Audiofil - chłopiec do bicia! Nie śmiejmy się, dążmy do lepszej jakości
Sony zapowiedziało kartę pamięci SR-64HXA - kartę dla audiofila. Internet się śmieje, ale czy na pewno powinniśmy wyśmiewać takie produkty?
Znacie Kartofliska? To jeden z najlepszych kanałów o piłce nożnej na YouTube. Tyle że nie znajdziecie tam Ligii Mistrzów, dyskusji o golach Cristiano Ronaldo czy debat o tym, kto rządzi w Manchesterze.
Kartfoliska to “magazyn” o najniższej możliwej lidze piłkarskiej w Polsce. Relacje z meczów rozgrywanych na polu. Drużyny, w których występuje piekarz, murarz, a trener jest jednocześnie prezesem. I kierowcą klubowego autokaru. No dobra, busa. A tak naprawdę to tylko trzech piłkarzy może jechać z trenerem, reszta dociera na wyjazdowy mecz na własną rękę.
Kartofliskowa “redakcja” wyjeżdża też za granicę. Kiedy jest w Paryżu, to nie idzie na PSG, tylko na mecz trzeciej lub czwartej ligi. Moglibyśmy pukać się w czoło. Człowieku, masz okazję, oglądaj gwiazdy. Amatorów znajdziesz na osiedlowym orliku. Po co jeździsz po Polsce? Zajmij się czymś innym! Co za różnica, czy to amatorska drużyna z Warszawy, Kopyści czy przedmieść Paryża?
Ale on różnicę widzi. Pasja. Słowo klucz.
Nie piszę o tym wszystkim przez przypadek. Jak pewnie już dobrze wiecie, bo Internet wciąż głośno się z tego śmieje, Sony zapowiedziało kartę pamięci dla audiofilii. Możecie się śmiać znowu.
SR-64HXA - karta pamięci dla audiofila
A ja się nie śmieję. Bo w tym ogólnym rechocie przeczytałem kilka komentarzy, z których wynika, że Sony może mieć rację. Faktycznie - jakość dźwięku może być lepsza, bo uda się wyeliminować szumy, które rzeczywiście mogą występować.
Tyle że to wszystko na razie kwestia wiary. Internet kartę SR-64HXA już przekreślił, wyśmiał, a osoby, które ją kupią, zaliczył do grona naiwnych kretynów. Bo co, audiofile, magiczne kable może też istnieją?
Nie jestem audiofilem, ale nie zgadzam się z takim podejściem. Chciałbym, ze zwykłej ciekawości, na własnych uszach przeprowadzić test. Bo może faktycznie słychać różnicę? Może to 150 dolarów nie wzięło się znikąd?
Tymczasem Internet na żadne testy nie czeka i już werdykt jest znany. Bo skoro to sprzęt dla audiofila, to logiczne, że Sony nabija w butelkę, a ten, jak pelikan, wszystko łyknie.
Dla poparcia tej tezy podaje się najczęściej przykład kabli, które sprzedawane były za ileś tysięcy dolarów i nie miały prawa działać inaczej niż zwykłe, a mimo to ludzie słyszeli różnicę. No, oszołomy!
I koniec. Na tym dyskusja się kończy.
A ja wierzę, że przy odpowiedniej klasy sprzęcie różnica jest zauważalna. Owszem, sam kabel niczego nie zmieni, ale w odpowiednich warunkach, jako element idealnej układanki, może zrobić różnicę. Pewnie na zwykłym telefonie i przeciętnych słuchawkach tego nie usłyszymy, ale na dobrym sprzęcie już tak.
Audiofil - chłopiec do bicia
Ufam audiofilom. Wierzę, że osoby, które poświęcają temu swój wolny czas, testują, kupują, sprawdzają - wiedzą i słyszą lepiej niż przeciętny odbiorca muzyki.
Podoba im się ich dążenie do ideału. Niesamowita pasja. Docenienie muzyki. Przekonanie, że ta zasługuje na to, żeby być odtwarzana w odpowiednich warunkach. To piękne, a nie śmieszne!
Być może to głupi przykład, ale sam pamiętam, że niektórzy moi koledzy stukali się w głowę: po co kupuję płyty, skoro pobrana “empetrójka” gra tak samo. No, niekoniecznie, prawda? Audiofile zmagają się z taką samą ignorancją.
Ale kto ma sprzęt za kilkadziesąt tysięcy złotych, żeby wychwycić różnicę? Łatwiej obśmiać “typowego audiofila”. To przecież snob. Chwali się kasą. Chce być lepszy od nas. A guzik tam - ja na swoich głośnikach słyszę to samo, co on!
A przecież tak samo mówią niedzielni smakosze wina. Po co kupować jakieś tam za 500 zł, skoro to za 25 zł też smakuje. Obiad w dobrej restauracji? Schabowym też się najem! Ciuchy od projektantów albo z modnego sklepu? Po co, w jeansach i koszuli da się chodzić.
Ale są ludzie, którzy chcą czegoś więcej. Czegoś lepszego. Mogą pozwolić sobie na słuchanie muzyki w lepszych warunkach niż zwykły zjadacz chleba. To chyba dobrze, prawda?
Zamiast śmiać się z pomysłu Sony, może lepiej obśmiać tych, którzy sprzedają nam głośniki za 20 zł i twierdzą, że grają w porządku? Albo że słuchawki za 60 zł to coś, co wam wystarczy?
Rządy przeciętności. A ja chciałbym, żebyśmy dążyli do najlepszych. Rozwijali się. Próbowali czegoś nowego. Otworzyli głowy, bo może gdzieś tam kryje się lepsza jakość. I starali się ją znaleźć.
Bo może karta od Sony zrobi różnicę, tak jak odpowiednia, rzadka, droga przyprawa wzbogaci ulubione danie? Sprawdźmy to! A dopiero potem się śmiejmy.
Mam wrażenie, że jednak te żarty z audiofilii biorą się z czego innego. To zwykła zazdrość. Trzeba zjechać tych, którzy mogą pozwolić sobie na drogi sprzęt. Bo nawet jeśli karta od Sony nie różni się od tej zwykłej, to czyż nie drażniące jest to, że ktoś ją sobie kupi i nawet nie poczuje różnicy?
Tak, muzyki można słuchać na, wybaczcie za określenie, pierdzącym laptopie. Ale można też słuchać jej na porządnym odtwarzaczu, z porządnych głośników, na porządnych kablach i z porządnej karty.
Tak samo jak najemy się kebabem i daniem z szanowanej restauracji. Ale tylko w tej drugiej będzie nam przyjemniej. Dla mnie wybór jest prosty.