Ewolucja peceta: od beżowej skrzynki do wielkiego ekranu
30.11.2015 13:41, aktual.: 04.12.2015 14:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak przez lata zmieniały się komputery? Postęp, jaki dokonał się w branży pecetów to nie tylko coraz wydajniejsze podzespoły. Możemy zobaczyć go gołym okiem: komputery przestały kojarzyć się wyłącznie z beżowymi skrzynkami!
„Możesz otrzymać samochód w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny" – zgodnie z powszechnie znaną legendą Henry Ford nie pozostawiał swoim klientom wielkiego wyboru. Jak przystało na znaną wszystkim opowieść, nie ma w niej wiele prawdy. Owszem, przez pewien czas produkowano wyłącznie czarne Fordy T, ale nie było problemu z kupieniem tego modelu z nadwoziem, pomalowanym fabrycznie lakierem w innym kolorze.
Podobno historia lubi się powtarzać. Coś w tym jest, bo w XX wieku zatoczyła wielkie koło i jeszcze raz dała klientom wybór, jak z powiedzenia pana Forda. Różnica polegała na tym, że zamiast samochodów dotyczyła komputerów, a czerń została zastąpiona beżem.
Przez dobre 20 lat użytkownik komputera mógł wybrać dowolny kolor swojego sprzętu. Rzecz jasna pod warunkiem, że od zawsze marzył o beżowej skrzynce.
Chcesz kupić komputer? Najpierw wynajmij halę!
Przez długi czas wygląd komputerów był kwestią pozbawioną znaczenia. Raczkująca elektronika miała gigantyczne rozmiary, a miarą postępu był fakt, że komputer zamiast, jak wcześniej, zajmować pół hali fabrycznej, dawał upchnąć się w jednym pomieszczeniu czy – z biegiem czasu – w pokaźnej szafie.
Sprzęt, wywodzący się z wojska i wielkiego przemysłu, miał przede wszystkim działać, obsługiwany początkowo przez wysokiej klasy specjalistów, dostrzegających piękno raczej w tworzonych algorytmach, niż w samym urządzeniu, którego ze względu na gabaryty nie dawało się zresztą objąć wzrokiem.
Jak duże były pierwsze komputery? Jeden z najstarszych modeli, ENIAC, zajmował powierzchnię 140 metrów kwadratowych i ważył 27 ton. Gabrytami dorównywał mu Colossus, a waga mniejszych, jak choćby Mark I, sięgała pięciu ton. Dość wspomnieć, że w 1956 roku do rozładunku samego tylko, twardego dysku o pojemności 5 MB, trzeba było używać wózka widłowego.
Epoka dużych biurek
To wszystko zaczęło zmieniać się w latach 60. – na długo przed tym, gdy komputery zagościły w naszych domach. Użytkownik coraz częściej miał do czynienia jedynie z terminalem – urządzeniem, pozwalającym na komunikację z komputerem, który mógł znajdować się w zupełnie innym miejscu.
I choć metody, jakimi ludzie porozumiewali się z komputerami ulegały zmianom, to niektóre terminale można było postawić np. w biurze czy punkcie obsługi klienta, co wymusiło staranniejsze projektowanie ich wyglądu. Niektóre urządzenia, wchodzące w skład stworzonej przez IBM rodziny System 360, na pierwszy rzut oka przypominają nawet znany nam dzisiaj sprzęt, choć ich działanie opierało się na nieco innych zasadach.
Przełom nastąpił w latach 70., wraz z pojawieniem się pierwszych mikrokomputerów. Ta nazwa może być nieco myląca, bo dzisiaj często określa się nią po prostu miniaturowe pecety, jak np. Lenovo Ideacentre Stick 300. Pierwotnie oznaczała jednak coś innego i – choć o definicję można prowadzić niekończące się spory – podkreślała, że jest to sprzęt mniejszy, o większej skali integracji od minikomputerów wielkości szafy. Mikrokomputer można było postawić na biurku, choć dla niektórych modeli – jak np. zaprojektowany przez Jacka Karpińskiego, polski K-202 - musiało to być całkiem duże biurko.
Brudna biel, czyli beżowy standard
Beż jest praktyczny. Jasny, ale nie śnieżnobiały, więc z punktu widzenia biurowej praktyki wydaje się kolorem idealnym. Nic zatem dziwnego, że wczesne mikrokomputery, jak Xerox Alto, Commodore PET czy późniejszy, polski sprzęt z zakładów Elwro, różniły się wprawdzie wyglądem, ale kolorystycznie były do siebie zbliżone.
Obowiązywało to niemal do końca XX wieku. Choć komputery przestały być w tym czasie wyłącznie sprzętem do pracy i powszechnie zagościły w domach, producenci zdawali się tego nie dostrzegać. Szczytem rzadkiej ekstrawagancji bywało zastąpienie beżu paskudną, choć praktyczną, matową czernią.
Brzydka czarna skrzynka czy może brzydka beżowa skrzynka? Nic dziwnego, że stawiani przed takim wyborem użytkownicy chowali komputery, jak mogli – pod biurka, do szafek, gdzieś z boku, byle tylko nie rzucały się w oczy i nie szpeciły otoczenia swoją biurową brzydotą.
Do wyboru, do koloru!
Przez długie lata nie mieliśmy wyboru. Gdybym w poprzedniej dekadzie poszukiwał czegoś, co bez estetycznego zgrzytu mógłbym postawić nie tylko na roboczym biurku, zazwyczaj słyszałbym tylko jedną radę: „kup Maka”. Choć bywa, że nadgryzione jabłko wywołuje u niektórych ostrą, alergiczną reakcję, to jednego nie można mu odmówić: na początku wieku oferowało drogie, ale gustowne komputery.
Tak było kiedyś i czas, gdy nie było wyboru należy już – na szczęście – do przeszłości. Pecety jeszcze nigdy nie były tak zróżnicowane, a dostępny w sklepach sprzęt jest w stanie zaspokoić chyba każdy gust. Obok typowych „piecy”, które były, są i najprawdopodobniej będą, znajdziemy przecież gamingowe monstra, których ekstremalną wydajność podkreślają nie tylko wyniki testów, ale również nietuzinkowy wygląd, który wprawdzie nie każdemu się podoba, ale przynajmniej jest jakiś.
Obok nich ujrzymy pecety, których miniaturowe obudowy można w pierwszej chwili pomylić z przenośnymi dyskami. Miniaturyzacja sięga nawet dalej – komputer z Windowsem może mieć dziś nawet formę pendrive’a, który bez problemu wepniemy np. do telewizora.
Kable? To już nie problem!
To jednak rozwiązania dla użytkowników o specyficznych potrzebach i oczekiwaniach. A co ma zrobić ktoś, kto potrzebując rozsądnych walorów użytkowych chciałby jednocześnie cieszyć oczy gustownym, starannie zaprojektowanym urządzeniem?
Jedną z wartych uwagi opcji są w tym przypadku komputery All-in-One, czyli sprzęt, który wygląda po prostu jak monitor albo - coraz częściej - duży tablet. W rzeczywistości jest to jednak pełnoprawny komputer, którego wszystkie podzespoły udało się schować w zintegrowanej z ekranem obudowie. W praktyce oznacza to, że stawiamy na biurku „monitor”, podłączamy zasilanie i… to tyle.
Sprzęt jest gotowy do działania, a przy zastosowaniu bezprzewodowej myszki i klawiatury możemy w ogóle zapomnieć o kablach czy podłączaniu różnych elementów zestawu. Zakorzeniony u wielu z nas gdzieś w pamięci obraz biurka z komputerem, przy których gdzieś na podłodze wije się kłębowisko kabli, jest w tym przypadku zupełnie nieaktualny – cały komputer, ze wszystkimi podzespołami, mieści się bowiem w części, wyglądającej jak ekran.
Introducing Lenovo YOGA Home
Już niebawem, wraz z nadejściem nowego roku, pojawi się w Polsce jedno z najciekawszych urządzeń tego typu - Lenovo Yoga Home 500 z pojemnym akumulatorem, zapewniającym przy 21,5-calowym ekranie IPS nawet 3 godziny pracy bez zewnętrznego zasilania. Nic dziwnego, że jedną z propozycji twórców tego sprzętu jest położenie ekranu płasko na stole i wykorzystanie - dzięki dodatkowym akcesoriom, jak joysticki - komputera w roli... elektronicznej planszy do różnych gier.
Wybór, jakiego nie było
Co więcej, forma komputera AIO otwiera przed projektantami sprzętu zupełnie nowe możliwości. Przecież w tym przypadku komputer to – z praktycznego punktu widzenia – po prostu wielki tablet, podparty jedynie w jakiś sposób, aby utrzymać ekran w pionie. Dlaczego by nie położyć go na stole i nie używać jak każdego innego tabletu? Albo – dbając o miejsce i porządek na biurku – zamiast trzymać komputer na blacie, po prostu zawiesić go na optymalnej dla nas wysokości na ścianie?
Na tym możliwości tego sprzętu jednak się nie kończą. W przeciwieństwie zarówno do większości tabletów, jak i wielu innych modeli AIO, sprzęt Lenovo oferuje bowiem coś wyjątkowego: możliwość rozbudowy. W zależności od potrzeb użytkownik może modyfikować podzespoły swojego sprzętu, umieszczając w nim np. pojemniejszy twardy dysk albo rozbudowując ilość dostępnej pamięci.
Wisienką na torcie jest w tym przypadku nowatorska technologia Real Sense, pozwalająca komputerowi na obserwowanie otoczenia i - m.in. - rozpoznawanie gestów, używanych do bezdotykowej obsługi.
Intel RealSense 3D camera with Lenovo
Nie ma sensu udawać, że istnieje komputer idealny – każdy z nas ma swoje, specyficzne potrzeby i dla każdego najlepszym rozwiązaniem może być coś innego. Pojawienie się w sprzedaży coraz ciekawszych komputerów AIO poszerza jednak wybór i sprawia, że niezależnie od potrzeb coraz łatwiej jest znaleźć sprzęt, który będzie dobrze dopasowany do naszych oczekiwań. Wyłącznie beżowe pecety to już odległa historia, mamy w końcu wybór – warto to docenić.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Lenovo.