Co dwie pary oczu, to nie jedna. Jak sprawdzić co dzieje się w domu pod naszą nieobecność?
Pytanie postawione w tytule bez wątpienia spędza sen z powiek niejednemu z nas. Urlopowicze martwią się o pozostawione w domu kosztowności, rodzice o dzieci i domowe zwierzęta, a niemal każdy o jakość wykonanej usługi przez pozostawioną samemu sobie "złotą rączkę". Na szczęście istnieją proste sposoby, by wszystko mieć pod kontrolą - z pomocą przychodzi technologia.
04.11.2015 | aktual.: 04.11.2015 14:47
Nadzór nad pociechą lub pupilem?
Domowe systemy monitoringu zawsze kojarzyły mi się ze skomplikowaną instalacją, kilometrami kabli, mało przyjemną obsługą i niebotycznymi cenami. I owszem, te najbardziej zaawansowane, z dziesiątkami certyfikatów, nadal potrafią kosztować więcej niż chroniony obiekt. Na szczęście na rynku pojawiają się rozwiązania zdecydowanie bardziej przyjazne typowemu Kowalskiemu, który potrzebuje dodatkowej pary oczu w domu lub jego otoczeniu, np. garażu czy tarasie. Mówię, oczywiście, o kamerkach IP, których dziesiątki modeli znajdziecie w niemal każdym sklepie z elektroniką.
Netgear Arlo jest reklamowane jako jedyne w pełni bezprzewodowe rozwiązanie. A przy tym bajecznie proste w instalacji. Zero kabli zasilających i transmisyjnych - to brzmi lepiej niż dobrze, bo nie mam najmniejszej ochoty na kolejne zwoje drutów pnące się po ścianach i sufitach. Na dodatek urządzenie ma certyfikat szczelności IP65, zatem można je zainstalować także na zewnątrz, gdyż deszcz mu niestraszny. Wypróbowałem podstawowy zestaw, składający się z jednej kamerki i stacji bazowej.
To prostsze, niż myślisz
Jak typowy Polak od razu przystąpiłem do akcji, nie zadając sobie trudu sięgnięcia po instrukcję obsługi. Liczba elementów znajdujących się w pudełku może początkowo przerażać, ale fakty są takie, że nie ma w nim nic zbędnego ani dającego się użyć w niewłaściwy sposób. Podłączyłem zatem stację bazową do routera i zasilania, a następnie zainstalowałem w kamerce dołączone baterie. Sparowanie urządzeń zajęło dosłownie chwilę - wystarczyło użyć przycisków "SYNC" na obudowach, by po chwili zapaliła się dioda na stacji bazowej informująca najprawdopodobniej o pomyślnym zakończeniu procesu.
Pozostało jeszcze tylko zaopatrzyć się w aplikację do podglądu. Pobrałem zatem aplikację na Androida, która powitała mnie koniecznością zarejestrowania w usłudze. Po uzupełnieniu dosłownie kilku pól moim oczom ukazał się panel administracyjny Netgear Arlo z widokiem z kamerki leżącej na stole. Przystąpiłem zatem do instalacji tejże. Nie miałem ochoty korzystać z dołączonych w zestawie kołków montażowych, gdyż wiązałoby się to z wierceniem. Na szczęście kamerka ma wbudowany silny magnes, dzięki któremu dosłownie jednym ruchem mogłem przyczepić ją do... domowego oświetlenia i dowolnie wypoziomować.
Cały proces, wliczając w niego czas potrzebny na przyniesienie drabiny ze schowka, zajął mi mniej niż 15 minut. Od wypakowania z pudełka, do obejrzenia pierwszych ujęć z mojego domu. To robi wrażenie. Na deser pozostała konfiguracja urządzenia, ograniczająca się w zasadzie do wyboru kilku opcji i reguł. Ustalenie harmonogramu pracy urządzenia, aktywacja powiadomień mailowych o wykryciu ruchu oraz informowania o niskim stanie baterii, tudzież kończącym się miejscu w chmurze, pochłonęły kolejne kilkanaście minut. Na tym jednak proces w zasadzie się zakończył. Tylko czy to aby na pewno działa?
Wielki Brat w domu
Raz skonfigurowany Netgear Arlo ingerencji wymaga w zasadzie tylko w dwóch przypadkach - jak baterie ulegną rozładowaniu lub jeśli zechcemy wprowadzić zmiany w harmonogramie pracy. Poza tym wszystko działa... zaskakująco dobrze. Duże wrażenie robi czułość sensora ruchu, który skutecznie wykrywa nawet niewielkie poruszenie. Producent deklaruje, że czujnik działa na odległość do 4,5 metra, ale w praktyce odnosi się to raczej do małych obiektów - dzieci lub domowych zwierząt. Mnie kamerka Arlo wykrywała za każdym razem, nawet w nocy, ze znacznie większej odległości - ok. 7-8 metrów, a powiadomienie push o tym fakcie otrzymywałem natychmiast na komórkę.
Netgear Arlo "widzi" ponadto bardzo dużo. Kąty widzenia w obu płaszczyznach wynoszą po 110 stopni, kamera rejestruje obraz w jakości HD, a wieczorami i nocą automatycznie przechodzi w tryb podczerwieni, który w dalszym ciągu pozwala na sprawne zidentyfikowanie osób i przedmiotów. Obraz pozostaje ostry i klarowny w każdych warunkach. Arlo można zatem z powodzeniem wykorzystać na wiele sposobów - do pilnowania małych dzieci (jak również wynajętych niań, sprzątaczek, gospoś, etc.), jako monitoring mieszkania lub terenu wokół niego, a także do nadzoru pracowników i pomieszczeń biurowych.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by podglądać harcujące w domu zwierzęta, odrabiające lekcje dzieci, czy sprawdzić, kto akurat kręci się pod drzwiami naszego mieszkania. Można monitorować praktycznie wszystko i wszędzie. Co istotne (i bardzo wygodne) wszystkie nagrania niezwłocznie są transmitowane do chmury, dzięki czemu mamy do nich dostęp z dowolnego miejsca na świecie i nie musimy się przejmować awariami tradycyjnych nośników danych, bowiem z takich kamerka Arlo po prostu nie korzysta.
Nagranie nie przepadnie nam również w wyniku ingerencji osób trzecich - pozostawionych bez nadzoru opiekunek, specjalistów czy też włamywaczy, co jest zdecydowaną zaletą rozwiązania. O zasilanie, mimo zastosowania baterii, nie trzeba się martwić przez długi czas - producent deklaruje, że po kolejny komplet trzeba będzie się udać za 4-6 miesięcy, a więc wymiana czeka nas średnio 2-3 razy do roku. Nie powinien być to zatem żaden problem, zarówno w domowych jak i firmowych warunkach.
Elektroniczna niania?
Netgear Arlo to w pełni bezprzewodowa kamera IP, dla której można znaleźć dziesiątki zastosowań. Obsługę ułatwia bajecznie prosta i szybka konfiguracja oraz możliwość montażu dosłownie wszędzie, często bez użycia jakichkolwiek narzędzi dzięki braku przewodów i wbudowanemu magnesowi. I to właśnie sprawia, że jest to dla mnie zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż np. elektroniczne nianie, które co prawda pozwalają np. włączyć dziecku kołysankę czy zmierzyć temperaturę w pokoju, ale są najczęściej uwiązane kablami zasilającymi.
Jeśli jednak potrzebujemy komunikacji dwukierunkowej, bo chcemy usłyszeć płacz dziecka lub coś do niego powiedzieć, to wówczas inwestycja w elektroniczną nianię z wyższej półki ma sens. Tym bardziej, jeśli niezbędne jest monitorowanie oddechu maluszka (zalecane m.in. przy wcześniakach), w celu zapobiegania bezdechom. Wówczas monitoring wizyjny może okazać się niewystarczający i pozostaje inwestycja w wyspecjalizowany sprzęt, w tym przypadku elektroniczną nianię z wyższej półki. Jeśli jednak dziecko nie ma problemów zdrowotnych lub jest po prostu starsze, monitoring wizyjny jest zdecydowanie wystarczającym rozwiązaniem.
Instalacja Arlo w pokoju ucznia pozwoli sprawdzić, czy odrabia on lekcje lub poszedł już spać zgodnie z umową, a podczas jego nieobecności będzie monitorować pozostawione w pokoju zwierzątko lub alarmować w razie np. włamania. Zbędny bajer? Bynajmniej, choć tak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Komfort psychiczny, jaki daje mi możliwość kontrolowania wszystkiego z poziomu smartfona jest warty ceny, jaką trzeba za niego zapłacić.
Artykuł powstał przy współpracy z firmą