustawieniami dla konkretnych aplikacji, by odtwarzacze muzyki nie musiały współdzielić ustawień z grami (i vice versa). Szkoda tylko, że samo oprogramowanie nie działa idealnie. Zdarza się, że nie reaguje ono na próbę zapisania zmian w konfiguracji (lub reaguje z nawet kilkuminutowym opóźnieniem), zwłaszcza przy częstych i znaczących zmianach (np. zmiana ustawień EQ, włączenie Dolby Headphone i redukcji szumów). Uważam, że tego typu bugi nie powinny zdarzać się po dobrych kilku miesiącach od oficjalnej premiery i w przypadku zestawu z tej półki cenowej.
Bez wątpienia fajnym dodatkiem jest port Sound Share. Tak naprawdę to nic innego niż klasyczne wyjście mini jack 3,5 mm zintegrowane w prawej czaszy, które pozwala na podłączenie drugiej pary słuchawek i wspólny odsłuch. Zapewne wielu z Was stwierdzi, że to zbędny bajer i lwia część nabywców nigdy z niego nie skorzysta. Może i tak, ale na pewno znajdą się i tacy, którzy docenią możliwość podpięcia kolejnych słuchawek. W trakcie testów kilkukrotnie skorzystałem z tej opcji, gdy chciałem „podzielić się” muzyką, a skorzystanie z głośników nie było możliwe (obowiązywała cisza). W mojej ocenie jest ona wygodniejsza niż wymienianie się słuchawkami.
Dźwięk – w grach i nie tylko
Jako, że producent we wszystkich materiałach prasowych chwali się nową generacją 50-milimetrowych przetworników i powołuje na 10-letnie doświadczenie w tworzeniu produktów dla graczy, od słuchawek SteelSeries Siberia Elite oczekiwałem naprawdę sporo. W końcu kosztują niemało, a już V2 grają naprawdę przyzwoicie. Czy zawiodłem się? I tak, i nie. Z jednej strony nowe Siberie brzmią bardzo dobrze. Odgłosy w trakcie rozgrywek są realistyczne, a pozycjonowanie dźwięku precyzyjne. Na pewno każdy gracz skupiony na rozgrywce w porę usłyszy szelest zakradającego się przeciwnika i w porę poczęstuje go ołowiem.
Na pewno można liczyć na czyste i naturalne brzmienie, dobrą dynamikę i głębię dźwięku, oraz co najmniej przyzwoitą separację instrumentów. Scena jest zadowalająco szeroka, a przestrzeń dobrze oddana. Bardziej wprawni gracze bez problemu będą w stanie nadziewać wrogów kulkami we właściwej kolejności, bazując na wrażeniach słuchowych. Da się bowiem bez trudu ocenić w jakiej odległości znajdują się niemile widziani goście jeszcze zanim lufy ich pukawek pojawią się w polu widzenia. Krótko mówiąc, jest dobrze, jęków zawodu być nie powinno. W przypadku odsłuchu muzyki także jest całkiem nieźle.
Oczywiście stworzone do grania Siberie nie są w stanie konkurować z typowo audiofilskimi pozycjami, ale radzą sobie naprawdę dobrze. Pasmo przenoszenia jest zadowalające, bas jest nieźle kontrolowany i dość sprężysty, nie brakuje obecności sopranów (aczkolwiek góra mogłaby iść wyżej). Dźwięk mógłby być jednak nieco bardziej analityczny. Ostatecznie tak długo, jak nie chcemy słuchać np. kompozycji Jelonka i nie mamy porównania do lepszych konstrukcji, na pewno nie będziemy narzekać. Gorzej, jeśli ktoś liczy na prawdziwie uniwersalne słuchawki, które nadają się do wszystkiego. Tutaj w ogólnym rozrachunku mogłoby być lepiej.
Owszem, headset SteelSeries Elite gwarantuje lepszą jakość dźwięku niż V2, ale w praktyce różnica nie jest kolosalna, ani nawet duża. Płacimy 3-krotnie więcej, a zyskujemy brzmienie ciut lepsze – nieco czystsze i bardziej wyraziste, ale nic więcej. Gdybym miał wyceniać Elite’y tylko na podstawie jakości brzmienia, to byłbym za nie w stanie zapłacić maks. 15-20% więcej niż za V2. Już nawet model 9H tego samego producenta, kosztujący ponad 100 zł mniej, gra lepiej (test niebawem). Nie brakuje też konkurencji, która rozsądniej wycenia swoje produkty. Za niewiele ponad 500 zł można kupić chociażby bardzo dobry headset Razer Megalodon 7.1…
SteelSeries Siberia Elite – warto kupić?
Najnowszy headset SS trudno ocenić jednoznacznie. Z jednej strony jest on wykonany z dobrych jakościowo materiałów i solidny. W komplecie z nim dostajemy niezłą kartę dźwiękową, nie zabrakło też ciekawych (np. Sound Share, podświetlane czasze) i praktycznych (wymienne końcówki nieplączącego się kabla, sterowanie w nausznikach) dodatków. Na brzmienie, zwłaszcza w grach, nikt nie powinien narzekać. Z drugiej strony można mieć poważne zastrzeżenia do komfortu użytkowania (ciężka konstrukcja, duży docisk), a i cena wywindowana do poziomu blisko 700 zł nie poprawiają sytuacji.
O designie, który jedni określają mianem nowoczesnego i pięknego, inni szkaradnego i tandetnego, się nie wypowiadam, bo to rzecz gustu. Osobiście jednak pozostanę przy moich starych, nieco zużytych już Siberiach V2, które brzmią niewiele gorzej, a są znacznie bardziej wygodne. A na komforcie zależy mi jednak bardziej niż na podświetleniu nauszników czy możliwości podpięcia kolejnej pary słuchawek. Ale to mój wybór i kupna SS Elite nikomu nie zabronię. Jeśli jednak ktoś chce kupić nowe Siberie, to polecałbym poczekać, aż ich cena stopnieje do bardziej rozsądnego poziomu. Bo w obecnym przedziale cenowym nie brak lepszych konstrukcji, nawet w ofercie SteelSeries.