Inna siłownia, wciąż te same grupy bywalców
Cztery miesiące spędzone ciurkiem w jednej siłowni pozwalają poznać jej bywalców. A w zasadzie ich typ. I choć ten nie zawsze będzie się przewijał przez każdą tego typu placówkę, to z doświadczenia wiem, że każdy poprzedni „siłowniany” okres w moim życiu i każda pakernio-fitnesiarnia na jakie byłem ściąga do siebie takie same grupy ludzi.
Ślicznotka
Patrz i podziwiaj. Nienaganna figura z typowo damskimi kształtami. A do tego często przesadzony seksapil, który emanuje wręcz z każdego ćwiczenia. Kształt pośladków najlepiej pokazać na stacjonarnym steperze z barierką. No bo przecież po co ćwiczyć klasycznie, skoro można się oprzeć i wypiąć tyłek tak, by pół sali nie umiało skupić się na własnym ćwiczeniu, a drugie pół wylewało na siebie 1/3 wody z buteleczki z dzióbkiem. Czasem wręcz słyszę myśli obserwujących ją kobiet – „a to szmata!”
Zawsze napięty
Skoro zacząłem od Barbie, nie wypada nie kontynuować Kenem. Typowy Ken to przystojniak z nienaganną fryzurą i ciałem w stylu „ripped”. Najczęściej widać go w obcisłym podkoszulku odsłaniającym ramiona, często rozciągniętym na dole. W końcu bawełna się odkształci jeśli Ken co 5 minut będzie podwijał ciuch celem sprawdzenia, czy na pewno wszystkie szczebelki kaloryferka są na swoim miejscu. Dużo chodzi, jeszcze więcej gada. Wszystkich zna, ale mało ćwiczy. A jak ćwiczy, to małymi ciężarami – wiecie, rzeźbi. Strasznie wkurwiający.
Zawsze napięty-instruktor
Typowy opiekun klienta siłowni. Również przystojny, wyrzeźbiony. Wozi się po sali jak świeżo upieczony kierowca swoim stuningowanym Lanosem po wsi, dając rady absolutnie każdemu. Jeśli ma akurat pod opieką urodziwą niewiastę, więcej czasu poświęca na prężenie się przed nią niż pomoc w ćwiczeniach. Również zna absolutnie każdego, a jeśli sam akurat ćwiczy, co 10 minut chodzi do przebieralni dla personelu. Albo przypudrować nos, albo strzelić zastrzyk. Pies jeden wie. Strasznie wkurwiający.
Chcę, ale mi nie wychodzi
Chyba najsmutniejsza grupa kobiet na siłowni. Ćwiczą w pocie czoła, starają się, prawie zostawiają krew na przyrządach (najczęściej bieżni/steperze/rowerze stacjonarnym). Doceniam determinację, ale tylko tę na sali. Nie wierzę, że ciężka praca nie przynosi efektów. A ich ciężka praca nie przynosi – po miesiącach harówy wciąż wyglądają jak klopsy z początku siłownianej przygody. Może ktoś powinien je uświadomić, że 3 godziny ćwiczeń tygodniowo nie przynoszą rezultatu jeśli w domu żrą kilogramy słodyczy? Wizualnie z potencjałem, ale efekt psuje duża ilość potu i brzydki zapach.
Poczytam, popiszę
Najczęściej chodzi o kobiety. Kupiłam karnet, pochwalę się znajomym, będę przychodzić. Ale przecież nikt nie mówił o ćwiczeniach. Usiądę na rowerku, trochę popedałuję w tempie 5 km/h. Przy okazji przeczytam pół książki i napiszę 40 smsów. Idealne są dla nich przyrządy z telewizorem – prawie w bezruchu mogą dzięki nim obejrzeć ulubiony serial, oczywiście w miłej, fitnessowej atmosferze. Mogłyby się nie przebierać, przed i po treningu wyglądają i pachną identycznie. Przekrój masowy całkowity – od zgrabnych, do pączków.
Milczę, lecz wiem, że przemówię
Najbardziej klasyczny bywalec. Najczęściej ze słuchawkami w uszach. Przychodzi ćwiczyć – intensywność treningu nie ma znaczenia, bo to misterny plan transformacji ciała. Z nikim nie rozmawia, skupia się na planie treningowym. Kątem oka patrzy na innych, ocenia, komentuje w myślach – ale nie zaczepia. Ćwiczy zawsze w te same dni tygodnia, zawsze w tych samych godzinach. Od początkującego przez zaawansowanego, od chudego, do grubego. Na nich najlepiej widać efekty ćwiczeń, bo te dzięki determinacji i skupieniu przychodzą szybko. Chce się mu/jej przybić pionę i powiedzieć „good job!”
Dziwki i koks
Gdybym miał dostać w mordę, to mam nadzieję, że nie od niego. Nabity typ targający takie ciężary, że od samego patrzenia boli głowa. Krótkie serie z małą ilością powtórzeń, najczęściej w akompaniamencie jęków i wzdychań przypominających walkę z zatwardzeniem. Kiedy po ćwiczeniu puszcza hantle, trzęsie się podłoga na całym piętrze. Mocno pobudzony, co chwila przegląda się w lustrze – gdyby mógł, mierzyłby obwód bicepsa centymetrem krawieckim po każdej serii. Przynajmniej raz na miesiąc nałoży na sztangę takie obciążenie, że pół sali trzyma kciuki, aby nie podniósł. Raz i w dodatku cudem, ale podnosi. Wszyscy jak jeden mąż myślą wtedy „jebany! I tak zejdzie na zawał”, a po powrocie do domu szukają informacji, jaki zastrzyk najlepiej zapodać żeby targać tyle samo.
Platyna w LoL-u
Typowy nerd, najczęściej w okularach, czasem kuc. Wyszedł ze swojej piwnicy i chyba zabłądził. Często z kolegą, czasem bardziej doświadczonym, ale też nerdem. Rozmawiają o grach i matematyce, ale ćwiczą. Krótko, bo to przecież dopiero początek przygody i przemiany. Zapał mija tak szybko jak przychodzi, więc zapewne korzystał tylko z sugestii hejtującego go kolegi z forum LoL-a. Znikomy procent z nich porzuca komputerowe rozrywki na rzecz budowy ciała doskonałego. Po treningu przyjeżdżają po nich rodzice.
Stary, ale jary
Widać po nim lata treningu, choć ciało powoli wiotczeje. Walczy z naturą, najczęściej w towarzystwie kolegi. Lustruje każdy damski towar na siłowni licząc na to, że po siłce pojedzie z nią do hotelu w swoim drogim BMW. Bez skutku – nie wie bowiem, że lepiej zadziałałby wypełniony dwustuzłotówkami portfel wypadający, zupełnie przypadkiem, z kieszeni podczas serii na klatę. Najczęściej bez obrączki, choć opalenizna zdradza czekającą w domu żonę i dzieci. Po treningu zapewne jedzie z kolegą na dziwki dając upust nagromadzonemu testosteronowi.
A Wy do której grupy się zaliczacie?