Co by było, gdyby nagle padł Facebook? Ekspert mówi, że III wojna światowa
Facebook nie może tak po prostu paść. Choć zwykłemu internaucie nie zrobiłoby to większej różnicy – nauczyłby się wrzucać selfie gdzie indziej – dla wielu firm to by była po prostu katastrofa. Pytanie tylko, czy to rzeczywiście oznacza, że Facebook jest wieczny.
Mimo że młodzież nie lubi Facebooka i coraz częściej zwyczajnie rezygnuje z posiadania w nim konta, liczba użytkowników serwisu nie chce spaść poniżej miliarda. Wręcz przeciwnie, serwisowi cały czas rośnie – wolno, ale systematycznie. A jego szef, Mark Zuckerberg, właśnie nauczył się mówić po chińsku, zapewne nie tylko po to, aby lepiej komunikować się z rodziną żony. To prawda, obecnie zachodnie serwisy społecznościowe są w Chinach zakazane, ale to nie oznacza, że zawsze tak będzie.
Mimo że nic nie wskazuje, aby Facebook miał w najbliższym czasie się skończyć, co jakiś czas pojawia się ktoś, kto głośno oznajmia, że to już prawie koniec. "Gazeta Wyborcza" cytuje Kevina Robertsa, prezesa agencji reklamowej Saatchi & Saatchi, który w rozmowie z Wirtschaftwoche" oznajmił, że za trzy lata Facebooka może już nie być. Wszystko dlatego, że Zuckerberg nie da o użytkowników, a przecież wiadomo, że dzieci nie lubią chodzić do tego samego baru co rodzice.
Koniec Facebooka? To byłoby jak III wojna światowa
Z Robertsem kompletnie nie zgadza się ekspert "Wyborczej", Radosław Włoczewski z agencji marketingowej Płodni.com, który mówi, że Facebook już jest tak zakorzeniony w świadomości i nawykach użytkowników, iż nie padnie ani za trzy lata, ani za dziesięć lat.
Ale użytkownicy to nie wszystko, są jeszcze firmy i ich pracownicy. "Biorąc pod uwagę to, jakie budżety reklamowe firmy wkładają w Facebooka, zwłaszcza w USA, to dla mnie dziś koniec Facebooka oznaczałby III wojnę światową" – mówi Włoczewski, dodając, że nawet w Polsce upadek Facebooka wiązałby się z utratą pracy przez jakieś kilkadziesiąt tysięcy osób. Agencje interaktywne zatrudniają przecież mnóstwo pracowników, którzy zajmują się tylko i wyłącznie opracowywaniem i wdrażaniem strategii promocji firm na Facebooku.
Gdyby upadek największego serwisu społecznościowego na świecie dokonał się w takim tempie, jak koniec Naszej Klasy, miliony firm miałyby kłopot.
Ale czy Facebook wie, co robi?
Problem w tym, że firmy, którym zależy na istnieniu Facebooka, nie uratują go przed ewentualnym upadkiem. Aby serwis dalej istniał, musi mieć użytkowników. I tu właśnie zaczyna się problem z młodzieżą, która uważa, że to zabawka głównie dla ich rodziców, i idzie gdzie indziej. Na Instagram, Twitter, Snapchat. Jeśli nie uda się zahamować ich odpływu, w końcu liczba użytkowników zacznie spadać. I wtedy Zuckerberg chyba już rzeczywiście będzie mógł liczyć tylko na odwilż w Chinach.
Niektóre ruchy społecznościowego giganta – jak próba zakupu Snapchata za 3 mld dolarów – mogą wydawać się desperackie. Inne – jak przejęcie Oculusa – dziwne czy też niepotrzebne. Ale jest w tym wszystkim logika. Facebook wie, jakie są jego słabe strony, i robi, co może, aby je naprawić. A ponieważ ma pieniądze i całkiem nieźle orientuje się, czego oczekują użytkownicy, nie skończy w najbliższym czasie jak MySpace czy Nasza Klasa. A już stwierdzenie, że za trzy lata Facebooka nie będzie, jest czystym absurdem.
Wcale nie chodzi o to, że byłaby "III wojna światowa" z punktu widzenia firm. Chodzi o to, że większość użytkowników wciąż ma powody, aby z Facebooka korzystać. I choć co jakiś czas Zuckerberg podsuwa nam coś, co wybitnie nam się nie podoba, wielu z nas trudno byłoby tak po prostu z dnia na dzień Faceboka porzucić. Bo niby skąd mielibyśmy wiedzieć, kiedy nasi znajomi mają urodziny? I jak dowiedzielibyśmy się, że robią imprezę? Samo życie, niestety.