Earin – niewidzialne słuchawki. Koniec z zaplątanymi kablami!
Twórcy chwalą się, że to najmniejsze tego typu urządzenie. Ale na tym lista zalet Earin się nie kończy.
24.06.2014 | aktual.: 24.06.2014 13:23
Przede wszystkim są to słuchawki bezprzewodowe. Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że kable to problem. Chowacie słuchawki do kieszeni, wyciągacie zawijasy, które trzeba rozplątywać przez następne dwadzieścia minut.
Ja sobie z tym problemem poradziłem dawno – nie rozplątuję kabli i chodzę z kabelkowym labiryntem przy szyi. Jest prostsze rozwiązanie.
Pełna swoboda
Owszem, Earin to nie są jedyne bezprzewodowe słuchawki. Tyle że to najmniejsze bezprzewodowe słuchawki, a to już coś. Nie wszyscy lubią mieć na uszach wielkie zestawy, czują się z tym niekomfortowo.
Earin są niezauważalne, nieodczuwalne, a więc bardzo wygodne, przynajmniej w teorii. A przy tym nie plączą się nam kable – pełna wygoda, gdy jedzie się autobusem, tramwajem lub na przykład biega. Kable są niepotrzebne, bo Earin łączą się ze smartfonem za pomocą Bluetooth.
Słaba bateria
Niestety, coś za coś. Earin mogą grać przez 2,5-3 godziny. To słuchawki, które zabierzemy do pracy, ale w długą podróż już raczej nie. Ładuje się je w specjalnej tubie.
Dla wielu zaletą Earin jest jeszcze jedna rzecz: to nie są słuchawki od wszystkiego. Zero świecidełek, zero dodatkowych funkcji, nie ma nawet mikrofonu. Wkłada się je do ucha tylko po to, żeby słuchać muzyki.
Trochę dziwnie, prawda? To się jednak podoba, bo Earin to jeden z kickstarterowych hitów. Twórcy potrzebowali 179 tysięcy funtów, a zebrali prawie 600 tysięcy. Zbiórka jeszcze trwa. Dzięki temu słuchawki możecie kupić za 119 funtów – to promocyjna cena!