Backtracker – szósty zmysł rowerzysty, czyli radar wykrywający samochody
Często spotykam się z opinią, że jazda rowerem w ruchu miejskim to rodzaj sportu ekstremalnego. Przyznam, że sam jeszcze niedawno głosiłem ten pogląd. Gdy jednak zastanowiłem się, kiedy – jako rowerzystę – spotkało mnie na drodze coś naprawdę niebezpiecznego, zmieniłem zdanie.
06.07.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:08
Rower w ruchu miejskim
Nie chcę uogólniać na podstawie osobistych doświadczeń, ale mam wrażenie, że od kilku lat kierowcy coraz częściej traktują rowerzystów jak normalnych uczestników ruchu, którym nie trzeba niczego udowadniać, straszyć ani zabijać tylko dlatego, że szybciej przecisną się przez korek.
Coraz częściej widuję coś przeciwnego, czyli cyklistów, zachowujących się jak święte krowy. Z premedytacją utrudniają przejazd samochodom jadąc tak, by bezpieczne wyprzedzenie było niemożliwe. Tak, jakby ujmą na honorze było – gdy jest to możliwe – zjechanie o kilkadziesiąt centymetrów, by przepuścić kierowców.
Gdzie szukać rozwiązań
Jestem przekonany, że połowę konfliktów można rozwiązać w prosty sposób – z jednej strony przestrzegając przepisów, a z drugiej zachowując się na drodze przyzwoicie i przyjaźnie w stosunku do jej pozostałych użytkowników. Warto jednak pamiętać, że niezależnie od tego, kto popełni na drodze błąd, to w konfrontacji roweru z samochodem własnym życiem i zdrowiem ryzykuje prawie zawsze rowerzysta.
Kilka tygodni temu w artykule „Samsung Smart Bike – legenda kolarstwa łączy tradycję i nowe technologie” opisywałem niebanalny rower z kamerą, dzięki której bez lusterek ani odwracania głowy rowerzysta mógł sprawdzić, co dzieje się za jego plecami.
Radar zamiast lusterka
Gadżet o nazwie Backtracker to pomysłowe rozwiązanie tego samego problemu w nieco odmienny sposób. Konstruktor urządzenia, Franz Struwig z Republiki Południowej Afryki, postanowił wykorzystać radar, pozwalający na wykrycie samochodu znajdującego się do 140 metrów za rowerem.
Informacja o wykryciu pojazdu jest przekazywana za pomocą modułu Bluetooth do umieszczonego na kierownicy panelu, a długość diodowego paska wskazuje na nim, jak daleko znajduje się pojazd. Co więcej, po wykryciu samochodu samoczynnie zmienia się tryb pracy tylnego oświetlenia – diodowa lampka zaczyna szybko migać, aby zwrócić uwagę kierowcy na jadącego rowerzystę.
Aby było bezpieczniej
Oba moduły można ładować za pomocą USB. Czas działania radaru ma sięgać ośmiu godzin, co może nie wystarczy na rowerowy ultrmaraton, ale dla większości użytkowników będzie wystarczające.
Problemem może okazać się cena – 200 dolarów to w polskich warunkach zdecydowanie za dużo, by urządzenie miało szansę na masową sprzedaż. Pozostaje liczyć na to, że podobnych wynalazków pojawi się na rynku coraz więcej i wraz ze spadkiem cen będą stosowane coraz powszechniej, zwiększając poziom bezpieczeństwa na drogach.
W artykule wykorzystałem informacje z serwisów Dragon Innovation, Make, Gizmag i Backtracker.