Gdyby dziecięce wózki były statkami kosmicznymi, Thule Sleek byłby Sokołem Millenium
Z czym kojarzy się skandynawski design? Wzorowa funkcjonalność, oszczędna, a zarazem dopracowana forma, wysokiej jakości materiały… Wszystko to tworzy niepowtarzalne połączenie, które trudno pomylić z czymś innym. Dlatego patrząc na wózek Thule Sleek nie mamy wątpliwości – to skandynawskie wzornictwo w najlepszym wydaniu.
04.01.2019 12:25
Gdy myślisz „Thule” to – o ile jesteś entuzjastą motoryzacji – zapewne masz przed oczami różne bagażniki i akcesoria, zwiększające ładowność naszych samochodów. Szwedzka marka oferuje jednak znacznie bardziej zróżnicowany asortyment. Znajdziemy w nim sprzęt turystyczny, akcesoria rowerowe, wszelkiego rodzaju bagaż, a także wózki dziecięce – zarówno wielofunkcyjne, sportowe jak i właśnie typowo 4-kołowe.
W tym miejscu wielu entuzjastów technologii mogłoby z obojętnością wzruszyć ramionami – bo czy wózek przeznaczony do transportu dzieci może czymkolwiek ekscytować? Okazuje się, że gdy zaprojektowali go inżynierowie Thule, ten banalny na pozór sprzęt zmienia się w arcydzieło współczesnego wzornictwa. Co w nim wyjątkowego?
Funkcjonalność na medal
Pierwszą, kluczową cechą, którą doceni chyba każdy rodzic, jest dopracowana funkcjonalność. Na pozór to banał – w końcu, parafrazując, pierwszą polską encyklopedię, „wózek – jaki jest – każdy widzi”. Otóż nie! Problem polega na tym, że nie wystarczy zaprojektować jakieś tam jeździdełko i wyposażyć je w różne akcesoria. Sztuką jest zrobić to w ten sposób, by przedstawione w specyfikacji sprzętu funkcje faktycznie spełniały swoją rolę. Przykład?
Choćby przestrzeń transportowa, umieszczona pod miejscem mocowania gondoli. Na pozór to po prostu zwykły kosz, jaki znajdziemy niemal w każdym wózku. W tym przypadku ktoś poświęcił jednak parę chwil na to, by zaprojektować go z głową – niezależnie od tego, jak skonfigurujemy nasz wózek i co umieścimy na górze, dostęp do kosza zawsze jest możliwy z trzech stron.
Detale, które tworzą genialną całość
Kolejny przykład – koła. Nie tylko są zdejmowane i niezależnie amortyzowane, ale zamiast podatnej na przebicia dętki mają w środku lekką piankę. Efekt? Nie musimy przejmować się uszkodzeniami i przebiciami, bo koła są praktycznie niezniszczalne. Przy okazji wyposażono je w odblaskowe opaski, dzięki czemu w świetle samochodowych reflektorów nasz wózek zaświeci niczym bożonarodzeniowa choinka, gwarantując, że kierowcy zobaczą nas z daleka.
Odrębną kwestią jest przemyślany sposób składania wózka – widać, że projektanci postanowili ułatwić życie wszystkim użytkownikom, a nie tylko właścicielom przepastnych kombi, SUV-ów i minivanów. Dzięki temu wózek składa się łatwo, a przy tym – w zależności od potrzeb – etapami. Możemy złożyć samą ramę bez konieczności odpinania gondoli i jeśli ten zestaw nie zmieści się do bagażnika auta, możemy dodatkowo odpiąć gondolę jedną ręką, a właściwie palcem. Możemy złożyć ramę i gondolę. Możemy w końcu – obok skompresowania samego wózka – odpiąć od niego koła, dzięki czemu Thule Sleek zmieści się nawet do aut z symbolicznym bagażnikiem.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Równie dopracowane są kwestie, związane z bezpieczeństwem. W przypadku Thule to jeden z wyróżników, charakteryzujących produkty tej marki. Dobrym przykładem jest podejście do zastosowanych materiałów – absolutnie bezpieczne dla dziecka, a także dla środowiska, są wszystkie wykorzystane przez producenta substancje czy elementy. Dotyczy to nie tylko miejsc, gdzie – teoretycznie – dziecko może sięgnąć, ale także wszystkich innych elementów.
Wózek rośnie wraz z rodziną
Wszystko to – choć istotne – blednie jednak w zestawieniu z wyjątkową modułowością wózka. Thule Sleek jest bowiem sprzętem, który z łatwością możemy konfigurować, dopasowując nie tylko do specyficznych potrzeb i różnych sytuacji, ale także do naszej sytuacji rodzinnej. Jedno dziecko w gondoli? Żaden problem. Lekka spacerówka, umieszczana przodem i tyłem?
Wystarczy zmienić jeden moduł. Bliźniaki? Bez paniki, na ramie możemy zamontować dwie gondole. A może młodsze i starsze dziecko? Również i tu Sleek stanie na wysokości zadania, pozwalając umieścić na jednej ramie zarówno gondolę, jak i siedzisko dla starszego dziecka. Co istotne, w przeciwieństwie do większości dwuosobowych wózków, Thule Sleek jest niezmiennie kompaktowy, łatwy w prowadzeniu i poręczny. A do tego w każdej chwilo możemy przywrócić go do wariantu jednomiejscowego.
Jeden zamiast wielu
W sumie Thule Sleek oferuje aż 13 różnych konfiguracji, dzięki którym dopasujemy go do niemal każdej sytuacji, jaką możemy sobie wyobrazić. A wszystko to z wykorzystaniem jednej, ciągle tej samej, niezawodnej ramy, do której po prostu dołączamy potrzebne w danej chwili moduły.
Istotnie niweluje to obawy, związane z ceną wózka. Thule Sleek z pewnością nie należy do tanich, bo za podstawową konfigurację zapłacimy ponad 3,6 tys. złotych. Dużo? Niekoniecznie, bo – poza jakością i wygodą użytkowania – dostajemy w tej cenie uniwersalną platformę do transportu dzieci. Zamiast kupować kolejne wózki, dołączamy tylko potrzebne aktualnie moduły, ciesząc się niezmiennym komfortem i funkcjonalnością.
Polskie wykonanie i ponadczasowa trwałość
A także – co również warte wzmianki – legendarną trwałością. Produkty Thule – niezależnie od tego, jaką kategorię sprzętu reprezentują – są bowiem przed rynkową premierą bezlitośnie katowane firmowym centrum testowym. Zbudowano je w miejscowości Hillerstorp w Szwecji – gdzie w latach 40. Ubiegłego wieku narodziła się marka Thule.
Co istotne, pełen zestaw testów dotyczy nie tylko domyślnego układu, ale każdej możliwej konfiguracji. Producent serwuje swoim zestawom serię niezwykle wymagających testów, gdzie różne maszyny robią wszystko, by powtarzalnymi, typowymi dla wieloletniej eksploatacji ruchami zmusić wózek do kapitulacji i jakiejś awarii.
Z punktu widzenia polskich klientów ważne jest coś jeszcze. Thule to na wskroś szwedzki design, ale marka zdecydowała się na produkowanie wózków rękami najlepszych specjalistów – Polaków. W Pile działa uruchomiona w 2018 roku fabryka, gdzie powstają wszystkie wózki Thule Sleek, jakie jeżdżą na świecie.
Artykuł powstał przy współpracy z marką Thule