Przed tym jak firma Marvel zaczęła zarabiać na swoich produkcjach miała kilkanaście wpadek i nie mówię tu o "Daredevil" z Benem Affleckiem czy "Hulku". Ich lista niewypałów sięga dużo dalej w historii. Oto kilka produkcji, o których pewnie nawet nie słyszeliście.
Nick Fury Agent of Shield (1998)
Zanim Samuel L. Jacson założył czarną przepaskę na oko i stworzył Avengers, nosił ją nie kto inny jak sam David "The Half" Hasselhoff. Nick Fury palił wtedy cygara i rzucał żartami ala Karol Strasburger. Nie ma się co dziwić, że film nie odniósł wielkiego sukcesu i trafił od razu na VHS.
Fantastyczna czwórka (1994)
Mało osób w ogóle wie o powstaniu tego filmu, gdyż nie opuścił on nigdy wytwórni. Co ciekawe, to jest wersja w pełni skończona. W ostatniej chwili ktoś podjął słuszną decyzję, że zamiast do kina pójdzie na półkę by ludzie nie musieli go oglądać. Niestety, jakaś wredna osoba znalazła go wśród innych zakopanych projektów i wrzuciła do netu by dręczyć fanów Marvela. The Thing wygląda jak zaginiony członek Mupetów, a Doktor Doom przypomina gościa z balu przebierańców.
Captain America (1990)
Ten film to totalna porażka. Nie pomógł mu nawet Matt Salinger grający Kapitana Amerykę, syn J.D Salingera, człowieka który stworzył "Buszującego w zbożu". Niestety, syn nie miał tyle szczęścia i jego dzieło szybko zostało zapomniane. W dużej mierze przyczyniła się do tego charakteryzacja, która bardziej wywoływała na salach kinowych salwy śmiechu.
Captin America 1 & 2 (1979)
Tym razem strój Kapitana założył Red Brown. W momencie kiedy myślałem, że słabym punktem filmu są dialogi, główny bohater założył kask ze skrzydłami i zaprezentował swój specjalny motor. Tego było za wiele. Produkcji nie uratował nawet sam Christopher Lee grający jednego z głównych czarnych charakterów.
The Incredible Hulk Returnes (1988)
Pierwszy film w którym spotyka się aż trzech bohaterów ze świata Marvela i o którym każdy chciałby jak najszybciej zapomnieć. Hulk (Lou Ferrigno) stoczył tu walkę z Thorem (Eric Allan Kramer) wyposażonym w jakiś dziwny młotek, który w niczym nie przypomniał mitycznego Mjollnira. W jednej scenie pojawia się nawet Daredevil, ale przemilczmy ten żenujący fragment.
Dr Strange (1978)
Dr Stephen Strange (Peter Hooten) biega w piżamie i zwalcza koszmary, tak w skrócie można opisać ten film. Całość bardziej przypomina kiepską telenowele niż adaptacje komiksu. Dialogi i muzyka są straszne. Widzowie byli aż tak zniesmaczeni, że w tysiącach wysyłali listy do telewizji CBS by nie robiła kontynuacji. Na szczęście ich prośby zostały wysłuchane.