Brak dróg zaskoczył drogowców [Gadżetomaniak w podróży]
Jeżeli kamień wystrzelony spod kół pędzącego z naprzeciwka samochodu uderza w rękę prowadzącego skuter na trasie Kampot – Kep w Kambodży, tak, iż klnie on równo 10 minut na czym świat stoi, to z jaką prędkością musiał on się poruszać? Pytam, bo nie wiem – ze wskaźników działał tylko ten od paliwa.
“Te drogi w Kambodży to jakiś nowy poziom abstrakcji” – powiedział mi jeden znajomy podróżnik. Rzucił tworzenie gier, spakował się i też go poniosło do Azji. Poza szeregiem ważnych wskazówek (kup alkohol bo potem drogo, obejrzyj Same Same, zamiast iść na Killing Fields, przeczytaj moją notkę) wspomniał o drogach, a w zasadzie o tym, co je zastępuje. Nie dowierzałem, aż nie sprawdziłem.
Kambodża to kraj, który miał chyba bardziej przegwizdane od Polski. A pod koniec lat 79 dopadli ich Czerwoni Khmerzy. Przez dopadli rozumiem tu – doszli do władzy, bo to ich ich ludzie niestety byli. Żadni najeźdźcy. Komunizm im zrobili taki, że się nawet okoliczni czerwoni przestraszyli. Zero kompromisów,. równamy wszystko z ziemią. Tak totalnie wszystko.
Zabijamy inteligencję, mnichów, wykształconych i ludzi w okularach, bo oni na pewno po szkołach. Rozbijamy rodziny, przenosimy w kółko ludzi, niszczymy zabytki. Czysta karta. Nie zostaje nic. Przez 4 lata w Kambodży prawdopodobnie nie urodziło się żadne dziecko. A to oznacza, że nie ma tu ludzi w moim wieku. Dziwne uczucie.
To niszczenie wszystkiego nie obeszło się też bez rozwalenia dróg. Po co niby ludzie mają podróżować? I tych dróg do teraz nie ma. Droga Kampot – Kep dużo mi powiedziała o życiu. Wyjaśniła też zagadkę dlaczego nie ma tu małych, cienkich samochodów. Wszyscy jeżdżą terenówkami. To zwykły Darwin – inne auta nie mają szans na tych drogach. Przeżywają najtwardsze.
Wyjeżdżając z miasteczka czułem się trochę jak na dzikim zachodzie. Utwardzony beton przeziera spod czerwonego chyba błota, które kiedyś wylała rzeka.Rząd domów po obydwu stronach, brakuje tylko saloonu i rewolerowców na ulicy. Człowiek aż czuję cywilizacyjną przewagę tego ośrodka nad innymi z powodu zbudowania tam drogi. Coś, co dla nas wydaje się standardem, tu jest obietnicą lepszego jutra.
Dalej jest już nieco lepiej. Jedzie się po kamieniach. Kurz, pył, tryskające spod kół kamienie to norma.Ale to nie wszystko, jak możecie zobaczyć na zdjęciach atrakcji jest dużo więcej. Okresowo kończące się drogi to jedna z nich. Jedzie sobie człowiek, jedzie, a tu myk – zagrodzone tak, że ominąć ciężko. Trzeb zjechać na drugi pas. A tam ciężarówki już czekają na czołowe.
Do tego wszystkiego dowiedziałem się w końcu co znajduje się w sprzedawanych wszędzie litrowych szklanych butelkach po Pepsi. Na starcie myślałem, że to woda, potem – z powodu koloru – obstawiałem herbatę. Odpowiedź jest dużo prostsza – to benzyna. Przy każdej budzie można je kupić a uczynne dziecko zwykle nawet samo wleje je przez lejek z sitkiem do baku. Stacji benzynowych mało, więc w ten sposób udało się i ten problem obejść.
No a jeżeli nastanie taka potrzeba, to każdy ma w swoim obejściu całkiem sporo koktajli Mołotowa.
Będę od dziś z szacunkiem spoglądał na polskie drogi.