Gadżetomaniak w podróży: Dlaczego Polacy nie czytają? Bo nie mamy dróg!
Bez normalnych dróg czytelnictwo nie wzrośnie. I sprzedaż konsol przenośnych także.
08.07.2014 | aktual.: 10.03.2022 11:08
Andrzej Sapkowski powiedział coś, z czym chyba większość z nas się zgodzi (ja czasami mam problem, gdy widzę kolejki w antykwariacie albo świetne wyniki BookRage):
Polacy nie czytają książek
Rzecz jasna to niezbyt przyjemne stwierdzenie wywołało lawinę komentarzy. Zanim eksperci zaczęli rozwodzić się nad tym, dlaczego ceny książek i e-booków są takie drogie, niektórzy rozwinęli wypowiedź autora Wiedźmina. I pisali mniej więcej coś takiego: święte słowa, panie Andrzeju, nikt nie czyta! Wchodzę do autobusu i nie znajdziesz pan osoby z książką!
Jest to rzecz jasna prawda. Tylko nikt nie zadaje sobie pytania: „dlaczego tam nie czytamy?”. Odpowiedź wcale nie brzmi: „bo w ogóle nie czytamy”. Jest znacznie prostsza: „bo to niewygodne”. I tak w Polsce jest z każdym przenośnym gadżetem.
Co z tego, że nie musimy targać ze sobą ciężkich książek, skoro nawet z Kindle czytanie w autobusie to męczarnia. Widziałem odważnych, którzy próbowali i naprawdę cud, że czytnik wychodził z tego cało, a nie lądował mniej więcej po drugiej stronie autobusu.
Zresztą dziwię się też, że na szybach nie ma jeszcze napisu: zakaz czytania książek w autobusie. Książka może uderzyć współpasażerów, a sam czytający może nie złapać równowagi, gdy autobus wjedzie w dziurę. To naprawdę duże ryzyko i niebezpieczeństwo!
Sam na swoim koncie mam tysiące godzin przejechanych autobusem. Wiem, jak to wygląda. Jak jest tłok, to trzeba stać i modlić się o to, by kierowca nie zahamował, bo inaczej będzie ludzkie domino.
Naprawdę podziwiam więc tych, którzy wchodząc do miejskiego autobusu, razem z rzeszą innych pasażerów, którzy ledwo mieszczą się w pojeździe, myślą o fatalnym stanie polskiego czytelnictwa. A raczej im zazdroszczę, bo w takich chwilach w głowie ma się tylko jedno: a może następny autobus będzie mniej zatłoczony?
Nieco lepiej mają siedzący, ale tylko trochę, bo sąsiad się rozpycha i miejsca za wiele nie ma. Wyciągnięcie książki i znalezienie wolnej przestrzeni to sport ekstremalny.
Jak więc skupić się, skoro ciągle jest niewygodnie?
Pal licho tłok. W autobusie czytać się nie da, bo przecież co chwila pojazd podskakuje, wpada w dziury, trzęsie się, wyprzedza, hamuje, rozpędza, zakręca, wykręca, a my robimy to wszystko razem z nim. Nieważne, czy to malutki, zwinny bus czy może wielki, stary „pekaes” albo niskopodłogowy miejski autobus. Nieistotne, czy wraca się z pracy do domu czy jedzie przez całą Polskę w góry lub nad morze. Zawsze jest tak samo.
Piszę to świeżo po trochę ponad pięciogodzinnej podróży z Łodzi do Lublina. Dwa dni wcześniej jechałem sześć godzin w drugą stronę. Czasu tyle, że przeczytałbym niejedną książkę. Przeszedłbym spokojnie jakąś grę na Vitę. Tymczasem mój zestaw podróżnika – Kindle i PlayStation Vita – znowu większą część drogi przeleżał w plecaku.
W autobusach mogą być gniazdka, które naładują konsolę, Internet, dzięki któremu od razu ściągnę kupioną książkę, ale co z tego – z tym sprzętem podczas drogi nic nie da się zrobić! Nie da się i już.
To znaczy da, owszem, tak samo jak grać na kierownicy w FIFĘ. Tylko po co? Mamy pecha, bo przez dziurawe drogi, wąskie trasy, niekomfortowe autobusy, to wszystko jest szalenie niewygodne. Lepiej skorzystać ze sprawdzonego odtwarzacza i podziwiać naprawdę niebrzydkie polskie widoki niż grać na przenośnej konsoli czy korzystać z czytnika.
Mam wrażenie, że w Polsce coś takiego jak „urządzenie przenośne” skazane jest na porażkę. Wiadomo, że sprawdzenie Facebooka w zatłoczonym autobusie to mniejszy problem, więc smartfonów to nie dotyczy. Jednak bardziej „czasochłonne” sprzęty, jak wspomniana już Vita czy Kindle, do długich podróży po prostu się nie nadają.
Amazon i Sony polegli na polskich drogach.
Idealny gadżet na wakacje?
Jest okres, w którym być może powstawać będą rankingi w stylu „idealny gadżet na wakacje”. Dla mnie ta cała lista może mieć jeden punkt – proste, szerokie drogi. I tyle. To wystarczy, żeby zrelaksować się i spędzić ten czas pożytecznie. Na razie to niemożliwe.
Jeżeli ktoś kiedyś zacznie zastanawiać się, czemu Polacy nie czytają, niech spojrzy na drogi. Na pierwszy rzut oka żadnego związku to nie ma, ale naprawdę mnóstwo czasu nam przepada nie dlatego, że jesteśmy leniami albo że e-booki są za drogie. To między innymi przez trasy, które wyglądają jak szwajcarski ser.
Zastanawiam się też, ile pieniędzy tracą przez to księgarnie czy sprzedawcy gier. Wiem, że gdy przyjdzie mi znowu pokonać długą trasę, nie kupię żadnej nowej książki. Nawet nie zerknę na promocyjne ceny gier. Kindle i Vita przeleżą całą drogę w plecaku. A ja w tym czasie będę robić wszystko, by nie wypaść z fotela.