Gadżet na wakacjach? Wykluczone: w Polsce wciąż nie wiemy do czego służą smartfony
Jedziesz na wakacje ze smartfonem? Uważaj, bo zostaniesz zaliczony do "pokolenia Facebooka", które nie może wytrzymać bez ekranu swojego telefonu.
05.07.2015 14:46
Open'er Festival i problem ze smartfonami
Na tegorocznym Opener’erze festiwalowicze mają problem z… rozładowanymi telefonami. Ogromne kolejki ustawiają się do namiotów, w których można naładować sprzęt. “ Na wolne gniazdko czeka się przeważnie od kwadransa do pół godziny, ale trzeba doliczyć jeszcze czas ładowania, więc spędzamy tu ponad dwie godziny dziennie, bo zabrałyśmy z koleżanką tylko jedną ładowarkę” - cytuje jedną z uczestniczek koncertu portal trojmiasto.gazeta.pl.
A w komentarzach - rozpacz nad współczesnym pokoleniem niemogącym oderwać się od ekranów:
“Cywilizacja kretynów”, “A może po prostu odetnijcie się od świata na te trzy dni i korzytajcie z atmosfery festiwalu. Normalni miłośnicy muzyki i festiwalów nie przejmują się tym że komórka im się wyładowała pierwszego dnia”, to te przygłupy na Openera pojechali by rozmawiać przez telefon czy się bawic i odpocząć odcodziennosci”
Żyjemy w kraju, w którym ludzie nie wiedzą do czego służą smartfony. Mogę się założyć, że większość tych komentujących ma “współczesny” telefon, a mimo to wciąż mogą przypisać mu góra trzy opcje: “dzwonienie, wysyłanie SMS-ów, Facebook”. Oczywiście z tego ostatniego nie korzystają. Zło.
Wcale nie dziwi mnie fakt, że na terenie festiwalu ludzie chcą korzystać z telefonów. Dziwi mnie za to to, że nikt nie oburza się na organizatora, który ewidentnie nie dostosował się do potrzeb festiwalowiczów. Mamy 2015 rok, smartfony to nasza codzienność, więc na dużym, renomowanym festiwalu stanowiska z ładowarkami muszą być w dużych ilościach.
Lans na Fejsie? I co z tego!
I nie, wcale nie po to, żeby miłośnicy “fotkowego lansu na Fejsie” mogli chwalić się pobytem na serwisach społecznościowych.
Prosty przykład. Jadę na festiwal, gdzie gra mnóstwo zespołów z całego świata. Choć próbuję, to nie jestem w stanie poznać każdego artysty, który występuje. Mogę kojarzyć nazwę, ale nie wiem co gra. Opis niewiele mi mówi, bo przecież w nich stosuje się ogólne, banalne zwroty, które przypisać można do każdego zespołu. Dzisiaj bardzo łatwo ten "problem" rozwiązać.
Wyciągam smartfona i słucham dwóch piosenek, żeby sprawdzić, czy warto pójść na nich, czy w tym czasie zobaczyć inny zespół. Albo dać sobie spokój i odpocząć na trawie, w ciszy.
Nie mówiąc już o festiwalowych czy turystycznych aplikacjach. Lepiej mieć wszystko w kieszeni niż nosić ze sobą sterty kartek. Lub jak w przypadku OFF Festivalu - ogromnej książki z opisami.
Technologie są dla nas. Są narzędziem. Jasne, że niektórzy stracili nad nimi kontrolę, ale wrzucanie wszystkich do jednego worka jest przesadą. Tak się właśnie robi - korzystasz ze smartfona na plaży? Stary, masz problem, rzuć to, odpoczywaj, ciesz się wodą!
Nikt nie pomyśli, że w tym czasie można sprawdzić zabytki w okolicy, poczytać opinie o pobliskich restauracjach czy zamówić bilet powrotny.
Kiedyś było lepiej
Zero-jedynkowe myślenie pokolenia “kiedyś było lepiej”. Kiedyś, czyli za moich czasów. A tak naprawdę ich niechęć można opisać fragmentem jednej z piosenek Lao Che: “ja tego nie rozumiem, nie lubię, się boję”.
I przykre jest to, że takich ludzi jest naprawdę wielu. Myślałem, że to już dawno za nami. Że te czasy minęły. A tymczasem wciąż nie zna się nowych technologii. Nie chce się ich poznać. Dlatego też rzuca się absurdalne “oskarżenia”.
Kiedy widzi się młodzież w muzeum, która przegląda Internet, od razu sugeruje się, że siedzą na “fejsie”. A może w tym czasie czytają o artyście na Wikipedii? Niestety, u nas (choć pewnie jest to globalny problem) zawsze podejrzewamy ten najczarniejszy scenariusz. I co z tego, że może mieć niewiele wspólnego z prawdą. Pokolenie “kiedyś było lepiej” i tak wie swoje. Szkoda, że może liczyć na tak dużo głosów poparcia.