Fargo, Braben, Molyneux: bogowie gier biją pianę

Fargo, Braben, Molyneux: bogowie gier biją pianę

Fargo, Braben, Molyneux: bogowie gier biją pianę
Mariusz Kamiński
29.05.2013 12:30, aktualizacja: 13.01.2022 11:39

Kilka dni temu świat graczy obiegła informacja, że udało się dotrzeć do środka sześcianu w grze Curiosity – What's Inside the Cube? autorstwa Petera Molyneux. Miał to być niezwykły eksperyment, a dotarcie do środka miało zostać nagrodzone "czymś zmieniającym życie". Okazało się, że Peter Molyneux dołączył do grona wielkich zapomnianych, którzy bezczelnie wykorzystują graczy do promocji własnego ego.

Kilka dni temu świat graczy obiegła informacja, że udało się dotrzeć do środka sześcianu w grze Curiosity – What's Inside the Cube? autorstwa Petera Molyneux. Miał to być niezwykły eksperyment, a dotarcie do środka miało zostać nagrodzone "czymś zmieniającym życie". Okazało się, że Peter Molyneux dołączył do grona wielkich zapomnianych, którzy bezczelnie wykorzystują graczy do promocji własnego ego.

Ta malutka postać na zdjęciu to Peter Molyneux, gadający do zwycięzcy gry Curiosity i gratulujący mu tego i owego. Kiedyś darzyłem Petera olbrzymim szacunkiem. Był niekwestionowaną gwiazdą świata gier, a ja jego zagorzałym wyznawcą, grającym dzień i noc w Populousa, Theme Park czy Fable.

Obecnie jest to postać nad wyraz irytująca. Od kilku lat bezwstydnie jedzie na własnym nazwisku i pozuje na kogoś, kim już dawno przestał być. Odcinanie kuponów od Fable niestety nie wystarczy, by zachować dawny status "boga gier". Patologiczne kłamanie na temat przygotowywanych projektów (Lionhead Studios) także nie przysparza mu sympatii graczy. Dużo gadania i niewiele robienia - tak bym scharakteryzował obecną działalność tego słynnego pana od gier. Gdy pojawił się Curiosity, miałem ochotę zmienić mocno nieprzychylne zdanie. Cóż, mina zrzedła mi jeszcze bardziej.

Manipulacja master-class!

Postawmy się w jego sytuacji. Co mógłbym zrobić, gdybym był gasnącą gwiazdą świata gier? Świadomą, że jedyne, co mi zostało, to nazwisko i renoma rewolucjonisty. Wiem! Zróbmy coś pseudoawangardowego! Obrzućmy to mnóstwem górnolotnych przymiotników i rzeczowników (np. eksperyment, choć nie ma to kompletnie nic wspólnego z eksperymentowaniem) i ubierzmy w wyrafinowane kształty. Nie, nie będzie to nic przełomowego. Po prostu nakłonimy kilkaset tysięcy graczy (eksperyment społeczny! Buuahahahaha....) do bezmyślnego nawalania w ekran, żeby odsłaniać kolejne warstwy sześcianu, aż jakiś zmęczony frajer dokopie się do środka.

W środku będzie coś "zmieniającego życie"! Traktując tę zapowiedź dosłownie i bezpośrednio, można wywnioskować, że to sam Peter Molyneux jest tym czymś/kimś, co zmieni życie zwycięzcy na zawsze. Cóż za megalomania..

Ale przejdźmy do rzeczy. W środku była czystej wody akcja PR. Zwycięzca dostanie procencik profitów ze sprzedaży gry Godus i zostanie jej adminem (superbogiem). Koniec, to by było na tyle, można się rozejść. Wszystkie te pseudofilozoficzne gadki Petera, pompowanie balonu niesamowitego i tajemniczego eksperymentu to była zwykła kampania reklamowa nowego produktu. Wszyscy gracze walący paluchem po kolejnych warstwach sześcianu dali się zaprząc do tej kampanii, a zwycięzca otrzymał "zmieniające życie" udziały w sprzedaży i określony czas zarządzania gierką.

Mam nazwisko, więc dajcie mi na to kasę, bo mi nie wystarczy na nowe Lambo

Finansowanie odbywa się za pośrednictwem Kickstartera, co wzbudziło największe kontrowersje. Tom Bramwell z Eurogamer stwierdził, że irytuje go "wyciąganie złotych kubków po pieniądze" graczy. Znamienne, że Peter nie chce finansować gry z własnej kieszeni, tylko niweluje ryzyko praktycznie do zera, żebrząc o środki na produkcję.

Obraz
Obraz

Ale Godus nie jest poważną grą. To, co prezentują powyższe screeny oraz film na Kickstarterze, pozwala sądzić, że będzie to zwykła "prztykawka" na smartfony i komputery stacjonarne. Obecnie jest to straszliwie uboga wersja Settlers. Wiem, że gra się rozwinie, być może nawet dociągnie do poziomu Settlers. Szkoda tylko, że forma tak obłędnie przerosła treść, a Molyneux specjalizuje się w sprzedawaniu swoich "niezwykłych" pomysłów zamiast konkretnych produktów. Tym samym Peter dołączył do panów Fargo i Brabena - wielcy zapomniani cierpią na deficyt zainteresowania.

Stowarzyszenie umarłych twórców gier

Kilka lat temu Braben zapowiedział wydanie Frontier: Elite 4. Przyznam, że wpadłem w ekstazę. Na Amidze zagrywałem się w Frontiera do upadłego. Handlowałem, zabijałem, zwiedzałem kosmos (Imperial Courierem!). To jednak nie było wszystko, bo Braben zapowiedział jeszcze jedną grę - The Outsider, która miała zrewolucjonizować świat gier. Cieszyłem się niezmiernie, bo mogłem liczyć na wysoką jakość zabawy. Był rok 2005.

Mamy 2013 r. Braben nie dotrzymał żadnej obietnicy. Co kilka miesięcy wypuszcza notki prasowe o kontynuacji prac, a "next-gen" nie schodzi mu z ust. Davidowi Brabenowi wyszła jedna rzecz i za nią należy się pochwała - Raspberry Pi. Może lepiej zająć się hardware'em, skoro z softem nie wychodzi?

Brian Fargo z jakiegoś dziwnego powodu znalazł się w panteonie gwiazd, choć służył głównie jako producent, a nie pomysłodawca czy scenarzysta. Z biegiem lat upadł na samo dno, ponieważ nie radził sobie ze zmianami na rynku. Jego nowa firma, inXile Entertainment, nie zabłysnęła niczym ciekawym; raczyła swoich klientów takimi wynalazkami jak Choplifter HD. Także on skompilował listę pobożnych życzeń i wiele lat temu obiecał nam nowe Wasteland i Torment. I choć wygląda na to, że oba te projekty prawdopodobnie dociągną do mety, to jest już mi wszystko jedno. Za dużo obiecanek, za dużo PR, za dużo ględzenia na sympozjach i konwentach.

Panowie, może już czas na emeryturę?

Obraz
Obraz
Źródło artykułu:WP Gadżetomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)