Asus Transformer Book Trio - funkcjonalny trójpak [test]
Asus, najwyraźniej zachęcony sukcesami, jakie odniosły kolejne generacje Transformerów, postanowił wejść na nowy poziom. Teraz producent chce sprzedać nie dwa, tylko trzy urządzenia w jednym, ale inkasując równowartość za co najmniej dwa z nich. Czy warto pójść na taki układ?
30.12.2013 | aktual.: 30.12.2013 13:53
TL;DR
Według speców od marketingu jest tabletem, laptopem i desktopem w jednym. W praktyce Transformerowi Trio do ideału nieco brakuje, ale nie wszystkie slogany reklamowe są wyssane z palca. To po prostu niezła hybryda, choć nie dla każdego.
Trzy w jednym - to naprawdę działa?
I tak oto Asus Transformer Book Trio jest wedle zapewnień specjalistów od marketingu tabletem, laptopem i desktopem w jednym. Można zatem nie tylko trochę popracować, ale też oddać się niewymagającej rozrywce czy prostej konsumpcji treści. I, co najważniejsze, da się to robić jednocześnie. Tablet można bowiem w każdej chwili odłączyć, a pozbawiony wyświetlacza korpus podpiąć np. do telewizora lub zewnętrznego monitora i spokojnie kontynuować pracę. Nie ma mowy o przestojach – przełączanie między różnymi trybami pracy jest błyskawiczne (jak w materiałach reklamowych!).
Jedynie brak stosownej przejściówki pod ręką (stacja dokująca ma miniaturowe wyjścia wideo - mini-DisplayPort i mikro-HDMI) może nieco ostudzić początkowy zapał. Bardzo cieszy fakt, że rozłączone urządzenia dalej są, w zasadzie, pełnowartościowe. Każde z nich ma nie tylko własny procesor (tablet Atoma Z2560, korpus Intel Core i5-4200U), pamięć RAM (2 GB LPDDR2 w tablecie i 4 GB DDR3 w docku), dysk (odpowiednio 16-64 GB flash i maks. 1 TB HDD) i akumulator (kolejno 19 Wh i 33 Wh), ale także np. głośniki. W docku brakuje jedynie czytnika kart pamięci, ale ostatecznie można go podpiąć przez USB (2 x USB 3.0).
Wady, za które trzeba słono zapłacić...
Oczywiście takie rozwiązanie ma też swoje minusy. Po pierwsze za niezależność trzeba słono zapłacić – co najmniej 899 euro. Mam jednak nadzieję, że nikt się nie spodziewał, iż producent ot tak, po prostu gratis, dorzuci do kompletu kolejny procesor, dysk i pamięć RAM, by konsumentowi żyło się lepiej. Po drugie Asus Transformer Book Trio ma kilka ograniczeń. Przede wszystkim dock wyposażony we własną baterię nie przedłuży życia androidowemu tabletowi i vice versa. Gdy w jednym z urządzeń padnie akumulator, trzeba go po prostu naładować. Ponadto wstawiony do pracującego docka tablet jest zasilany, ale nie ładuje się.
Poza tym Asus Transformer Book Trio i tak nie jest wolny od wad. Zacznijmy od tabletu (Android 4.2.2). Przede wszystkim nie jest on napędzany nowiutkim, wydajnym i energooszczędnym Atomem z rodziny Bay Trail, która w przeciwieństwie do poprzednich generacji faktycznie stanowi ogromny progres i krok naprzód. W tabletowym Transformerze, owszem, mamy odświeżonego, 2-rdzeniowego/4-wątkowego Atoma (Clover Trail+, 32 nm), ale nie jest to na przełomie 2013 i 2014 roku wydajnościowa czołówka. Do przeglądania stron internetowych i konsumpcji treści multimedialnych z powodzeniem wystarczy. Jednak o idealnej płynności w najbardziej wymagających grach można zapomnieć, a i do sporadycznych przycinek przy większej liczbie aplikacji działających w tle przyjdzie się przyzwyczaić.
Do tego panel dotykowy w testowanym przeze mnie egzemplarzu pozostawiał trochę do życzenia – około 1-centymetrowy pas z lewej strony, tuż przy krawędzi (przy orientacji poziomej), bardzo słabo reagował na dotyk. Przez ten mankament zdarzyło mi się kilkukrotnie przegrać. A ja nie lubię przegrywać, zwłaszcza na sprzęcie, który do tanich ostatecznie nie należy. Do tego jakość wbudowanych kamer, zarówno przedniej (0,9 Mpix), jak i tylnej (5 Mpix), jest po prostu mocno przeciętna, żeby nie powiedzieć kiepska. Przy nieco słabszym lub sztucznym oświetleniu w oczy rzuca się duże ziarno. Kolorystyce zdjęć daleko do naturalnej, a liczba detali nie zachwyca.
Ponadto tablet jest po prostu dość ciężki (0,7 kg), a przez to nie tak poręczny i ergonomiczny w obsłudze jak ważący 0,2-0,5 kg mniej konkurenci wyposażeni w ciut mniejsze matryce. Stacja PC też ma kilka mankamentów. Po pierwsze między portami upakowanymi na bocznych flankach nie zachowano stosownych odstępów. Podłączenie nieco większej wtyczki USB (np. pendrive/modem 3G) oznacza niemożność podłączenia do zasilacza czy skorzystania np. z wyjścia wideo. Do tego dock Transformera Trio nie ma wbudowanego czytnika kart pamięci, a dostęp do tego w tablecie (tylko karty w formacie micro) nie jest wygodny (trzeba przymknąć klapę…).
Desktop? Tylko dla mniej wymagających
Na koniec trzeba jasno powiedzieć, że Asus Transformer Book Trio, wbrew pobożnym życzeniom producenta, nigdy nie będzie pełnokrwistym zamiennikiem desktopa. Brakuje portów, możliwości rozbudowy i, co dla wielu najważniejsze, osiągów. Nie ma co udawać, że niskonapięciowy Core i5 4. generacji wystarczy do wszystkiego. Owszem, jeżeli ktoś ogranicza się do pracy z pakietem biurowym, oglądania filmów i przeczesywania zasobów Facebooka czy ewentualnie prostych projektów i prac z grafiką 2D, to nie będzie powodów do narzekań. Core i5-4200U zapewnia wydajność na poziomie zwykłych mobilnych Core i3 3. generacji czy najtańszych desktopowych Pentiumów (G860).
Pograć w starsze gry też się da, ale nie ma co się oszukiwać – HD Graphics 4400 to tylko zintegrowane, nie najwyższych lotów GPU, które nie nadaje się do Battlefielda 3 czy Crysisa. Zestawianie mobilnego IGP z matrycą Full HD jeszcze przez długi czas będzie kiepskim pomysłem w kontekście amatorów cyfrowej rozrywki. Transformerowi Trio jako pecetowi skrzydła podcina dodatkowo dysk twardy (5400 RPM). W dobie stosunkowo niedrogich nośników SSD dziwi stosowanie wolnego, podatnego na uszkodzenia, cięższego i dość głośnego (niestety) talerzowca, którego niedomagania rażą podczas codziennej pracy.
Z dala od gniazdka...
Asus Transformer Book Trio nie zachwyca w kwestii czasów działania bez zewnętrznego zasilania. Korzystając z funkcji laptopa, trzeba liczyć się z koniecznością sięgania po ładowarkę co 3-3,5 godziny (pakiet Office, wyszukiwanie informacji w Sieci, krótkie filmiki na YouTubie, proste prace graficzne). Oczywiście, można wyłączyć moduł WiFi (802.11ac) czy obniżyć jasność ekranu do minimum i próbować dobić do 5 godzin, ale w niektórych sytuacjach (praca na otwartej przestrzeni) jest to po prostu niemożliwe. Tablet używany do konsumpcji treści (film 720p, przeglądanie zdjęć i stron WWW) upomniał się o ładowarkę po upływie niecałych 5 godzin.
Grając na nim nawet w mniej wymagające gry (np. Ice Age Valley), trzeba szukać gniazdka już po niespełna 3 godzinach. Tak więc szału nie ma. Na koniec wspomnę jeszcze o wbudowanych głośnikach – one po prostu są i działają. Zarówno te w tablecie, jak i te w stacji dokującej są przyzwoitej jakości i nie kaleczą uszu, choć na basy i wyższe rejestry nie ma co liczyć. Ten, kto sobie wyobrażał, że 11,6-calowy Trio gra równie dobrze jak multimedialna N tego samego producenta tylko dlatego, że na korpusie jest logo Bang & Olufsen ICEpower, powinien zejść na ziemię. Owszem, jest ciut lepiej niż w wielu subnotebookach, ale nic więcej.
Asus Transformer Book Trio jako laptop jest w ogólnym rozrachunku dość ciężki. Całość waży ok. 1,7 kg, a więc sporo jak na sprzęt z matrycą 11,6”. Na rynku nie brakuje konstrukcji, które mimo większych wyświetlaczy ważą sporo mniej. Mam na myśli np. Toshibę Z930 (13,3”, 1,1 kg). Oczywiście nie ma ona tak jak Transformer Trio odłączanego ekranu, 2 procesorów i dysków. Ale użytkownik mobilny, który wydając ponad 4000 zł na sprzęt z logo Asusa, oczekuje bezkompromisowej konstrukcji, może być zawiedziony. Zyskujemy kilka urządzeń w jednym, ale jest to okupione wyższą wagą.
Mocne strony Transformera Trio - ich też nie brakuje
Czy zatem Asus Transformer Book Trio to kompletny niewypał pozbawiony zalet? Oczywiście, że nie. Bardzo mocną stroną zestawu tajwańskiego producenta jest wykonanie. Wszystko jest pierwszorzędnie spasowane, nic się nie ugina i nie trzeszczy, a materiały (aluminium i tworzywa sztuczne) są bardzo dobrej jakości. Podobnie zresztą jak zastosowana w tablecie 11,6-calowa matryca LCD-IPS o rozdzielczości Full HD (1920 x 1080), która zapewnia ostry obraz i świetnie nasycone, naturalne kolory oraz bardzo szerokie kąty widzenia w każdej płaszczyźnie. Narzekać nie można też na klawiaturę – pracuje się na niej naprawdę przyjemnie głównie ze względu na wyraźny i nie za krótki skok klawiszy. W mojej nie odpowiadał mi jedynie układ z piętrowym enterem.
Dostała mi się jednak wersja angielska, w polskiej zaś rozmieszczenie i wyskalowanie przycisków jest już bez zarzutu. Gładzik jest zadowalająco czuły i precyzyjny. Nie grzeszy może liczbą funkcji, ale działa bardzo dobrze i można obejść się bez myszki. Na koniec wypada mi pochwalić Asusa za efektywne układy chłodzenia. Laptop, nawet maksymalnie obciążony, nagrzewa się nieznacznie. Wewnątrz obudowy temperatury też są więcej niż przyzwoite, a generowany przez wentylator hałas nie jest w żadnym momencie dokuczliwy. Ba, przy niewielkim obciążeniu rzadko go słychać (częściej daje się we znaki rzężenie HDD). Tablet również robi się co najwyżej ciepły, ale nigdy gorący. Po prostu gratulacje – w końcu nie mam się do czego w tej kwestii przyczepić.
Podsumowanie
Czy Asus Transformer Book Trio to hybryda, której warto dać szansę? Moim zdaniem tak. Nie jest to oczywiście sprzęt dla każdego, również ze względu na cenę. Nie zastąpi on entuzjaście konsoli do gier, profesjonaliście przenośnej stacji roboczej czy przedstawicielowi terenowemu ultrabooka. Doskonale jednak sprawdzi się w typowych, domowych zastosowaniach, pozwalając na całkiem wygodną pracę i nieskrępowaną konsumpcję treści. Na dodatek można to robić jednocześnie, gdyż tablet i dock są w pełni niezależne. Tym samym jeden z domowników może spokojnie oglądać film, podczas gdy drugi pracuje podłączony do zewnętrznego monitora. Fajne? Nawet bardzo.