Amazon i „Raport mniejszości”, czyli jak szukać sensacji tam, gdzie jej nie ma
Słyszeliście już o nowym pomyśle Amazonu, przedstawianym jako wysyłanie towaru do klienta przed złożeniem przez niego zamówienia? Brzmi niesamowicie? Pewnie tak, ale w praktyce jest znacznie mniej sensacyjne, niż usiłują nam wmówić różne media.
21.01.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Medialny szum, jaki powstał ostatnio wokół Amazonu, jest wynikiem zdobycia przez tę firmę patentu optymalizującego proces dostaw. Liczni dziennikarze i blogerzy przedstawiają to jako pomysł rodem z „Raportu mniejszości”, który zmieni oblicze handlu. Ile w tym prawdy?
Amazon jest właścicielem patentu US008615073 o nazwie Method and System for Anticipatory Package Shipping. Jest też faktem, że dysponując gigantyczną bazą danych dotyczących zachowań klientów na stronie internetowej, ich wyborów, sposobu nawigacji czy czasu poświęconego na oglądanie różnych przedmiotów, można z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, co i kiedy zostanie kupione.
Ta wiedza jest wykorzystywana od dawna. Przykładem mogą być choćby sugestie zakupów, jakimi raczą nas różne sklepy internetowe. Amazon ma na tym polu szczególnie duże doświadczenie. To właśnie on jako jeden z pierwszych zaczął, jeszcze w latach 90., sugerować klientom przedmioty, które mogą ich zainteresować.
Od tamtego czasu baza danych dotycząca zachowań i wyborów klientów urosła do niewyobrażalnych rozmiarów, a Amazon postanowił spożytkować ją jeszcze lepiej niż dotychczas.
Nie chodzi jednak o wysyłanie do konkretnego klienta towaru na podstawie przewidywań, ale o coś znacznie mniej sensacyjnego – o prognozowanie przyszłych zamówień, uzupełnianie zgodnie z tymi prognozami stanów magazynowych i przygotowywanie dostaw. Chodzi po prostu o to, aby po przyjęciu zamówienia na konkretny przedmiot nie trzeba było sprowadzać towaru z drugiego końca świata, ale by znajdował się już w drodze albo w magazynie zlokalizowanym możliwie blisko klienta i był gotowy do wysłania.
Nie ma w tym nic szokującego ani szczególnie nowatorskiego. Stwierdzenie, że aktywność klientów jest śledzona i analizowana, nie jest niczym odkrywczym, a w gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do statystyki i prawa wielkich liczb, sformułowanego przez szwajcarskiego matematyka Jakoba Bernoulliego w 1713 roku.
Amazon dołożył do tego jedną z największych na świecie baz danych i spiął swoimi algorytmami, co umożliwi m.in. przewidywanie geograficznego rozkładu zamówień i umieszczanie na paczkach fragmentu docelowego adresu, np. miasta i kodu pocztowego.
Co to oznacza dla klientów w praktyce? Z naszego punktu widzenia – o ile Amazon wejdzie w końcu oficjalnie na polski rynek - korzystne może być krótsze oczekiwanie na przesyłkę lub brak problemów z chwilową niedostępnością towaru.
Przewidując zwiększone zapotrzebowanie, Amazon będzie w stanie tak zarządzać dostawami, aby np. w dniu premiery jakiejś książki jej zapasy znajdowały się blisko potencjalnych czytelników, a partia paczek z książkami była już częściowo zaadresowana i znajdowała się w drodze do docelowego miasta. Uzupełnienie adresu wskazujące na konkretnego odbiorcę miałoby się odbywać już w drodze do klienta.
Wybiegając nieco w przyszłość, można wyobrazić sobie sytuację, w której towary byłyby dostarczane na podstawie prognoz nawet do paczkomatów Amazonu (o ile Amazon reaktywuje porzucony projekt), a klient w momencie złożenia zamówienia byłby informowany o oczekującej paczce.
Jeśli w przyszłości uda się dołączyć do tego dostawy za pomocą dronów, może powstać niezwykle efektywna sieć dystrybucji, dzięki której będziemy mogli odebrać paczkę z naszymi zakupami chwilę po złożeniu zamówienia. Według mnie brzmi to wystarczająco dobrze, by nie trzeba było szukać sensacji i łączyć sprawnej logistyki z „Raportem mniejszości”.